Wielki Skok

Ludzie aparatu państwowego i partyjnego PRL zaczęli się angażować w działalność biznesową na długo przed rokiem 1989. Korzyści z tego płynące miały wpływ na ich późniejsze zachowanie: utratę władzy politycznej postrzegali jako cenę przemian własnościowych, których byli beneficjentami.

22.04.2009

Czyta się kilka minut

Dotychczasowa polityka gospodarcza realnego socjalizmu znaczy [dla niego] tyle, co wierzenia jakiegoś szczepu zamieszkującego dorzecze Amazonki" - tak w swoich wspomnieniach charakteryzował poglądy ministra przemysłu Mieczysława Wilczka jego szef, premier Mieczysław Rakowski. Wilczek, milioner z legitymacją członka PZPR w kieszeni, stał się symbolem radykalnego zwrotu w polityce gospodarczej, jakiego dokonał w końcu 1988 r. nowy rząd utworzony wówczas przez Rakowskiego.

Model chiński?

Do dziś otwarte pozostaje pytanie, czy celem działań podejmowanych wówczas przez ekipę Jaruzelskiego była realizacja tzw. wariantu chińskiego - czyli daleko posuniętej liberalizacji i częściowej prywatyzacji gospodarki, przy równoczesnym utrzymaniu autorytarnego systemu rządów. Wedle tej hipotezy cała operacja Okrągłego Stołu miała być swoistą zasłoną dymną, która z jednej strony miała uspokoić coraz bardziej niezadowolone społeczeństwo, z drugiej zaś poprawić na tyle notowania władz PRL na Zachodzie, by otworzyć na nowo strumień kredytów przerwany po wprowadzeniu stanu wojennego.

Zarówno w archiwach pozostałych po PZPR, jak i w tych ocalałych po strukturach SB, nie udało się dotąd odnaleźć dokumentów, które potwierdzałyby istnienie tego rodzaju planu. Nie wyklucza to jednak, że niektórzy ludzie z kierownictwa PZPR właśnie tak mogli sobie wyobrażać przyszłość co najmniej do 1995 r., czyli do końca wynegocjowanej przy Okrągłym Stole sześcioletniej kadencji prezydenckiej Jaruzelskiego, który skupić miał w swym ręku najważniejsze atrybuty władzy.

Jeśli zaś nawet ich plany nie sięgały tak daleko, to proces najpierw podskórnej, a następnie już otwartej transformacji systemu gospodarczego - jaki miał miejsce jeszcze przed powstaniem rządu Mazowieckiego latem 1989 r. - zmierzał właśnie w kierunku, jaki później nazwano modelem chińskim. Jego istotę stanowiła konwersja władzy politycznej na kapitał ekonomiczny.

Poligon władz (i służb)

Pierwszym obszarem, na którym zjawisko takiej konwersji wystąpiło na masową skalę, były powstające od 1982 r. tzw. spółki polonijne.

Spółki polonijne stały się dla władz - a w szczególności dla funkcjonariuszy służb specjalnych (zarówno SB, jak i służb wojskowych) - rodzajem poligonu doświadczalnego. Testowano w nich zachowania podmiotów opierających się w swoim działaniu na mechanizmach rynkowych i wykorzystywano je do tajnych działań operacyjnych. Równocześnie nasilało się zjawisko fraternizacji właścicieli spółek z osobami należącymi do aparatu władzy PRL.

Proces ten nie doczekał się jak dotąd rzetelnej analizy historycznej, ale na jego rozmiary wskazuje wystąpienie szefa kontrwywiadu SB z Poznania ppłk. Wojciecha Sobisiaka, który już w lutym 1987 r. wskazywał na zjawisko zatrudniania się w spółkach polonijnych "osób, które w przeszłości zajmowały eksponowane stanowiska w gospodarce narodowej lub sprawowały wysokie funkcje w administracji państwowej i instancjach partyjnych i nadal posiadają określone układy i powiązania w sferach decydenckich. Wśród tej kategorii osób odnotowaliśmy: 15-tu byłych dyrektorów dużych przedsiębiorstw państwowych, 6 sekretarzy instancji wojewódzkiej, 1-go wojewodę, 1-go prokuratora nie mówiąc już o byłych [funkcjonariuszach], jak i członkach rodzin aktualnych funkcjonariuszy resortu [MSW]".

