Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Włoski portal Vatican Insider podał, że pracująca w Rzymie 35-letnia ekspedientka Anna Romano wysłała do papieża Franciszka list, w którym opisała swój dramat: partner najpierw namawiał ją do przerwania ciąży, a kiedy się na to nie zgodziła, opuścił ją. Obawiała się też, jak będzie z chrztem dziecka, skoro jest samotną matką, w dodatku wcześniej rozwiedzioną. Po jakimś czasie do Anny zadzwonił papież. Wyraził uznanie dla jej decyzji i obiecał: „Ochrzczę twoje dziecko. My, chrześcijanie, nie możemy dać sobie odebrać nadziei”. Dziecko Anny urodzi się w kwietniu.
Zdjęcie zamieszczone na trzeciej stronie okładki polskiego wydania „L’Osservatore Romano”: przed Franciszkiem stoi uśmiechnięta i wzruszona kobieta w zaawansowanej ciąży. Papież, pochylony, kładzie rękę na jej brzuchu. Domyślam się, że kobieta poprosiła go o błogosławieństwo dla noszonego pod sercem dzieciątka. Niejeden ksiądz spotkał się z podobną prośbą. Ale żeby papież?... Takiego zdjęcia nie tylko nie było w całej historii Kościoła, ale jeszcze całkiem niedawno byłoby ono nie do pomyślenia. Właściwie dlaczego?
Podwójny cud
Kiedy pracowałem w Watykanie, obowiązywała niepisana zasada, że zatrudnione tam kobiety, kiedy spodziewały się dziecka, były wysyłane na macierzyński urlop już w pierwszych miesiącach ciąży. Mówiono: nie wypada, żeby w Watykanie, wśród biskupów, kardynałów, paradowała taka z brzuchem...
A jednocześnie Kościół respektuje rzeczywistość. Święto Zwiastowania, to znaczy poczęcia się Jezusa w łonie Matki, Kościół umieścił 25 marca. Dokładnie dziewięć miesięcy przed Bożym Narodzeniem, nie w żadnym adwencie, ale w środku Wielkiego Postu.
W Afryce spotkałem się z przekonaniem, że dziecko to nieśmiertelność. Dlatego tamtejsi ludzie nie byli w stanie zrozumieć idei antykoncepcji – przynajmniej w pierwszej fazie jej propagowania przez europejskie organizacje. Anna (Polka, nie Afrykanka), która asystowała przy porodzie swojej siostry, napisała do mnie: „byliśmy świadkami cudu”. Przez wiele lat straszono nas widmem przeludnienia. Dziś żyjemy w dobie przerażenia zapaścią demograficzną Europy. Wtedy w mediach dominował głos tych, którzy nie chcieli dziecka. Dziś słychać głosy tych, którzy daremnie dziecka pragną. Jedni pielgrzymują do grobu Jana Pawła II, inni sięgają po metodę in vitro. Boże Narodzenie jest świętem Narodzenia Człowieka. Byliśmy świadkami cudu. Podwójnego: narodzin człowieka i narodzin Boga, który się wcielił.
Choć chrześcijanie nieśmiertelność rozumieją inaczej niż Afrykańczycy, to przecież i dla nas urodzenie dziecka ma w sobie coś z nieśmiertelności, oznacza ciągłość rodziny. Każda rodzina ma swoją historię, tradycję, każda przechowuje pamięć wzlotów i upadków, pamięć postaci wielkich, małych i średnich, zabawnych i tragicznych... Przechowuje swoje tradycje, albo – niestety – ich nie przechowuje. Bo tradycję należy pielęgnować. Niekultywowana – zniknie. Jest człowiekowi potrzebna: wspomnienie Świąt z dzieciństwa towarzyszy nam przez całe życie. We własnej rodzinie odtwarza się obyczaje domu rodzinnego i obdarowuje nimi następne pokolenie. Pokrzywdzeni są ci, którzy nie mają tych wspomnień.
