Jechałem całą noc

Skoro chodzi o czytelniczą rozkosz, dlaczego nie założyć, że wśród czytelników współczesnej polskiej poezji znajdą się i tacy, którzy osobistą przyjemność zaczerpną z odnajdywania w niej Boga?

22.04.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Edmund D. Fountain / ZUMAPRESS / FORUM
/ Fot. Edmund D. Fountain / ZUMAPRESS / FORUM

Czy warto prowadzić dyskusję o tym, ile i jakiego Boga jest w literaturze? Taką debatę (choć martwi mnie używanie tego słowa w pozapolitycznym kontekście, bo przekłamuje ono jej praktyczną ważność) rozpoczął na naszym gruncie tygodnik „Przekrój”, inspirowany anglosaskimi mediami.

DOBRO CIEMNEJ NOCY

Pytania zadane przez „New York Times” i „Wall Street Journal” przetłumaczono, na potrzeby dyskusji, mniej więcej tak: czy jest miejsce na Boga we współczesnym rodzimym pisaniu? Czy literatura w Polsce jest postchrześcijańska? Czy chrześcijaństwo w jakikolwiek sposób obchodzi, inspiruje pisarzy? A może Boga nie ma w literaturze, bo w ogóle go nie ma? Idealnie byłoby, zakładał „Przekrój”, aby odpowiadając zmieścić się w widełkach dwóch, od biedy kontrastujących tez: że współczesna literatura jest postchrześcijańska i Bóg w niej umarł, lub że Bóg żyje, ale mówi się o nim szeptem. Rozumiem sens tej debaty, ale tylko wtedy, jeśli przywróci czytelnikowi jego uprzywilejowane – o ileż wyższe od pozycji autora – miejsce.

O uprzywilejowane, czyli właściwe miejsce czytelnika jest niezmiernie trudno walczyć, gdy się ma do czynienia z prozą, bez względu na to, czy zajmuje ona na półce w Empiku dwa, czy bite dziesięć centymetrów. Spór, w przypadku książek pisanych metodą „równo z prawa i równo z lewa”, o to, co autor miał na myśli, jest przywilejem jedynie dzieł wyjątkowych bądź naprawdę irytujących. Ale za to jak wygodnie jest odpowiadać na pytanie, czy Bóg we współczesnej polskiej literaturze umarł, czy nie umarł, albo czy umarł tylko trochę, kiedy się jest poetką i czytelniczką poezji! Odpowiadać mogąc założyć, że średnio nobilitujące pojęcie współczesnej polskiej literatury obejmuje, a niech tam, również poezję. Która, jak poetka pamięta, ale głównie wierzy poetka, nie ma autora, ma tylko czytelnika. I opierając się na tym założeniu stwierdzić, że Bóg w literaturze nie umiera nigdy, nawet gdyby bardzo chciał, bo zawsze znajdzie się choć jeden czytelnik, który tak długo będzie Boga w wierszach szukał, aż go znajdzie.

Na przykład wtedy, gdy podsunę mu fragment „I drove all night: Wielkie dobro ciemnej nocy”, gdzie zmiksowałam Roya Orbisona ze św. Janem od Krzyża. Rutynowo staram się tak postępować. Tylko niektóre, zupełnie nieliczne teksty kultury działają na mnie oddzielnie, a te dwa pięknie posłużą za rusztowanie moich dywagacji, głównie Roy, który udowodni, że prawda jest po stronie szukającego. Zawsze miło jest znaleźć potwierdzenie przeczuć co do sensu naszych metafizycznych aktywności w muzyce popularnej, prawda? Wyimki z tekstu wykorzystanego utworu muzyki popularnej spolszczyłam sama, tak, żeby pasowały do tezy...

WYRZEŹBIONE Z CIAŁA

Dziesięciolecie, które nastąpiło zaraz po tym, jak nie zaatakowała nas pluskwa milenijna, przyniosło w rekompensacie za brak końca świata szereg świetnych, poetyckich debiutów, i to właśnie w wierszach tych debiutantów będę odnajdywać – gdyż tak sobie czytelniczo życzę – Boga.

