Wiersze na Nowy Rok

05.01.2003

Czyta się kilka minut

Czesław Miłosz: ORFEUSZ I EURYDYKA -poemat, który miał swój pierwodruk w jednym z październikowych numerów „Tygodnika”, ukazuje się teraz osobno, wraz z przekładami na cztery języki: angielski (Miłosz z Robertem Hassem), niemiecki (Doreen Daume), rosyjski (Anatol Rojtman) i szwedzki (Anders Bodegard). Książka, w opracowaniu graficznym Tomasza Leca, dedykowana jest pamięci Carol, zmarłej w sierpniu żony Czesława Miłosza.

„Orfeusz i Eurydyka”, poetycki hołd dla Carol, to niezwykłe dzieło, w którym przemierzamy dwie przenikające się przestrzenie: odwieczna mityczna opowieść znalazła tu współczesną konkretyzację, a osobisty dramat przeniesiony został w obszar mitu, nie tracąc nic ze swej dojmującej realności.
Pchnął drzwi. Szedł labiryntem korytarzy, wind.

Sine światło nie było światłem, ale ziemskim mrokiem. Elektroniczne psy mijały go bez szelestu.

Zjeżdżał piętro po piętrze, sto, trzysta, w dół. Marzł. Miał świadomość, że znalazł się w Nigdzie. Pod tysiącami zastygłych stuleci,

Naprochowisku zetlałychpokoleń, To królestwo zdawało się nie mieć dna ni kresu.

Zapiera dech ta podróż do Hadesu, kryjącego się dziś za oszklonymi drzwiami jednego z anonimowych gmachów nowoczesnej metropolii... (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003, s. 54. Na okładce wykorzystano fragment obrazu Tycjana „Orfeusz i Eurydyka”.)

Julia Hartwig: BŁYSKI - ta książka nie daje się zaszufladkować i umieszczenie jej pod nadtytułem „Wiersze na Nowy Rok” stanowi właściwie nadużycie. „Pisząc »Bły-ski«, miałam od razu poczucie, że jest to zupełnie autonomiczna forma - mówiła niedawno Julia Hartwig w rozmowie z Jarosławem Mikołajewskim. - Ze nie są to ani ścinki, ani pomysły do wierszy, lecz coś innego... Błysk może być jakąś ideą, myślą, która prowadzi do wiersza, ale nigdy nie jest fragmentem utworu, który nie powstał. To jest zupełnie osobny sposób wypowiedzi, niezależny zarówno od poematu prozą, jak i od wiersza”.
A więc chwile zachwytu, dla których zabrakło jeszcze pełnej formy poetyckiej. Dotknięcie świata poprzez obraz, zasłyszane zdanie, zanotowaną na gorąco refleksję. Refleksja ta jest niekiedy niepokojącym pytaniem zrodzonym z obserwacji rzeczywistości - niekiedy zaś celną i ostrą konstatacją, przywracającą poczucie miary. Na przykład taką:
Zaśmiałam się.

Przyznaję, nie był to dobry śmiech. Ale co powiedzieć na takie zdanie młodego poety: „Czuję żywotność moich wierszy i jestem świadomy ich znaczenia dla kultury”.
Albo taką:
Faktycznie jest pan trochę naiwny - usłyszał osobnik, który odważył się wyrazić swój osąd moralny.

Albo taką, mniej dosłowną, a przez to może nawet mocniejszą:

Niech anioły potwierdzą swoje istnienie odciskami palców...

Błysk to także myśl cudza, wynotowana podczas lektury - Eliadego, Borgesa, Apollinaire'a, który zresztą podsunął tytuł dla książki. „Jeśli wypisuję tu jakieś uwagi innych pisarzy czy myślicieli - tłumaczy poetka - to są to na ogół zdania, które wyrażają niepewność, wątpliwość, oczekiwanie, wahanie. I to, że je zapisuję wśród własnych spostrzeżeń, stanowi dla mnie rodzaj porozumienia nie tyle ze światem, ile z innymi ludźmi myślącymi, z którymi spotykam się na drodze niepewności i poszukiwań”.

