Wielka gra o Gruzję

Zanim nowy prezydent Gruzji Michaił Saakaszwili będzie mógł rozpocząć reformy gospodarcze kraju, czeka go walka o integrację terytorium państwa. Chodzi o przywrócenie władzy Tbilisi nad buntująca się, autonomiczną Adżarią i pozbycie się jej władcy Asłana Abaszydze. Batalii tej bacznie przyglądają się i Rosja, i USA.

   Czyta się kilka minut

Stosunki między Tbilisi a stolicą Adżarii, Batumi, od początku nie układały się najlepiej. Abaszydze, którego klan rządzi ponoć muzułmańską Adżarią od setek lat, ostentacyjnie nigdy nie jeździł do Tbilisi. A jeśli trzeba było już rozmawiać, to Eduard Szewardnadze - poprzednik Saakaszwilego - musiał wsiadać do samolotu i lecieć do Batumi.

Żyjąca z przemytu i brudnych interesów prowincja - formalnie gruzińska, a faktycznie będąca quasipaństewkiem - niczym prywatny folwark była ściśle podporządkowana Abaszydzemu i jego dworakom. “Czerwony książę" nie odprowadzał do Tbilisi podatków, a oparcia szukał w stacjonujących w Adżarii rosyjskich wojskach. Rosja zaś, z coraz większym niepokojem patrząca na rosnące wpływy Stanów Zjednoczonych nad Morzem Kaspijskim i w samej Gruzji, popierała Abaszydzego i jego separatystyczne aspiracje.

Uwaga świata zwróciła się na Adżarię w listopadzie 2003, gdy przestraszony demonstracjami w Tbilisi i impetem Saakaszwilego, wtedy młodego przywódcy Ruchu Narodowego, Abaszydze poparł reżim “białego lisa", jak często określano sędziwego Eduarda Szewardnadze. A po odsunięciu Szewardnadze od władzy Abaszydze straszył bojkotem zapowiedzianych na początek stycznia wyborów prezydenckich. I choć ostatecznie wycofał się z tych gróźb, to od razu po sukcesie Saakaszwilego wprowadził w położonej na południowym zachodzie Gruzji “swojej" prowincji stan wyjątkowy. Zimą aparat Abaszydzego terroryzował opozycję, aresztując młodych działaczy ruchu “Kmara" (byli oskarżani o działalność kryminalną, posiadanie broni i narkotyków, paru pobito) i rozganiając uliczne demonstracje.

W połowie marca sytuacja zaostrzyła się. Saakaszwili, który chciał udać się do Batumi, został powitany na “granicy" przez adżarskie czołgi i serie z broni maszynowej. W odpowiedzi Saakaszwili wprowadził blokadę republiki i postawił armię gruzińską w stan gotowości. Z kolei na ulice Batumi wyjechały czołgi, a cywilom rozdawano broń. Abaszydze, który po wsparcie poleciał do Moskwy, mówił dziennikarzom: “Prezydent Gruzji grozi zestrzeleniem samolotu, którym zamierzam wrócić do Batumi!". Gruzja stanęła na granicy wojny domowej. Ale po kilku dniach napięcia sytuacja zaczęła się jakby uspokajać: w miniony czwartek po spotkaniu Abaszydze-Saakaszwili prezydent Gruzji zapowiedział zniesienie sankcji; Abaszydze miał pójść na pewne, niewielkie zresztą ustępstwa.

Nie rozwiązuje to konfliktu. Abaszydze już wielokrotnie, niczym głowa państwa jeździł na “konsultacje" do przyjaznej mu Moskwy. Złośliwi twierdzą, że ten paranoiczny władca szuka na Kremlu gwarancji bezpieczeństwa. Wielu sądzi, ze właśnie za murami Kremla znajdują się klucze do rozwiązania konfliktu na linii Tbilisi-Batumi.

