„Wilk” w klatce

70 lat temu w mokotowskim więzieniu umiera legendarny dowódca AK na Wileńszczyźnie. Jego historia pokazuje, w jakim potrzasku po 1945 r. znaleźli się ludzie podziemia.

20.09.2021

Czyta się kilka minut

Ppłk Aleksander Krzyżanowski odwiedza żołnierzy z 3. wileńskiej brygady AK, jednego z większych oddziałów akowskich na Wileńszczyźnie (stoi pierwszy z prawej przed szeregiem partyzantów). / Zbiory rodzinne Olgi Krzyżanowskiej / Archiwum Krzysztofa Tarki
Ppłk Aleksander Krzyżanowski odwiedza żołnierzy z 3. wileńskiej brygady AK, jednego z większych oddziałów akowskich na Wileńszczyźnie (stoi pierwszy z prawej przed szeregiem partyzantów). / Zbiory rodzinne Olgi Krzyżanowskiej / Archiwum Krzysztofa Tarki

Gdy wrócił do pojałtańskiej Polski, nie chciał już walczyć. Może miał zwyczajnie dość – po pięciu latach w konspiracji podczas II wojny światowej (gdy ukrywał się przed NKWD i Gestapo), a potem po kolejnych trzech, które spędził w sowieckich więzieniach i łagrach. Byłoby zrozumiałe, gdyby miał dosyć.

Niezależnie od tego, czy tak było, wiemy, że w powojenną działalność podziemną nie chciał się angażować także z przekonania: uważał, że konspiracja może przynieść tylko kolejne ofiary. Niewiele to jednak dało. W kraju, który powstawał po roku 1945, dla takich jak on – pułkownik Aleksander Krzyżanowski, pseudonim „Wilk” – nie było miejsca. A w każdym razie nie na wolności.

Życie żołnierza

Kiedyś, na początku, chciał zostać inżynierem. Mając 21 lat, zapisał się do Instytutu Technologicznego w Piotrogrodzie (dziś Petersburg), dokąd rodzina – polscy poddani cara – przeniosła się z Homla akurat w roku, w którym wybuchła I wojna światowa. Nie postudiował długo. Jeszcze w tym samym 1916 r. został powołany do armii i skierowany do artylerii.

Gdy po rewolucji lutowej 1917 r. w armii rosyjskiej powstają jednostki narodowe, trafia do I Korpusu Polskiego, a w 1918 r. do powstającego Wojska Polskiego. Potem jest wojna z bolszewikami (1919-20; dostaje Krzyż Walecznych), którą kończy w stopniu porucznika.

Nastaje pokój, a on zostaje w armii i przez dwie dekady II RP służy jako zawodowy oficer artylerii w licznych garnizonach, od Bydgoszczy po Tarnopol. W 1927 r. żeni się z Janiną, dwa lata później rodzi się Olga. Małżeństwo nie jest udane, jeszcze przed 1939 r. faktycznie przestaje istnieć.

Kiedy wybucha II wojna światowa, ma 44 lata. Przechodzi kampanię wrześniową, unika niewoli i od jesieni 1939 r. działa w konspiracji: w Służbie Zwycięstwu Polski, a potem Związku Walki Zbrojnej, w 1942 r. przekształconym w Armię Krajową. Jeszcze w listopadzie 1939 r. zostaje wysłany do Wilna, które od niedawna znajduje się w rękach Litwinów. Zostaje kwatermistrzem (dziś powiedzielibyśmy: szefem logistyki), a niebawem zastępcą dowódcy Okręgu Wileńskiego ZWZ. Latem 1940 r. Sowieci anektują Litwę wraz z Wilnem. Gdy w połowie 1941 r. Wileńszczyzna znalazła się pod okupacją niemiecką, jest już komendantem okręgu. W lipcu 1944 r. dowodzi oddziałami AK w operacji „Ostra Brama” (wyzwolenie Wilna). Podstępnie aresztowany przez NKWD, ponad trzy lata spędza w sowieckich więzieniach i obozach.

Zwolniony, w listopadzie 1947 r. jedzie do pojałtańskiej Polski. Na wolności będzie przebywać osiem miesięcy.