Można w tej książce znaleźć także okruchy autoportretu czy może raczej poetyckiego autokomentarza, wyraziste odbicie samoświadomości autorki. Posłuchajmy:

Co robisz?

Pielę wspomnienia.

*

Nie chcę czerpać z wody zapomnienia, a udręczają mnie wody pamięci.

*

Żeby dojść do ironii, trzeba przebyć daleką drogę. Pewno już nie zdążę.

*

Nie pisałaś o najważniejszym. Zbliżałaś się i oddalałaś. Ale to było za trudne.

*

Nie łudź się, niczego nie da się uporządkować.

*

Jestem tu tylko trochę. Gdzie jest reszta, nie wiem.

Po „Nie ma odpowiedzi”, po „Wierszach amerykańskich” to trzecia w ciągu kilkunastu miesięcy książka Julii Hartwig. Każda z nich jest inna, wszystkie -wybitne i ważne. Dla autorki „Błysków” nadeszły rzeczywiście, jak powiedział Czesław Miłosz, „lata urodzajne”. Z czego radość i dla nas, czytelników. (Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2002, s. 100.)

Ewa Lipska: UWAGA: STOPIEŃ - wybór z pięciu tomów wierszy Ewy Lipskiej: „Strefy ograniczonego postoju” (1990), „Stypendystów czasu” (1994), „Ludzi dla początkujących” (1997), „1999” (1999) i „Sklepów zoologicznych” (2001). Wybór - a w przypadku tomów ostatnich -właściwie przedruk całości. W takiej zbiorczej lekturze uderza wewnętrzna spójność poetyki Lipskiej, właściwa jej wierszom powściągliwość i językowa precyzja. Ironiczne zdziwienie światem - i uwaga, z jaką ten świat obserwuje. Ironia bywa tu zresztą maską goryczy, niepokoju, cierpienia, chłodny zaś dystans - znakiem uświadomionej utraty.

Jesteśmy uwięzieni w języku i on wyznacza granice naszego poznania, ale równocześnie jest instrumentem niezwykle elastycznym, który - właściwie użyty - otwiera nowe horyzonty, pozwala spojrzeć na rzeczywistość od niespodziewanej strony. I takie właśnie „nowe spojrzenie” staje się naszym udziałem za sprawą wierszy Ewy Lipskiej. Ich elementem podstawowym zdaje się być zaskoczenie. Rozbicie utartego związku frazeologicznego, nieoczekiwane spotkanie słów budzi niepokój, ukazuje znaną z pozoru rzecz w innym świetle, czasem zaś - przynosi olśnienie, jakby ktoś podarował nam klucz do wnętrza zamkniętego dotąd na głucho.

To jeden z najważniejszych głosów naszej literatury ostatnich dziesięcioleci i jedna z najprzenikliwszych diagnoz naszego zdumiewającego świata. Obraz cywilizacyjnych przemian i życia-podróży, która jest tylko „krótkim tranzytem / przez planetę. Zrównaną z ziemią”. „Poezja Lipskiej - pisał przed blisko dwudziestu laty Jerzy Kwiatkowski - żyje swoim czasem bardzo intensywnie. Współczesna historia obecna jest tu jednak przede wszystkim jako metafora czy aluzja, podlega prawom uogólnienia czy - onirycznej deformacji. Tak jak zazwyczaj dzieje się w prawdziwej poezji”. Te słowa brzmią nadal bardzo aktualnie. I - to już na marginesie - nie bardzo rozumiem, czemu jury nagrody Nike nie zauważyło, z konsekwencją godną lepszej sprawy, trzech kolejnych książek Ewy Lipskiej. Jej samej to w niczym nie zaszkodzi; nagrodzie owszem... (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002, s. 112. Projekt okładki i stron tytułowych: Tomasz Lec.) Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 1/2003