Tuż obok portu Batumi znajduje się rosyjska baza wojskowa. I choć w 1999 r. Rosjanie obiecali wycofać wojska do 2003 r., nie widać końca stacjonowaniu żołnierzy rosyjskich. Po zwycięstwie Saakaszwilego rosyjski minister obrony Siergiej Iwanow oświadczył, że likwidacja baz potrwa najmniej 10 lat, chyba że Gruzini opłacą budowę domów i garnizonów dla powracających do Rosji wojskowych. Rosjanie uważają Gruzję za swoją strefę wpływów, a “twardogłowi" wojskowi obawiają się, że wycofane bazy rosyjskie następnego dnia zapełnią się oficerami amerykańskimi. Podobno żołnierze stacjonujący w Dżawachetii straszą miejscowych Ormian, że po ich wycofaniu przyjadą żołnierze NATO - w domyśle tureccy - co u pamiętających ludobójstwo z 1915 r. Ormian wywołuje ciarki na plecach. Dla Moskwy bazy są świetnym środkiem nacisku na Gruzinów. Podobnie jak kontrola nad gruzińską energetyką, przejętą za długi w sierpniu 2003 r.

Cała Gruzja zachodzi w głowę, jak potoczą się wypadki na linii Batumi-Tbilisi i Tbilisi-Moskwa. Na 28 marca zapowiedziano w kraju wybory parlamentarne. Asłan Abaszydze może starym zwyczajem albo je sfałszować na swoją korzyść, uznać prawdziwy głos ludu lub je zbojkotować. Podobno jest nieakceptowany nie tylko przez intelektualistów z Batumi, ale także przez zwykłych rolników z górskich wiosek, którzy mają dość jego portretów wiszących nawet w aptekach.

Problem polega na tym, że Abaszydze to nie Szewardnadze. Większość analityków uważa, że wypadki, przed którymi stanie być może wkrótce Adżaria, nie muszą przypominać bezkrwawej “różanej rewolucji" z Tbilisi. Adżarski sułtan dowodzi wpływowymi i silnymi służbami specjalnymi republiki, w zasadzie prywatnym wojskiem, poza tym “wyhodował" armię zwykłych zbirów, rodzaj bojówek paramilitarnych, które uzbrojone mogą posłuchać jego rozkazów. Nie można wykluczyć, że na ulicach Batumi poleje się krew.

“Najbardziej optymistyczny wariant jest taki, że ten paranoiczny satrapa stchórzy, i aby uniknąć konfrontacji, spakuje walizki i ucieknie do rodziny we Włoszech - mówi profesor Gia Nodia z Kaukaskiego Instytutu na Rzecz Pokoju, Demokracji i Rozwoju. - Podobno już teraz jego dworzanie wywożą kapitał za granicę w obawie przed mającymi zapaść wydarzeniami. Problem polega na tym, że Abaszydze jest niejako zakładnikiem całej stworzonej przez siebie warstwy urzędników, czerpiącej zyski z pełnionych funkcji i brudnych interesów. Wiele zależy od tego, czy poprą go Rosjanie".

Sytuację na Kaukazie, a w szczególności w Gruzji z ciekawością, ale i niepokojem obserwują także Amerykanie, którym zależy na stabilizacji regionu. Amerykanie postrzegają ten zakaukaski zakątek jako kraj tranzytowy dla kaspijskich surowców. Już w tym roku ma popłynąć ropa z Baku przez Tbilisi do śródziemnomorskiego portu Ceyhan w Turcji. Administracja USA od początku silnie popierała ten międzynarodowy projekt, omijający Rosję.

Prezydent Bush, który niedawno przyjął Saakaszwilego w Białym Domu, obiecał mu pomoc gospodarczą i wyszkolenie 5 tys. żołnierzy. To nie mogło spodobać się Moskwie. I Rosja, i USA prowadzą własną grę wobec Gruzji. W Tbilisi politycy zdają sobie sprawę, jak wiele zależy od tych dwóch mocarstw. Sam prezydent widzi, że mimo swej bardzo prozachodniej polityki nie może odwracać się od Moskwy plecami. Saakaszwili wie, gdzie leżą klucze do rozwiązania gruzińskich problemów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2004