„Nie zadomowiłem się w żadnej z twoich odmian” – zaczyna swój „Wiersz miłosny” Sławomir Elsner. „I had to escape, the city was sticky and cruel” – „musiałem uciec, no, okrutnie się to miasto do mnie kleiło” – tłumaczy się Roy Orbison w pierwszym wersie starodawnego szlagieru „I drove all night”, a ja, czytelniczka akurat tym razem sfokusowana, widzę, jak wyprawę ich obu może łączyć symbolicznie wspólny cel, ten, co zawsze symbolicznie łączy, gdy dochodzi do jakiejkolwiek wyprawy. Roy zastanawia się, czy nie powinien był zadzwonić, zanim zaprezentuje swojej dalekiej – w sensie geograficznym – ukochanej tęskną erekcję, z którą, w myśl okrutnej logiki związków na odległość, powinien był sobie radzić w zaciszu swojej garsoniery, a nie wieźć to przez pół Stanów. Elsner, któremu „serce zupełnie wyschło” w poszukiwaniu sensu, ma nadal „umysł mięsisty, ciepły” i dzięki niemu dochodzi do, częstej w mistycznych kontaktach z Bogiem, które zacierają podział na ja i ty, konkluzji: „wiem, że mieszkam pod wszystkimi mostami, na każdym dworcu”. Ani ciągłe obcowanie z Bogiem, ani Jego odczuwalna obecność nie mogą upewnić o tej Jego łaskawej obecności, dokłada od Krzyża Elsnerowi Jan, głaszcząc go jednak drugą ręką: oschłość i brak łask nie świadczą bynajmniej o nieobecności Boga w duszy.

Julia Fiedorczuk chce mieć mistrza, takiego, którego słuchałaby „uważnie, bo jedno zbiegłe słowo byłoby upadkiem królestw, zawieszeniem czasu”. Brzmi to jak fragment o księciu pokoju i tym drugim, odwiecznym, zdaje się, ojcu z Izajasza, przełożony na potrzeby „Mesjasza” Haendla na angielski, a potem, z angielskiej partytury, przetłumaczony na żarliwą polszczyznę Fiedorczuk. „Słowa mojego mistrza, wyrzeźbione z ciała, byłyby jasne”. Związki pomiędzy ciałem a słowem, lakonicznie opisane przez Ewangelistę Jana, zawsze robią na poetach duże, pozytywne, inspirujące wrażenie.

Konkretem jest – owocuje nim – modlitwa w „Palaczu zwłok” Łukasza Jarosza, który „modlił się tak długo, aż zobaczył w lustrze / swoją przeraźliwie oddaloną twarz / i płonące w niej drzewo”, a także: „poukładał siebie, stał się częścią całości”. Czy Jarosz ma na myśli stosunki społeczne? No, chyba nie. Jak zauważył nieco starszy poeta, Piotr Matywiecki, „modlitwa nie łączy człowieka i Boga”, tylko sama „jest Bogiem, to ona jest człowiekiem”. Widząc u Jarosza walkę o bycie częścią czegoś, co naprawdę istnieje, czytam „własną oddaloną twarz” podmiotu lirycznego jako komunikat o przyuważeniu boskości w człowieku, stworzonym na obraz i podobieństwo. Różnica między ludzkim stworzonym „ja” i boskim stwarzającym „ty” ponownie się zaciera i z tego zatarcia wyłania się obraz, prawdopodobnie najbardziej charakterystyczny dla współczesnej polskiej poezji: Boga współstworzonego przez poetę.

ODZYSKASZ W ŚWIETLISTOŚCI

Dlatego nie zgadzam się do końca z Joanną Mueller, która pisze, że „mistyczka to ta, która patrzy, gdzie był taniec zrodzony” – w mojej definicji musiałaby to robić tańcząc. Choć jeśli chodzi o definicje, lubię u Mueller tę dotyczącą ćwiczenia duchowego: tak, to jest „łowienie ja”. Jan od Krzyża pisze, że ćwiczenia duchowe są pierwsze, by obudzić w ćwiczącym poruszenia zmysłowości i nieczyste podniety. „This fever for you is just burning me up inside”, żali się Roy, „pragnienie ciebie wypala mnie od wewnątrz”. Mueller wierzy, że „co pooddajesz w ciele / zyskasz w świetlistości”, ale jej świetlistość staje się jeszcze jednym doznaniem zmysłowym.

