Więcej niż gest

Z pierwszą podróżą poza rejon Rzymu papież Franciszek pojechał na Lampedusę. To znaczący wybór: włoska wyspa na Morzu Śródziemnym jest głównym celem uchodźców z Afryki, zmierzających do europejskiej „ziemi obiecanej”.

08.07.2013

Czyta się kilka minut

Franciszek rozmawia z imigrantami. Lampedusa, 8 lipca 2013 r. / Fot. Alessandra Tarantino / AP / EAST NEWS
Franciszek rozmawia z imigrantami. Lampedusa, 8 lipca 2013 r. / Fot. Alessandra Tarantino / AP / EAST NEWS

Somalijka Samia Yusuf Omar zajęła ostatnie miejsce w biegu na 200 metrów na olimpiadzie w Pekinie. Tuż przed igrzyskami w Londynie, w kwietniu 2012 r., wykupiła miejsce na łodzi płynącej z grupą nielegalnych imigrantów z Libii do Włoch.

Prawdopodobnie celem Samii była Wielka Brytania, gdzie chciała znaleźć trenera, który przygotowałby ją do występu na londyńskiej olimpiadzie. Być może marzyła o karierze Mo Faraha – urodzonego w Somalii brytyjskiego biegacza, dziś najlepszego długodystansowca na świecie i właściciela tytułu szlacheckiego. Nie wiemy, o czym marzyła, bo jej łódź zatonęła gdzieś na Morzu Śródziemnym. 21-letnia kobieta zginęła bez śladu.

ANONIMOWE MOGIŁY

Ciała niektórych wypluwa morze – najczęściej na Lampedusie, małej włoskiej wysepce, tym najdalej na południe wysuniętym przyczółku Europy. Chowani są przez mieszkańców Lampedusy w skromnych, zwykle anonimowych, zbiorowych mogiłach. Niedaleko lotniska Cala Pisana są dwie działki przeznaczone dla ofiar nieudanych przepraw przez morze. Ciała układane są jedno na drugim, w dwóch rzędach: bez nazwiska, bez miejsca urodzenia, bez okoliczności śmierci, bez niczego, co określałoby ich tożsamość.

Dopiero w kwietniu tego roku po raz pierwszy na Lampedusie pochowano dwóch Somalijczyków, których można było zidentyfikować. Zdecydowana większość ofiar pochłoniętych przez morze pozostaje anonimowa.

„Zwłoki, które codziennie wyrzucane są na plażach Lampedusy, stały się zwykłym punktem dzienników informacyjnych, tak naturalnym jak odpływ i przypływ morza – pisała w rozpaczliwym liście przed kilku miesiącami burmistrz Lampedusy Giusi Nicolini. – Jestem oburzona tym, że wszyscy przyjmują to, co się tu dzieje, jak coś normalnego i ta normalność rozprzestrzenia się jak choroba zakaźna. Jestem zszokowana milczeniem Europy, która właśnie otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla, a mimo to nie ma nic do powiedzenia w obliczu masakry, która liczbą ofiar może równać się z prawdziwą wojną. Jestem coraz bardziej przekonana, że w ramach europejskiej polityki imigracyjnej poświęcenie życia ludzkiego jest po prostu sposobem na zatrzymanie fali imigrantów, być może sposobem odstraszania ich od Europy. Jednak jeśli dla tych ludzi podróż łodzią pozostaje jedyną nadzieją w życiu, to ich śmierć musi być dla Europy powodem do wstydu i hańby”.

Ale nie jest – i nigdy nie była. Nie da się zweryfikować liczby ofiar nieudanych przepraw do Europy, podejmowanych przez imigrantów (głównie z Afryki) – choć nie tylko przez Morze Śródziemne. Różne organizacje oceniają, że w ostatnich 20 latach może to być od 20 do 40 tysięcy ludzi. Od 1996 r. Wysoki Komisarz do spraw Uchodźców ONZ prowadzi statystyki, z których wynika, że w samym 2011 r. w morzu utonęło ponad 1500 osób, co niemal na pewno jest liczbą zaniżoną, bo obejmuje tylko potwierdzone przypadki.

LIBIA ZAŁATWIA PROBLEM

Nikogo w Europie to specjalnie nie rusza – i tak jest od zawsze. Przykładowo, w Boże Narodzenie 1996 r. utonęło 300 imigrantów z Pakistanu i Sri Lanki. Ich szczątki tygodniami wyławiali z morza sycylijscy rybacy. Unia Europejska i władze włoskie przeszły nad tym wypadkiem do porządku dziennego.