Mimo werbalnych prób przeciwstawienia się takim zjawiskom ekipa Jaruzelskiego w praktyce akceptowała proces, w ramach którego ludzie z aparatu władzy przechodzili do sektora prywatnego. W latach 80. sektor ten, jako jedyna część gospodarki, przeżywał rozwój: w latach 1981-85 zwiększył on poziom produkcji o 13,8 proc., podczas gdy w tym samym czasie wytwórczość sektora państwowego zmniejszyła się o 0,2 proc.

Mimo oczywistej niezgodności z pryncypiami ideologicznymi, stan ten był tolerowany, gdyż to właśnie tzw. prywaciarze przynajmniej częściowo łagodzili chroniczny brak towarów konsumpcyjnych, a tym samym odsuwali groźbę kolejnych niepokojów społecznych.

Partia się bogaci

"Dominowało zawołanie enrichissez-vous, bogaćcie się" - oceniał nastroje panujące w niektórych kręgach aparatu władzy Władysław Baka, członek Biura Politycznego i sekretarz KC PZPR. Przyznał też, że "mimo wielokrotnych upomnień" i domagania się, by zahamować narastanie tego rodzaju zjawisk, "tak się nie stało".

Nie mogło być inaczej, skoro samo kierownictwo PZPR zaczęło w połowie 1988 r. zachęcać funkcjonariuszy aparatu partyjnego do działalności gospodarczej. "Nowe regulacje prawne - pisano w notatce Wydziału Gospodarki Wewnątrzpartyjnej KC PZPR z lutego 1989 r. - wywołały olbrzymie zainteresowanie również w komitetach wojewódzkich, które w trosce o zdobycie dla partii dodatkowych dochodów występują z licznymi propozycjami inicjatyw w tej mierze (...). Inicjatywy te najczęściej obejmują: wchodzenie do spółdzielni osób prawnych; tworzenie spółek z o.o.; wchodzenie do spółek akcyjnych poprzez zakup akcji; (...) uruchamianie różnorodnej działalności usługowo-produkcyjnej w wyodrębnianych własnych zakładach".

Kierownictwo PZPR nie tylko akceptowało inicjowanie komercyjnej działalności przez lokalne komitety partyjne, ale samo tworzyło wzory do naśladowania.

Zachęcanie działaczy PZPR do aktywności gospodarczej miało też swój wstydliwie skrywany powód, który z czasem stał się czynnikiem przyśpieszającym erozję centrum władzy: był nim pogarszający się stan finansów PZPR, której budżet w 1988 r. był pokrywany przez składki członkowskie w zaledwie 12 proc. (udział składek w wydatkach partii, które w połowie lat 80. wynosiły 13 mld starych zł - oficjalnie: 88 mln dolarów - spadał od lat 1980-81).

Esbecy do biznesu

Nie tylko partyjni aparatczycy, ale również funkcjonariusze podlegli MSW (a zwłaszcza członkowie ich rodzin) często byli organizatorami i udziałowcami prywatnych spółek powstających z udziałem majątku państwowego. Odbywało się to za zgodą kierownictwa MSW, czego nawet nie ukrywano na wewnętrznych naradach. "Nie jesteśmy przeciwko podejmowaniu działalności handlowej, usługowej czy produkcyjnej na własny rachunek przez rodziny funkcjonariuszy, z wyjątkiem firm polonijnych i z udziałem kapitału zagranicznego" - mówił w kwietniu 1989 r. na II Krajowej Konferencji Przewodniczących Rad Funkcjonariuszy MO i SB szef Służby Polityczno-Wychowaczej MSW Czesław Staszczak (a zatem człowiek odpowiedzialny za tzw. ideologiczny kręgosłup aparatu bezpieczeństwa).

W styczniu 1989 r., na dorocznej odprawie kadry kierowniczej MSW w Legionowie, Staszczak mówił też o "możliwości stworzenia funkcjonariuszom uzyskiwania dodatkowych dochodów" i - "jeśli na to wskazuje interes służby" - o "udzielaniu zgody funkcjonariuszom na dodatkową pracę poza resortem spraw wewnętrznych".

Wedle szacunków inspektorów kadrowych niemal co dziesiąty z blisko 3,5 tys. funkcjonariuszy, którzy odeszli w 1988 r. ze służb podległych MSW na własną prośbę, uczynił to w celu założenia własnego przedsiębiorstwa.