Osobiście w zamian za doznania zmysłowe wolałabym otrzymać intelektualne i emocjonalne rozpoznanie, jak, dajmy na to, Edward Pasewicz, który wiersz „Początek” zaczyna: „w starej gorzelni trzeźwy jak psalmista przeleciałem cię pierwszy raz”, a dochodzi do zasady, którą Jan od Krzyża sformułował: „gdzie nie ma miłości, tam połóż miłość, a znajdziesz miłość”. Oczywiście nie dosłownie, ale za to nie tylko w tym wierszu: u Pasewicza można pod miłość podstawić dowolne pojęcie z listy człowieczych must-haves. Chcesz sensu? Połóż sens i będzie sens. Chcesz prawdy? Powiedz prawdę i otrzymasz ją. I tak dalej.

Gdy przychodzi do miłości, wiadomo, że erotyczne wykrzyknienia lubią się omsknąć w zaśpiewy religijne. I tu znowu odejdę od milenijnych debiutantów do poety nieco starszego i nieco inaczej przez to porywającego: „jesteś przestrzenią, jesteś gekonem / jesteś wszystkim tylko nie prostotą i spokojem” – pisze Miłosz Biedrzycki w jednym z erotyków. Nie rozumiem, jak to robisz, z trudem tylko rozumiem, po co to robisz, ale przecież „no one can move me the way that you do” (Roy znowu ma lepiej: korzysta z dobrodziejstw czasownika to move, serwując tak elegancką, że aż graniczącą z komplementem deklarację uczucia tam, gdzie my musielibyśmy posłużyć się nieco jękliwą litanią: „nikt nie porusza mnie, roztkliwia, pociąga, dotyka, pobudza, skłania i obraca jak ty”), ergo musisz być moim Bogiem.

Piękno, piękne, choć często okrutne postępowanie z człowiekiem to ekscytujący, choć płaskawy emblemat boskości. Na szczęście na przykład u Julii Szychowiak role nieco się, chwilowo, odwracają: to Bóg zostaje „rzucony na wodę, niemy chłopiec”. Niemy chłopiec u Joanny Wajs zamienia się na powrót w postać większą, trochę złowieszczą, nie taką znów dobrą, na pewno nie bezbronną: sprzedawcę kieszonkowych lusterek. To Bóg, który stworzył naprawdę, dosłownie i w ogóle wszystko, łącznie z szatanem, serio! I ten jest najlepszy ze wszystkich poetyckich bogów, a także jest to Bóg najlepszy dla poetów: zasłaniając się płaszczem, przechodzi obok nas tak, jakbyśmy już mu dali wszystko, nic o tym nie wiedząc. Ten fragment u Wajs jest w pierwszej osobie liczby pojedynczej, pozwoliłam go sobie gramatycznie sparafrazować.

JEDNOROŻCA Z WAFELKÓW

W ubiegłym roku – pisałam o tej książce na łamach „Tygodnika” – Agnieszka Wolny-Hamkało opublikowała zbiór szkiców „Inicjał z offu”. Ta niewielka, choć prześliczna książeczka uczy czytelnika posługiwania się poezją, pokazuje, jak być jej świadomym konsumentem, jak korzystać z promocji, a nie dać promocji wykorzystać siebie. Jest to o tyle cenna umiejętność, że poezja, gdy się nią naprawdę przejąć, jest promocją totalną, taką, po której wracasz highwayem do domu jako całkowity łowca i zdobywca, a na miejscu okazuje się, że jesteś bankrutem, bo wszystko, co miałeś, zostało w hipermarkecie, zaś ze sobą przywiozłeś co najwyżej jednorożca zrobionego ze szczotki do czyszczenia toalet, wafelka do lodów i piłki pingpongowej.

Ale można tego bankructwa uniknąć. Książka Agnieszki Wolny-Hamkało bez pardonu wytycza współczesnym konsumentom poezji niezwykłą procedurę, której sztywność ogólnych założeń, a także stuprocentową efektywność daje się porównać do procedur bezpieczeństwa na amerykańskim lotnisku. Natomiast co do spektrum osiągniętych dzięki wdrożeniu tej procedury wrażeń – cóż, gdyby świat miał króla i ten król zorganizowałby orgię dla chętnych, ale taką z jedzeniem, piciem i pokazami filmów w 3D, prawdopodobnie opis tej orgii zawierałby się w tym spektrum, ale go nie wyczerpywał.

Agnieszka Wolny-Hamkało mówi wprost: róbcie z poezją, co chcecie. Nie: korzystajcie z niej, ale wręcz: wykorzystujcie ją. Jesteście jej twórcami co najmniej w tym samym nobilitującym i dającym przeróżne prawa stopniu, co osoby, których nazwiskami podpisane są tomiki. Wolny-Hamkało w jej niebezpośrednim, ale oczywistym manifeście chodzi o personalną czytelniczą rozkosz; dlaczego nie założyć, że wśród czytelników współczesnej polskiej poezji znajdą się i tacy, którzy osobistą przyjemność zaczerpną z odnajdywania w niej Boga?

