Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ale "Dwa fiaty" to dobra książka, a teraz wychodzi kolejna, zbiór małych próz, równie intrygujących, równie dobrych. Więc jak ktoś rok po roku wydaje ciekawe książki, to chce się go poznać.
Poznajemy się przez mikrofon. Wcześniej też trochę rozmawiamy, ale tylko trochę, żeby się nie znudzić. Zresztą przed spotkaniem na oczach innych dobrze za dużo o sobie nie wiedzieć. Wtedy na scenie jest więcej wzajemnej ciekawości, nie ma udawania, że nie wiedziałem, no popatrz, popatrz, i tak dalej. Rozmowa dość szybko się skleja, chociaż do "Bohemy" przyszli tego wieczoru nie tylko miłośnicy literatury. Prawdę mówiąc, ci, co przyszli dla literatury, są z początku w mniejszości. Dopiero po interwencjach udaje się ustawić ciszę i miłośnicy mogą odetchnąć.
Ale my rozmawiamy nie tylko o literaturze. Justyna jest poetką, ale również społeczniczką. Pomaga kobietom, które poroniły, uporać się ze stratą. Sama ma za sobą podobne doświadczenie. Wiem, że słowa "uporać się" i "doświadczenie" nie są dobre, są zimne. "Doświadczenie" jest mieszaniną strachu, gniewu, bezsilności, niezrozumienia i Bóg wie, czego jeszcze. Właśnie tak - Bóg wie, bo mówić o tym nie ma z kim. I Justyna była przez wiele miesięcy taką osobą, z którą można było o tym rozmawiać.
Temat pojawił się już w "Dwóch fiatach", wierszach wspaniale rozwichrzonych, pełnych energii, dojrzałych ("Zrobiłam miejsce na śmierć w swoim życiu, / odchyliłam kołdrę, koszulę, odemknęłam klatkę żeber. / Nie miałabym miejsca dla nikogo z was, gdybym nie zrobiła miejsca śmierci"). Teraz powrócił w prozie; tytuł "Obsoletki" nawiązuje do łacińskiego określenia oznaczającego ciążę obumarłą. Obsoletki to matki martwych dzieci. "Czy sformułowanie »urodził się martwy« jest zgodne z konstytucją?", pyta bohaterka. "Bo z logiką - nie jest". Na kilkudziesięciu stroniczkach pytań o logikę w obliczu straty jest więcej. Ale obsoletki to także "wygodna forma literacka dla nielubiących zapominać", tłumaczy autorka. Bo jej książka, wbrew pozorom, jest książką tyleż problemową, co literacką. Owszem, w niektórych miejscach problemu jest więcej niż literatury. Ale to się daje usprawiedliwić. Podziw budzi przede wszystkim to, że nie tracąc z oczu problemu, a w opisach ocierając się niekiedy o naturalizm, autorka tworzy jednak dziełko autonomiczne, literaturę wysokiej próby.
Tak, są takie rozmowy, które odbyć można tylko w literaturze. To znaczy - można to zrobić także w cztery oczy. Ale jeśli oczu ma być więcej, trzeba odwołać się do doświadczeń nagromadzonych przez literaturę. Podczas spotkania pytam o wpływy. Mnie "Obsoletki" Bargielskiej kojarzą się przede wszystkim z poetycką prozą Aglai Veteranyi, szczególnie przez zderzenie tematu straty z rozkołysaną wyobraźnią, kapryśną formą, humorem, charakterystycznymi dla kultury ludowej sposobami radzenia sobie z tym, co traumatyczne. "Wiem, że coś na mnie wpłynęło", odpowiada autorka, "ale nie wiem, co to było". Oczywiście, pisarz właściwie nie powinien tego wiedzieć.
I jeszcze jedno ważne. Kiedy jest się wewnątrz rozmowy, trudno to ocenić. Ale miałem wrażenie, że nasza rozmowa w "Bohemie" szła "w górę", nie "w dół". A potem na okładce książki przeczytałem zdanie autorki, że "Obsoletki" są także dla tych, "którym świadomość, że strata może nadejść w każdej chwili z każdej strony, pomaga osiągnąć szczęście".