Moje gniazdo w Pakości

Po przyjeździe do kraju ujawnia się w urzędzie repatriacyjnym w Białej Podlaskiej, a potem zgłasza się do Ministerstwa Obrony: informuje o swej działalności w okresie wojny i pobycie w łagrach (w Związku Sowieckim był więziony pod nazwiskiem „Jan Kulczycki”; NKWD nie ustaliło jego prawdziwych personaliów). Deklaruje lojalność wobec nowych władz. Jak już powiedzieliśmy, nie chce angażować się na nowo w konspirację.

Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego jednak o nim nie zapomina. Na początku czerwca 1948 r. uruchamia jego agenturalne rozpracowanie. Równocześnie w MBP powstaje plan rozprawienia się z całym środowiskiem byłych wileńskich akowców.

Tymczasem on, po latach życia w ukryciu, chce poświęcić się rodzinie i pracy. W Gdańsku mieszka żona z córką (po 1989 r. Olga Krzyżanowska będzie posłanką i wicemarszałek Sejmu). Aleksander ma nadzieję, że uda się odbudować związek z Janiną.

Wiosną 1948 r. zostaje kierownikiem Centralnej Składnicy Rozliczeniowej Akcji Siewnej Dyrekcji Roszarń Lnu i Konopi w placówce w Pakości na Kujawach (w otrzymaniu tej pracy pomaga fakt, że dyrektorem Zjednoczenia Roszarń Lnu i Konopi jest Czesław Dębicki, jego były podkomendny z AK).

Namawiając córkę do odwiedzin, pisze: „Moje gniazdo w Pakości jest bardzo efektowne: mieszkam w pałacyku, który tonie w powodzi róż, zaś druga fala powodzi to ogórki, truskawki, czereśnie, a trzecia jabłka, gruszki, śliwki. Miasteczko parutysięczne b. małe. Do swojej dyspozycji mam dwa pokoje z dywanami, łazienkami, itp. instytucjami”.

Jego ukochana Oleńka jest na pierwszym roku medycyny w Gdańsku. Zdaje ostatnie egzaminy i 5 lipca jedzie do Pakości. Nie zastaje ojca, który wyjechał służbowo. Słyszy, że niebawem wróci. Nie zobaczy go już nigdy.

Dwa dni wcześniej, 3 lipca 1948 r., w Poznaniu, po naradzie dyrektorów zakładów roszarniczych, Krzyżanowski odwiedza Kazimierza Pietraszkiewicza. To były żołnierz wileńskiej AK, a teraz dyrektor Lniarsko-Konopnej Centralnej Stacji Doświadczalnej. Pietraszkiewicz jest zaangażowany w powojenną konspirację.

Podczas ich spotkania do mieszkania wkracza UB. Krzyżanowski i Pietraszkiewicz zostają aresztowani.

Bez wyjścia

Historycy, którzy badają dzieje powojennej konspiracji, wskazują na różne motywy, jakimi kierowali się ludzie, którzy po 1944-45 r. kontynuowali walkę.

Jedni decydowali się na to, bo uważali, że bój o niepodległość ma wciąż sens. Inni z przekonania, że rządy komunistów to okres przejściowy, że wolne wybory (gwarantowane wszak przez Churchilla i Roosevelta) wygra PSL, a wtedy oni wyjdą z lasu i utworzą polskie wojsko. Jeszcze inni czynili tak z lojalności wobec kolegów: w sytuacji ekstremalnej między ludźmi powstają silne więzi, a taką była wszak konspiracja (czasem te motywy nakładały się).

Często było też tak, że decyzja o pozostaniu w konspiracji wynikała z braku lepszego wyboru. Ludzie, którzy już latem i jesienią 1945 r. (tzw. amnestia) ujawniali przed nową władzą swoją działalność pod okupacją niemiecką, trafiali na celownik UB. Bywało, że za samo to trafiali do więzienia („Był w AK, do winy się nie przyznaje”; „Podczas okupacji niemieckiej należał do nielegalnej organizacji” – to cytaty z protokołów przesłuchań). W tej sytuacji pójście na nowo „do lasu” stawało się jedyną dostępną (obok np. próby ucieczki na Zachód, co też wiązało się z ryzykiem) strategią przetrwania.