<strong>***</strong>

Pytanie o śmierć Boga we współczesnej polskiej literaturze należy więc zadać nie krytykom, nie literatom, ale czytelnikom. Badanie to nie zasłuży na miano reprezentatywnego, pod względem merytorycznym będzie bezwartościowe literaturoznawczo, trudno będzie w kraju systematycznie zanikającego czytelnictwa znaleźć dla niego grupę kontrolną, a jego wyniki trzeba będzie podważyć choćby przez to, że mottem tych, którzy szukają Boga w literaturze, musi być wzięte z Roya Orbisona: „I drove all night to get you, is that all right?”.

Intonacja tego motta nie mogłaby być bardziej pytająca: poświęciłem na dotarcie do ciebie całą noc, w pewnym sensie wszystkie noce, jakie mogłem na to poświęcić, lecz czy to było dobre? A godne? A sprawiedliwe? I czy, przede wszystkim, efektywne?

Ale badanie to da odpowiedź na pytanie, gdzie szukać tego, co nam jest, wedle życzenia, najpilniej potrzebne: w poezji. I to już nawet nie chodzi o Boga. Szukacie czegoś? Sprawdźcie poezję. Wszystko w niej jest.  


JUSTYNA BARGIELSKA (ur. 1977) jest poetką i prozaiczką, jedną z najbardziej docenianych współczesnych polskich pisarek. Dwukrotnie została uhonorowana Nagrodą Literacką Gdynia – w roku 2010 za tom „Dwa fiaty” (Karol Maliszewski przekonywał: „Gdyby Kurt Vonnegut pisał wiersze, nazywałby się Justyna Bargielska”), rok później za zbiór krótkich próz „Obsoletki”, zakorzenionych w doświadczeniu poronienia, tyleż penetrujących obszary traumatyczne, co językowo wyzwalających. Jak pisała Sylwia Chutnik: „Bargielska wymiata: językowo, światopoglądowo i matkopoglądowo. Jeżeli ktoś w życiu zajmuje się pisaniem wierszy i dziećmi, a na dodatek ma odwagę szanować swoje życie prywatne, to zabija w nas skutecznie stereotyp samopoświęcającej się kobiety. »Obsoletki« zmuszają do myślenia i pokazują różne sposoby radzenia sobie z traumą – ale wszystko to z humorem rodem z Topora”. Jej bibliografię uzupełniają zbiory wierszy „Dating Sessions”, „China Shipping” i „Bach for my baby” oraz opublikowana w tym roku mikropowieść „Małe lisy”, dowodząca raz jeszcze, że – jak to ujął Dariusz Nowacki – „Bargielska posiada niezwykłą umiejętność łączenia tego, co z natury nie jest łączliwe: perwersji z dowcipem, grozy z absurdem, poezji z wulgarnością. Toteż w zasadzie nie wiadomo, czy przykre sprawy, których jest tu pełno, mają nas zasmucić, czy raczej mamy w nich odkryć humorystyczny potencjał. Na szczęście możliwe jest jedno i drugie. I na tym polega duża frajda”.


POSZUKIWANIE BOGA W NAJNOWSZEJ POEZJI MOŻNA ROZPOCZĄĆ OD TOMÓW:

Miłosz Biedrzycki, „Sofostrofa i inne wiersze”, Wydawnictwo a5, Kraków 2007,

Sławomir Elsner, „Antypody”, Biuro Literackie, Wrocław 2008,

Julia Fiedorczuk, „Listopad nad Narwią”, Biuro Literackie, Legnica 2000,

Łukasz Jarosz, „Biały tydzień”, Biuro Literackie, Wrocław 2007,

Piotr Matywiecki, „Powietrze i czerń”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009,

Joanna Mueller, „Zagniazdowniki/gniazdowniki”, Zielona Sowa, Kraków 2007,

Edward Pasewicz, „Wiersze dla Róży Filipowicz”, Biuro Literackie, Wrocław 2004,

Julia Szychowiak, „Po sobie”, Biuro Literackie, Wrocław 2007,

Joanna Wajs, „Sprzedawcy kieszonkowych lusterek”, Zielona Sowa, Kraków 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17-18/2013