Wierzymy indywidualnie

Dla statystycznego Polaka wiara się indywidualizuje. W Kościele tego jednak nie słyszymy, bo o religii chcemy mówić za pomocą plakatów.

21.03.2015

Czyta się kilka minut

Błażej Strzelczyk/foto: Michał Łepecki/Agencja Gazeta /
Błażej Strzelczyk/foto: Michał Łepecki/Agencja Gazeta /

Wyobrażam sobie, że polscy chrześcijanie jadący na misję – załóżmy – do jakiegoś kraju Afryki, najpierw uczą się lokalnego języka. Później sprawdzają w co wierzą ludzie, do których pojechali. Jakie mają praktyki religijne. Jaki jest ich temperament. Z czym mają największe problemy. Dopiero po przeanalizowaniu tych wszystkich istotnych spraw misjonarze zastanawiają się nad sposobem i metodami współpracy z mieszkańcami do których przyjechali. Później swoją ewangelizacją opierają na tym, co zastali. My, w Polsce, tej lekcji nie odrobiliśmy. Na zmieniający się temperament Polaków odpowiadamy starymi metodami. Czas na weryfikację i zmiany.

Wiara

Od kilku lat mówi się w Kościele, że role się odwróciły. Że w gruncie rzeczy tam, w Afryce (czy jak to mówi Franciszek – na peryferiach) tętni życie, podczas gdy tu, w Europie, nastąpił jakiś kryzys.

Mówi to papież, mówią to misjonarze, mówi to wreszcie Polski Kościół. Ile już razy słyszeliśmy gorzkie słowa, zwracające uwagę na laicyzujący się europejski świat? Owszem, badania CBOS potwierdzają te sądy. Wynika z nich, że wiara Polaków się indywidualizuje i prywatyzuje. Jak rozumiem, wierzący Polacy w dużej mierze nie identyfikują się z religijnymi praktykami Kościoła Katolickiego. W parze z prywatyzacją wiary pogłębia się antyklerykalizm.

Jednocześnie, okazuje się, że potrzebujemy jakiegoś doświadczenia ciszy, spokoju, stabilizacji, wejrzenia w głąb siebie, duchowego doświadczenia. Coraz więcej jest szkół jogi, powiększa się ruch medytacyjny. Słowem: Polacy na własną rękę szukają głębi. Miejsca, które da im duchową stabilizacją.

Praktyka

Ci, którzy do kościoła w niedzielę nie idą, wolny dzień spędzają w parkach, restauracjach albo w domu. Odpoczywają. Symbolem współczesnych trzydziestoparolatków stają się leżaki, które łatwo znaleźć w niemal każdej modnej knajpie. I paradoksalnie wiążę to z ruchem medytacyjnym. Odchodzimy od instytucjonalizacji wiary i szukamy jej w innych przestrzeniach życia. Odkładamy też życiowe decyzje na później. Chcemy zwolnić tempo. Wybieramy ekologiczne produkty spożywcze. Wypisujemy się z wyścigu szczurów. Na tej kanwie powstały nawet nowe ruchy religijne. W Rosji dla przykładu: dzwoniące cedry. Czy w takim trybie życie jest miejsce dla spotkania z Bogiem? Dla wiary?

No właśnie tak! Problem w tym, że nie widzimy w Kościele prób realizacji tych potrzeb.

Pamiętam, jak kilka lat temu pisałem o medytacji chrześcijańskiej. Modlitwie ojców pustyni. Modlitwie oddechem. Która wycisza, koi emocje, a jednocześnie jest skierowana na Boga. Pamiętam jak moi ortodoksyjni współbracia w wierze odsądzali mnie od czci i wiary, że rozmydlam wiarę, bo szukam praktyk medytacyjnych w Buddyzmie.

Instytucja

Jak praktykujemy religijność? Jak uczymy do "dojrzałości religijnej"? Niech świadczy o tym tak haistoria:

Kozienice. Parafia św. Rodziny. Wchodzę do kościoła na mszę o godzinie 18. Rozpocznie się za 10 minut. W kościele kończy się nabożeństwo różańcowe. Obok kościoła w Kozienicach są garaże. Gdy jest 17.55, zza garaży wychodzi grupa gimnazjalistów dogaszających pety. W rękach trzymają książeczki. To takie indeksy, w których zbierają podpisy księdza – forma zaliczenia obecność na nabożeństwie różańcowym, potrzebna podczas przygotowania do sakramentu bierzmowania. Oczywiście obowiązkowa. Wchodzą. Kucają na podniesienie Najświętszego Sakramentu, wstają, ustawiają się w kolejce i wędrują dumnie do zakrystii z prośbą o podpis. Ksiądz podpisuje, bo „troszczy się o rozwój kandydatów do bierzmowania”.

To jakiś układ? My wam podpisujemy te książeczki na ładne oczy, wy siedzicie i palicie szlugi za garażami. Gdyby ktoś pytał, to wszystko z „troską”, a co złego, to „liberalne media” i „wrogi kulturze chrześcijańskiej dżęder”?