Jeśli tak traktowani są szeregowi członkowie wojennego podziemia, zwłaszcza AK i NSZ, to cóż dopiero – ich dowódcy. O ile więc aresztowanie „Wilka” jest zapewne przypadkowe, o tyle nowe władze ujęcie go traktują jako okazję, by zdyskredytować wileńską AK.

Podczas przesłuchań Krzyżanowski przedstawia swój życiorys; nie zataja funkcji, które pełnił, przedstawia obsadę sztabu wileńskiej AK (choć podaje tylko pseudonimy; w ogóle w zeznaniach unika nazwisk, ogranicza się do pseudonimów.). Wspomina o starciach AK z Niemcami. Mówi o dobrych na początku relacjach z partyzantką sowiecką. Ale potem „w sierpniu 1943 r. stosunki zepsuły się, ponieważ partyzantka sowiecka rozpoczęła rozbrajanie naszych oddziałów”.

20 lipca 1948 r. zostaje przewieziony do Warszawy, do więzienia mokotowskiego. Jego sprawa ma być rozstrzygana na szczeblu centralnym.

Oskarżenie

Przesłuchujący go funkcjonariusze UB pytają o działalność podczas wojny i późniejsze kontakty z byłymi podwładnymi. Wyjaśnia, że spotkał się z kilkoma, ale towarzysko.

Z protokołów przesłuchań widać, że UB usiłuje sformułować wobec „Wilka” oskarżenie o współpracę z Niemcami. Gdy pada pytanie o pierwsze rozmo- wy z władzami niemieckimi, „Wilk” opowiada o spotkaniu z porucznikiem Wehrmachtu w styczniu 1944 r. w okolicy Mikuliszek. „Wilk” przebywał wtedy na inspekcji w 5. Brygadzie AK „Łupaszki” (por. Zygmunta Szendzielarza). W zeznaniu podkreśla teraz, że odrzucił niemiecką ofertę współpracy, a wyjaśniając okoliczności tej oferty, tłumaczy, że pojawiła się po tym, jak w Puszczy Nalibockiej partyzantka sowiecka rozbiła jeden z nowogródzkich oddziałów AK. Jego dowódca por. Adolf Pilch „Góra”, ratując resztki oddziału, przyjął wtedy chwilowo niemiecką pomoc. „Jak wywnioskowałem – stwierdza teraz „Wilk” – fakt ten dawał Niemcom atut stosowania analogicznych posunięć [na Wileńszczyźnie]”.

11 kwietnia 1949 r. UB sporządza akt oskarżenia. „Wilkowi” zarzuca się, że jako komendant Okręgu Wileńskiego ZWZ-AK, „idąc na rękę władzy okupacyjnej niemieckiej”, zorganizował placówkę, która miała rozpracowywać i mordować komunistów, informować Niemców o partyzantce sowieckiej i rozmawiać z Wehrmachtem w celu dozbrojenia wileńskiej AK oraz wspólnej walki z Sowietami. Ponadto zarzuca mu się, że po zwolnieniu z łagru i przyjeździe do kraju miał objąć kierownictwo szpiegowskiej organizacji, utworzonej z byłych członków wileńskiej AK.

Akt oskarżenia zatwierdza Adam Humer, wicedyrektor Departamentu Śledczego MBP. Cel całej operacji jest jasny: podczas pokazowego procesu AK ma być przedstawiona jako organizacja kolaborująca z Niemcami.

Krzyżanowski nie przyznaje się do zarzutów, które są bezpodstawne. Nie poczuwając się do żadnej winy, kategorycznie odmawia złożenia podpisu pod aktem oskarżenia. W tych warunkach to jedyna możliwa forma protestu.

Testament

Bezskuteczne pozostają zabiegi rodziny o umożliwienie widzenia. Władze więzienne zezwalają jedynie na przesyłanie listów i paczek żywnościowych. Od Aleksandra sporadycznie docierają więc oficjalnie wysyłane kartki pocztowe i listy – oraz przekazywane nielegalnie grypsy. Informuje lakonicznie o swej sytuacji („raz gorzej, raz lepiej – ot, zwykły los gruźlika”, list z 20 maja 1951 r.). Ogromną radość sprawiają mu listy od matki i siostry. Z utęsknieniem oczekuje wieści od córki („Piszcie częściej, bo listy od Was to jedyna moja radość”, kartka z 2 lipca 1950 r.).