Proces - nazwany później nieprecyzyjnie uwłaszczeniem nomenklatury - przestał być zjawiskiem wstydliwie skrywanym z chwilą powstania jesienią 1988 r. rządu Rakowskiego. Jednym z najważniejszych celów tego gabinetu stało się bowiem jak najszybsze wprowadzenie w życie "założeń planu konsolidacji gospodarki narodowej", który został uchwalony przez IX Plenum KC PZPR we wrześniu 1988 r. Przewidywano w nim m.in. zniesienie koncesjonowania działalności ekonomicznej, równouprawnienie wszystkich form własności, demonopolizację gospodarki i uzdrowienie pieniądza przez stłumienie inflacji i uniezależnienie banku centralnego od rządu. "Gruntowna przebudowa systemu finansowego przedsiębiorstw - stwierdzano - odsłoni nieefektywność różnych jednostek (...). Staną one wówczas przed alternatywą: albo poprawią efektywność i osiągną wynik dodatni, albo znikną z powierzchni życia ekonomicznego".

"Nowa polityka ekonomiczna"

Plan był racjonalny. Ale zarówno w tym, jak i w innych oficjalnych dokumentach nie wspominano o dwóch problemach: co miało się stać z majątkiem przedsiębiorstw "znikających z powierzchni" i jak poradzić sobie z nieuchronnymi protestami zatrudnionych w nich ludzi.

Plan konsolidacji gospodarki przerodził się w pakiet ustaw, które miały zmienić reguły życia ekonomicznego w Polsce - inicjując proces budowy podstaw gospodarki rynkowej. 23 grudnia 1988 r. Sejm PRL uchwalił ustawy "O działalności gospodarczej" oraz "O działalności gospodarczej z udziałem podmiotów zagranicznych", których projekty przygotowywał jeszcze rząd premiera Zbigniewa Messnera.

Nowe przepisy wprowadziły daleko idącą swobodę prowadzenia działalności gospodarczej, ograniczając konieczność uzyskiwania zezwoleń i koncesji tylko do jedenastu dziedzin (m.in. wydobywania kopalin, handlu bronią i produkcji spirytusu). Duże znaczenie miało też wprowadzone w marcu 1989 r. nowe prawo dewizowe, które legalizowało obrót walutami obcymi, i ustawa o prawie bankowym ze stycznia 1989 r. umożliwiająca zakładanie banków przez osoby prawne i fizyczne.

Zmiany w przepisach regulujących działalność gospodarczą - w połączeniu z deklaracjami rządu Rakowskiego o nowej polityce ekonomicznej - doprowadziły do zwiększenia aktywności sektora prywatnego. Pogłębiającej się inflacji i zapaści gospodarki państwowej towarzyszył gwałtowny rozwój prywatnej przedsiębiorczości. W pierwszej połowie 1989 r. zarejestrowano blisko 6 tys. prywatnych spółek prawa handlowego (w porównaniu ze stanem z końca 1988 r. - wzrost aż czternastokrotny). Spółki zaczęły też powstawać w sektorze państwowym, a w ciągu pierwszych sześciu miesięcy 1989 r. ich liczba uległa podwojeniu (przekraczając liczbę 2 tys.). Znacząca część z nich stała się głównym kanałem umożliwiającym przepływ majątku państwowego w prywatne ręce ludzi z aparatu władzy PRL.

Nomenklatura się uwłaszcza

Drenaż majątku państwa uległ nasileniu po uchwaleniu 24 lutego 1989 r. ustawy "O niektórych warunkach konsolidacji gospodarki narodowej" stwarzającej możliwość przejmowania majątku państwowego do użytkowania przez osoby prywatne przez dzierżawę, wynajęcie lub wniesienie go jako aportu do spółki o kapitale mieszanym. Umowy ze spółkami podpisywali dyrektorzy przedsiębiorstw państwowych będący równocześnie udziałowcami lub członkami władz tych nowych spółek.

Gdy w końcu 1989 r. Prokuratura Generalna zbadała - na polecenie rządu Mazowieckiego - skalę tego zjawiska, doliczono się 1593 tzw. spółek nomenklaturowych, a więc utworzonych przez osoby z aparatu władzy. Większość z nich należała do ludzi pracujących w aparacie gospodarczym (około tysiąca dyrektorów, kierowników i głównych księgowych i 580 prezesów spółdzielni), mniej natomiast do funkcjonariuszy administracji (9 wojewodów, 57 prezydentów i naczelników) i aparatu partyjnego (80).

W rzeczywistości liczba tego rodzaju spółek była znacznie większa, bo szacunki nie obejmują firm, w których udziały mieli członkowie rodzin osób należących do nomenklatury. Dopiero w 1990 r. wydano przepisy, które zakazały łączenia kierowniczych stanowisk w państwowym aparacie gospodarczym i administracyjnym z udziałami w prywatnych spółkach.