Świętowanie Bożego Narodzenia jest bezinteresowne. Przecież gromadzenie się całej rodziny przy wigilijnym stole niczemu konkretnemu nie służy poza radością bycia razem. Często rozproszone po różnych krajach dzieci przyjeżdżają na Święta do rodzinnego domu. Radość z prezentów u dorosłych polega bardziej na cieszeniu się radością obdarowanych przez nas, a radość z otrzymanych prezentów jest radością z tego, że jest ktoś, kto nas kocha, kto myśli, czym nas może ucieszyć. Byłoby wielką stratą, gdyby w epoce kultu sukcesu (głównie materialnego) znikła wigilijna tradycja bezinteresownego świętowania.
Oby nie zanikła polska tradycja łamania się opłatkiem. Opłatek przypomina postać Eucharystii: „Jeśli przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!”. Taka jest zasada: nie tylko wtedy, kiedy ja mam coś przeciw bratu, ale jeśli brat ma coś przeciwko mnie. Przełamanie się wigilijnym opłatkiem może mieć moc wielkiej amnestii. Boże Narodzenie przypomina, że możemy, a nawet musimy się różnić, że – ponieważ każdy ma inne słabości i inne mocne strony – nie należy sobie nawzajem przypisywać nikczemnych motywacji i złych intencji. Uwierzmy raz jeszcze w „innego” obok nas. Jak Bóg w nas nie przestaje wierzyć. Bóg się rodzi!
Mieszkań wiele
Kiedy w zaciszu naszych domów radujemy się rodzinnym ciepłem, na ulicy swoją Świętą Noc przeżywają bezdomni. Według danych rządowego Centrum Informatycznego PESEL jest ich w Polsce 173 500. Historie wielu z tych ludzi są dramatyczne. Nie wszyscy oni kwapią się na „wigilie dla bezdomnych” organizowane na placach wielkich miast lub przy kościołach i klasztorach. Jeden z nich powiedział mi, że byłoby to dla niego upokarzające. Wielu przyjdzie, poje z kotłów ciepłej strawy i wróci do siebie, czyli na ulicę, na dworce, do sieni, na działki... Czy gdyby któryś z nich zadzwonił do nas, chcąc przyjść na wigilię, to czy – chociaż stawiamy puste nakrycie – mielibyśmy dość odwagi, by drzwi mu otworzyć? Nie ma co się jednak niepokoić, żaden bezdomny nie zadzwoni. Oni nie dzwonią...
Polska tradycja: nawet ci, którzy nie chodzą do kościoła, przychodzą na Pasterkę. Może przyciąga ich piękno kolęd, może skryta tęsknota za wspólnotą, może czar wspomnienia o Dzieciątku. Dlatego kazania na Pasterce muszą być skierowane przede wszystkim do nich. Te kazania muszą być we Franciszkowym (mam na myśli papieża Franciszka) duchu – ukazywać piękno Dobrej Nowiny. Muszą być o tym, że w domu Ojca mieszkań jest wiele, że drzwi tego domu są otwarte dla wszystkich przez Tego, który z grzesznikami i celnikami jadał.
W epoce pośpiechu, absorbujących interesów, wyścigu do kariery trudno człowiekowi się zatrzymać. A tego potrzebują Święta, by stać się okazją do uświadomienia sobie, jak często to, co pilne, w nieskończoność każe nam odsuwać to, co ważne, oraz że tego, co się naprawdę liczy, nie można policzyć.
I na koniec życzenia. W czasach, kiedy słyszy się tyle złorzeczeń, dobrze jest usłyszeć, że ktoś nam dobrze życzy. Dziękujemy więc wszystkim, którzy do redakcji „Tygodnika” ślą zapewnienie, że dobrze nam życzą. Ponieważ na skierowane do mnie dobre słowa nie jestem w stanie każdemu odpowiedzieć, odpowiadam wszystkim zapewnieniem, że i ja dobrze Wam życzę. Dobrych Świąt wszystkim Przyjaciołom „Tygodnika”, Czytelnikom, Klubowiczom, Współpracownikom i Autorom. Także i tym, którzy nam dobrze nie życzą. Pokój ludziom dobrej woli.