Do mieszkającej w Gdańsku żony i córki, za pośrednictwem nieznanych im osób, dociera kilka grypsów. W pierwszym, z 1949 r., Aleksander pisze: „Byłem li tylko żołnierzem, który walczył pod orłem z koroną i to jest uważane za zbrodnię”. Z żalem pisze do córki, że plany wspólnego zamieszkania spaliły na panewce: „Widać jednak nie mam szczęścia do »gniazda rodzinnego«, mój los to los odyńca i to w klatce”.

Gryps z końca listopada 1949 r. to rodzaj testamentu. Pisze do córki: „Może byłem niezłym ojcem. Może popełniłem jednak błąd życiowy i nadmiernie poświęciłem się sprawie ogólnej. Trudno mi sądzić samemu, więc sądź Ty. Ogólnie jednak mój bilans życiowy jest jakby ujemny, jestem niezaprzeczalnie bankrutem w dziedzinie ogólnej, jak również w życiu prywatnym. Może winna temu moja donkiszoteria, może zbytnie ryzykanctwo, po prostu jakby pewna niezdolność do przystosowania do współczesnego życia”.

Ma poczucie klęski: „Jeszcze w roku ubiegłym myślałem, że jako jedyny spadek zostawię Ci dobre imię. Ale i to jakby bierze w łeb, ponieważ (...) okazuje się, że mój cały i szczery żołnierski wysiłek był li tylko zbrodnią. Po powrocie do kraju tak chciałem odpocząć (...), odchodząc jak najdalej od polityki. Ale nie uratowało to mnie od mego dzisiejszego losu. Nie chcę nikogo obwiniać, ale sam również nie poczuwam się do żadnej winy. Mówię Ci o tym, ponieważ wiem, że mnie i moje imię, jako reprezentujące »coś«, postarają się zohydzić i zarzucić błotem, tym bardziej, że bronić się nie mogę”.

Potrafi zdobyć się na dowcipny ton. List kończy pozdrowieniem: „Twój zawsze wierny Tobie Tatek-Krawatek i dozgonny przyjaciel”.

Janina

Wiosną 1949 r. bezpieka przymusza do współpracy żonę „Wilka”. Nadają jej pseudonim „Joanna”. UB ma nadzieję, że jako osoba ciesząca się poważaniem w środowisku wileńskim będzie cennym agentem.

Funkcjonariusze werbują Janinę, grożąc jej i jej siostrze długoletnim więzieniem. Mimo podpisania zobowiązania do współpracy, nie spełnia oczekiwań UB. Widać, że stara się przekazywać oględne informacje, stosuje uniki. Np. pytana o mjra Czesława Dębickiego „Jaremę”, jednego z ważniejszych oficerów wileńskiej AK, stwierdza, że zna profesora chirurgii z Gdańska o tym nazwisku. Jej wnuczka zapamięta, że zwykle radosna „babcia Jasia”, nawet po latach, gdy wspominała o przesłuchaniach na UB, przestawała się śmiać.

Gdy Aleksander przebywał w więzieniu mokotowskim, Janina przeprowadza rozwód, a w lipcu 1950 r. wychodzi powtórnie za mąż. Niektórzy byli podkomendni „Wilka” mają jej to za złe i nawet przestają podawać jej rękę na powitanie. Dla niej związek z Aleksandrem skończył się już dawno, jeszcze przed wojną, choć formalnie nadal byli małżeństwem.

Łączka

Zapowiadana na 27 maja 1949 r. rozprawa nie odbywa się. W załączonej do akt opinii czytamy: „Obecny stan więźnia nie pozwala na jego stawiennictwo na sprawę sądową. Wyżej wymieniony przebywa na oddziale gruźliczym Centralnego Szpitala Więziennictwa od dnia 9 października 1948 r. Stan chorego bardzo ciężki, rokowania złe”.