Ten proces uwłaszczenia tak opisał później szef SB, wiceminister spraw wewnętrznych gen. Henryk Dankowski: "Gdy tylko weszła ustawa i okazało się, że w dziesiątkach fabryk tworzą się de facto fikcyjne spółki i oszukują budżet państwa, natychmiast podjęliśmy działania. Można sprawdzić, ile wysyłaliśmy informacji o tym zjawisku. Zmian systemowych nie udało się nam od kierownictwa PRL wyegzekwować, ale w końcu nie od tego byliśmy".

Istotnie, w materiałach MSW można odnaleźć incydentalnie dokumenty sygnalizujące "niekorzystne zjawiska w zakresie tworzenia spółek". W jednym z nich - powstałym w drugiej połowie sierpnia 1989 r. - stwierdzono: "Należy zauważyć, że bardzo poważną rolę w przyzwoleniu na uprawianie takich i podobnych praktyk odegrało oficjalne stanowisko czynników rządowych przez formowanie tezy »co nie jest zabronione - jest dozwolone«".

Żerowanie na (państwowej) kasie

We wrześniu i październiku 1989 r. NIK przeprowadziła kontrolę powiązań spółek z przedsiębiorstwami państwowymi i oceniła, że w 60 proc. przypadków działalność spółek "ograniczała się do pośrednictwa handlowego pomiędzy przedsiębiorstwami produkcyjnymi a ich dotychczasowymi odbiorcami", zaś "sprzedaż towarów przez spółki z reguły polega tylko na fakturowaniu dostaw kierowanych do odbiorców bezpośrednio z magazynów producentów". Obrazu pasożytniczej działalności dopełniało nagminne korzystanie przez spółki z infrastruktury przedsiębiorstw państwowych (lokali, telefonów, aut itd.).

Typowym przykładem przepompowywania środków państwowych w ręce prywatne była opisana przez NIK sprawa Zakładów Przemysłu Odzieżowego "OTIS" we Wrocławiu. Ich dyrekcja zainwestowała 332 mln zł w siedem spółek, które przyniosły zaledwie 2,6 mln zł zysku (gdy ulokowanie tej sumy w banku przyniosłoby dziesięciokrotnie wyższe odsetki). Podobny mechanizm zastosowano w Zielonogórskich Kopalniach Surowców Mineralnych, które sprzedawały kruszywo za pośrednictwem 13 spółek. W ośmiu udziałowcem okazał się dyrektor ds. produkcji wraz z żoną i córką. We władzach spółki pasożytującej na białostockim "Instalu" obok dyrektora znalazł się z kolei przewodniczący Rady Pracowniczej i sekretarz PZPR.

Znacznie większe zyski osiągały spółki pośredniczące w sprzedaży szczególnie poszukiwanych towarów pochodzących od monopolisty na rynku. Tak było np. w przypadku Zakładów Płytek Ceramicznych "Opoczno", ­wytwarzających ok. 90 proc. krajowej produkcji glazury i terakoty, gdzie kilka spółek zajmowało się "promocją" towaru poszukiwanego na ogołoconym rynku budowlanym. Pokrewną formę tej ścieżki uwłaszczeniowej stanowiło przekazywanie poufnych informacji o przygotowywanych zmianach w przepisach. Najbardziej znane przykłady to otwarcie sieci kantorów przez Aleksandra Gawronika w dniu wejścia w życie nowego prawa dewizowego i wykorzystanie nieprecyzyjnych przepisów, wydanych w grudniu 1988 r. przez Ministra Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, do importu alkoholu na wielką skalę.

Częste było też udzielanie spółkom przez przedsiębiorstwa państwowe różnych form "kredytu". Prawdopodobnie największym beneficjentem tych operacji stał się utworzony w czerwcu 1989 r. Bank Inicjatyw Gospodarczych SA, którego prezesem został Bogusław Kott (wcześniej dyrektor departamentu w Ministerstwie Finansów). W chwili powstania 98 proc. udziałów w BIG należało do firm państwowych, jak PZU, Poczta Polska Telegraf i Telefon, Warta i kilku spółek (m.in. Universal, Transakcja, Interster). Byli lub aktualni szefowie tych przedsiębiorstw stali się - jak Anatol Adamski z PZU czy Andrzej Cichy z Poczty - indywidualnymi udziałowcami pozostałych akcji BIG-u. Akcje banku kupili też m.in. Jerzy Urban, Andrzej Olechowski (wiceprezes NBP) i Aleksander Borowicz (podsekretarz stanu w URM).