Misja

Gdybyśmy w Kościele rzeczywiście widzieli problemy Polaków i chcieli na nie odpowiedzieć, a nie skupiali się na tym, co nam się wydaje, że jest problemem, to z jednej strony nie wpadlibyśmy na pomysł, by o grzechach mówić na bilbordach, a z drugiej, badania CBOS wyglądałyby inaczej.

Czas zrozumieć, że Polska stała się dla Kościoła krajem misyjnym (o słabnącej wierze świadczą badania i słowa biskupów). Skoro zatem Polska jest krajem misyjnym, to księża, biskupi i zwykli wierni stają się misjonarzami. Chcemy rościć sobie prawo do wpływania na Polaków. To dla nas ważne. W myśl zasady z pierwszego akapitu, że zanim zacznie się ewangelizować, najpierw trzeba „poznać teren”, powinniśmy wyciągnąć wnioski z ostatnich badań CBOS. Mówią nam one o prywatnej religijności. Skoro wiara Polaków staje się indywidualna, to również indywidualne staje się wszystko, co tej wiary dotyczy: modlitwa, moralność, grzech.

Czy nam się to podoba czy nie, jeśli na tej podstawie nie zaczniemy mówić o Bogu, to nieuzasadnione staną się lamenty na pogłębiającą się laicyzację.

O tym, że pierwszej lekcji nie odrobiliśmy – że nie przeanalizowaliśmy temperamentu i praktyk religijnych Polaków – świadczą błędy z ostatnich tygodni.

Grzech

Nie ma w religii, poza modlitwą, chyba nic bardziej intymnego, niż doświadczenie grzechu. Brzydzimy się go. Doskwiera nam. Drążni nas. Wprowadza w zakłopotanie. Psuje relacje z ludźmi, których kochamy. Psuje nam też relację z Bogiem. Jest naszą sprawą prywatną i intymną.

Pisałem niedawno, że aby zrozumieć grzech i go zwalczyć, najpierw musimy zrozumieć miłość Boga. Że jeśli grzeszymy i nie mamy perspektywy miłości Boga, to w gruncie rzeczy grzech nic dla nas nie znaczy. Zrozumienie miłości Boga staje się pierwszym etapem w rozumieniu swojego grzechu, swoich błędów, i jest jedną z motywacji do zerwania z grzechem.

Oprócz tego pierwszego etapu, w którym rozumiemy miłości Boga. I oprócz drugiego etapu, w którym dzięki miłości Boga rozumiem nasz grzech, jest jeszcze trzeci etap.

Nie poszlibyśmy do spowiedzi i nie prosilibyśmy Boga o oczyszczenie, gdybyśmy nie sądzili, że grzech jest silniejszy od nas. Że nie możemy sobie z nim poradzić. Grzech jest – owszem – silniejszy od nas, ale nie jest przecież silniejszy od Boga. Zatem postanowienie poprawy musi nastąpić w relacji z Bogiem. Z jego miłością.

Mówię więc: grzeszę. Nie mogę sobie z tym poradzić. Muszę iść do spowiedzi. Odpuszczają mi się grzech. I wreszcie: Boże, teraz też Cię potrzebuję, bo sam nie dam rady.

Na tym zatem polega miłosierdzie Boga. Ono nie jest bagatelizowaniem grzechów. Ktoś, kto powołuje się na miłosierdzie Boga, nie mówi wcale, że można robić, co mu się żywnie podoba. Że wszystko wolno. Miłosierdzie oznacza rodzaj współpracy z Bogiem. Również współpracy podczas walki z grzechami.

I jest w tym wszystkim również sprawiedliwość. Ale sprawiedliwość Boga nie polega przecież na sprawiedliwości rozumianej po ludzku. W której oznacza karę za złe i nagrodę za dobre czyny.

Sprawiedliwość Boga polega na jego miłosierdziu. A miłosierdzie Boga na jego sprawiedliwości. Przesadzanie w jedną, albo drugą stronę, jest zaburzeniem tej logiki.

Sprawa Billboardu o cudzołóstwie pokazuje nam więc jakąś smutną prawdę o pojęciu grzechu w Kościele. Nie krytykuję samej idei. Krytykuję głównie tych, którzy billboard chwalą.

Plakat po pierwsze nie pokazuje nam czym w istocie jest grzech, bo pomija dwie kluczowe perspektywy: że Bóg nas kocha i że Bóg jest silniejszy od grzechu. We właściwej perspektywie lepszy byłby komunikat: Cudzołóstwo to grzech. Bóg pomoże Ci go zwalczyć.

Stąd też krytycy billboardu mówią, że nie ma w nim pozytywnego przesłania. Nie ma, bo nic, co jest oskarżeniem, nie ma dość siły, by nas pociągnąć i za tym pójść.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.).