MBP jeszcze kilkakrotnie podejmuje próbę rozpoczęcia procesu. Lekarze więzienni nie widzą takiej możliwości. 22 września 1951 r. naczelnik więzienia przesyła orzeczenie komisji lekarskiej, która uznaje, iż oskarżony „w obecnym stanie zdrowia może być na rozprawie sądowej tylko w pozycji leżącej”.

Tydzień później, 29 września, Krzyżanowski umiera w szpitalu więziennym. Jako przyczyna śmierci, obok wycieńczenia organizmu, podana jest gruźlica.

Zwłoki zostają w tajemnicy zakopane (trudno mówić o pochówku) przez więzienne władze na terenie między Powązkami komunalnymi a wojskowymi, na tzw. Łączce. To miejsce grzebania więźniów zmarłych i straconych na Mokotowie. Rodzina nic o tym nie wie. Mało tego – przez jakiś czas władze więzienne nadal przyjmują paczki żywnościowe.

Ekshumacja

Po 1956 r. rodzina i byli podkomendni zastanawiają się nad możliwością rehabilitacji. Jednak Krzyżanowski nie był sądzony, nie ma więc podstaw do występowania z rewizją. Poza tym uznają, że nie ma go przed kim rehabilitować.

Wciąż nieznane jest miejsce pochówku. W tej sprawie córka zwraca się do prokuratury wojskowej w Warszawie. Po wyjściu z więzienia starania podejmuje też były podkomendny „Wilka” Kazimierz Augustowski, teraz działacz stowarzyszenia Pax. Ostatecznie miejsce zakopania ciała wskazuje grabarz z Powązek.

Po uzyskaniu zezwolenia, 26 kwietnia 1957 r. następuje ekshumacja. Miejsce nie jest oznaczone, ale zostało wskazane trafnie. Szczątki leżą w trumnie bez wieka. „Wilka” rozpoznaje po uzębieniu była żona (z zawodu stomatolog), Augustowski zaś poznaje sprzączkę od kanadyjskich butów, które kupił „Wilkowi” po jego przyjeździe z łagru, i strzępy wełnianej koszuli amerykańskiej, którą mu podarował. Ekshumację popiera Bolesław Piasecki, przewodniczący stowarzyszenia Pax, współpracującego z władzami komunistycznymi (w 1944 r. „Wilk” był dowódcą Piaseckiego na Wileńszczyźnie).

27 kwietnia 1957 r. szczątki „Wilka” zostają przeniesione na powązkowski Cmentarz Wojskowy. Nekrologi zawiadamiające o pogrzebie ukazują się w paksowskim tygodniku „Kierunki” i dzienniku „Słowo Powszechne” oraz w „Głosie Wielkopolski”. Natomiast ręcznie pisane klepsydry (w liczbie pięciu sztuk, jak odnotuje UB) zostają nalepione na warszawskich kościołach.

Pogrzeb gromadzi wielu byłych żołnierzy „Wilka” i staje się manifestacją patriotyczną. Według szacunków bezpieki na cmentarzu jest 700-800 osób, a w notatce po pogrzebie podkreśla się, iż „na uwagę zasługuje fakt, że wszyscy się znali, ewentualnie wzajemnie zapoznawali się przez wspólnych znajomych”. Do nieznajomych odnoszono się podejrzliwie, co utrudniało działanie funkcjonariuszy, którzy wmieszali się w tłum i robili zdjęcia.

Akapit

Przy grobie „Wilka” przemawia m.in. ppłk Jan Mazurkiewicz „Radosław”, legendarny dowódca AK z powstania warszawskiego. Mówi: „Trzy lata śledztwa, w znanych już dziś powszechnie warunkach i grób pod płotem cmentarza dla bezdomnych, z dala od towarzyszy broni – to końcowa faza Jego żołnierskiego szlaku bojowego – bo i w więzieniu będąc – walczył o zwycięstwo prawdy i sprawiedliwości”. Na grobie staje żelazny krzyż i tablica z informacją „zginął śmiercią tragiczną w więzieniu Mokotowskim”.

W 1975 r. rodzina zamienia krzyż na grobowiec z piaskowca. Z nagrobnej tablicy musi już jednak usunąć niewygodny dla władz PRL akapit.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2021