Podobną rolę co BIG odgrywało na rynku ubezpieczeniowym Towarzystwo Ubezpieczeniowo-Reasekuracyjne "Polisa" (związane z nim zresztą kapitałowo), które powołano w marcu 1989 r. Wśród jego akcjonariuszy znaleźli się z czasem m.in. Manfred Gorywoda (b. sekretarz KC), Zdzisław Sadowski (b. wicepremier), Andrzej Wróblewski (minister finansów w rządzie Rakowskiego) oraz Maria Oleksy i Jolanta Kwaśniewska.

Zasilanie BIG odbywało się m.in. drogą lokowania w banku przez instytucje państwowe sum wielokrotnie przewyższających kapitał założycielski banku (wynoszący 1 mld zł). PZU powierzył BIG SA aż 65 mld zł, z gwarancją, że lokata nie będzie wycofana przez 10 lat i dopiero wówczas naliczone zostaną odsetki (po zmianie władz PZU warunki umowy kilkakrotnie renegocjowano).

Premier, minister, sekretarz...

Wśród instytucji, które zainwestowały w BIG-u, była też powstała w kwietniu 1989 r. Fundacja Rozwoju Żeglarstwa. Wśród jej założycieli obok Kotta znaleźli się premier Rakowski i szef Komitetu ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej Aleksander Kwaśniewski.

Fundacja była z kolei jednym z udziałowców spółki Interster, której Komitet ds. Młodzieży udzielał liczonych w miliardach złotych pożyczek (jeszcze w 1995 r. spółka ta była winna UKFiS ponad 6,4 mld zł.). W listopadzie 1988 r. do Intersteru trafiło też 429 mln zł, za które Komitet Wykonawczy OPZZ zdecydował się kupić 1,5 tys. akcji tej spółki. Przy okazji członków Komitetu poinformowano, że akcja Intersteru w chwili jej założenia w 1983 r. była warta 50 tys. zł, a w 1988 r. już 275 tys., co - zakładając, że podane kwoty były prawdziwe - oznaczałoby ponad pięciokrotny wzrost jej wartości w tym okresie. Nawet uwzględniając inflację, to imponująca dynamika.

Równie szybko rósł w siłę Bank Inicjatyw Gospodarczych. W lutym 1990 r. do BIG SA trafiło 160 mld zł z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ). Większość tej olbrzymiej sumy (100 mld) BIG SA po kilku dniach przeniósł do PKO SA, zarabiając na różnicy oprocentowania co najmniej 1,8 mld, czyli więcej, niż wynosił jego kapitał założycielski.

Sam FOZZ, po trzech latach działalności w ramach Ministerstwa Finansów, został wiosną 1989 r. usamodzielniony. 15-miesięczny okres (kwiecień 1989 - lipiec 1990 r.) stosowania przez kierownictwo FOZZ - kontrolowane przez oficerów i agentów wywiadu wojskowego - "niekonwencjonalnych" metod przy wykupie polskich długów zagranicznych, zaowocował stratami dla budżetu państwa szacowanymi na blisko 1,4 bln zł.

***

Otwarte pozostaje pytanie, w jakim stopniu kierownictwo PZPR traktowało opisane wyżej zjawiska jako istotny środek mający przełamać konserwatywne nastroje występujące na średnim szczeblu aparatu władzy i poprawić samopoczucie jego funkcjonariuszy.

Udział ludzi władzy - w tym z otoczenia Jaruzelskiego - w różnych przedsięwzięciach biznesowych i związane z tym korzyści materialne miały natomiast istotny wpływ na ich zachowanie w drugiej połowie 1989 r.: utratę władzy politycznej przez PZPR część jej członków - zajmujących istotne stanowiska w aparacie państwa - zaczęło postrzegać jako nieuchronną cenę przemian własnościowych, których byli znaczącymi beneficjentami.

Silniej niż w przypadku aparatu partyjnego mechanizm ten wystąpił wśród ludzi pracujących jako kadra zarządzająca w przedsiębiorstwach państwowych. Mieli oni znacznie większe możliwości, kontakty i doświadczenie w prowadzeniu działalności gospodarczej. I to właśnie oni - co pokazują też badania socjologiczne nad elitą polskiego biznesu prowadzone w połowie lat 90. - stali się liderami dużej i średniej przedsiębiorczości.

Zwykli Polacy w większości trafili do small biznesu.

Dr hab. ANTONI DUDEK (ur. 1966) jest politologiem i historykiem, pracownikiem naukowym UJ oraz doradcą prezesa IPN. Opublikował m.in. "Historię polityczną Polski 1989-2005" (2007) i "PRL bez makijażu" (2008).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2009