Do czasu Arabskiej Wiosny Włochy i cała Unia zawierzyły kontrolę nad napływem imigrantów przez Morze Śródziemne swym wypróbowanym sojusznikom w Afryce Północnej – jak pułkownik Kaddafi albo egipska armia. Punktem kulminacyjnym tego układu było podpisanie w maju 2010 r. umowy z Kaddafim, w ramach której włoskie służby graniczne odsyłały schwytanych na morzu imigrantów do więzień w Libii, gdzie o dalszych ich losach miały decydować miejscowe władze.

Unia, jak zwykle w takich przypadkach, wykazała daleko idącą szlachetność, ostro krytykując Silvio Berlusconiego za to, że deportuje ludzi do libijskich kazamatów, zanim wcześniej określi, czy przypadkiem nie są uciekinierami politycznymi. Oburzenie wyrażali posłowie Parlamentu Europejskiego i sama Komisja. Z tym że kilka miesięcy później liderzy państw europejskich wzywali Komisję, by „zintensyfikowała dialog z Libią w sprawie opanowania nielegalnej imigracji”. Zgodnie z tym zaleceniem, w październiku 2007 r. Unia zawarła z Kaddafim własną umowę, w ramach której w zamian za 50 mln dolarów rocznie z budżetu unijnego Libijczycy mieli za zadanie powstrzymać napływ Afrykanów do Europy. Wywiązali się oni z niego doskonale: do wybuchu rewolucji wiosną 2011 r. problem praktycznie nie istniał. Ludzie próbowali przepłynąć Morze Śródziemne, tysiące po drodze tonęły, resztę Włosi odsyłali do więzień libijskich, media informowały, europarlamentarzyści ubolewali, nikogo to nie obchodziło...

W 2012 r. rząd Mario Montiego odnowił umowę z Libią, która ciągle zakłada współpracę w „przechwytywaniu” nielegalnych imigrantów. Jako że z definicji wszyscy ludzie, którzy dopływają do wybrzeży Południowej Europy, traktowani są jako „nielegalni”, nikt ich nie chce – ani Włosi, ani ktokolwiek w Europie.

Najwyraźniej pokazał to największy kryzys roku 2011, gdy w ciągu kilku miesięcy na Lampedusie – liczącej 5 tys. mieszkańców – wylądowało ponad 40 tys. ludzi i prawie żaden kraj europejski nie był zainteresowany przyjęciem choćby części z nich u siebie [patrz „TP” nr 26/2011 – red.]. Zresztą zgodnie z prawem: przepisy europejskie mówią, że obowiązek przyjęcia bądź odesłania uchodźców spoczywa na kraju, do którego dotarli.

MUR GRECKO-UNIJNY

Od ponad 20 lat Unia Europejska prowadzi – przy pomocy wszelkich dostępnych środków – zakrojoną na ogromną skalę, nowoczesną i bezlitosną operację policyjną, której celem jest zamknięcie kontynentu przed imigrantami z biednych krajów.

Agencja Frontex (z siedzibą w Warszawie) – instytucja zajmująca się koordynowaniem kontroli granic na poziomie unijnym (na poziomie praktycznym robią to krajowe służby graniczne) – wymyśla coraz to nowsze metody obserwacji. Ostatnio zapowiedziała zakup dronów do tego celu. Grecy wybudowali ponad 12-kilometrowy płot z drutem kolczastym, który ma chronić kraj przed przybyszami od strony Turcji. Unia, która tak lubi krytykować Izrael za mur oddzielający go od Palestyńczyków, albo USA za zasieki na granicy z Meksykiem, wsparła Greków finansowo – płacąc za 23 kamery termowizyjne, rozmieszczone na wieżyczkach wzdłuż muru.

Nie ma takiej sumy pieniędzy i nie ma szczytów hipokryzji, których nie bylibyśmy w stanie osiągnąć, aby Europa pozostawała kontynentem wolnym od niechcianych imigrantów.

To wszystko dzieje się w czasie, gdy ta sama Europa narzeka na niż demograficzny i prorokuje, że bez imigrantów zmieni się w gasnący kontynent starych ludzi. Finansowemu i politycznemu kryzysowi towarzyszy pogłębiający się kryzys tożsamości: z jednej strony mamy funkcjonującą na poziomie oficjalnej debaty publicznej politycznie poprawną retorykę, która nie pozwala realnie zmierzyć się z tym problemem, a z drugiej – brutalny policyjny system, stworzony po to, abyśmy przypadkiem nie musieli dzielić się naszym dobrobytem z innymi.

PRZERAŻONA EUROPA

Słyszę już argument, że przecież nie da się wszystkich chętnych wpuścić do Europy. Ale to argument nie na temat. Pytanie nie powinno brzmieć, czy wpuszczać imigrantów do Europy, ale jak to robić. Przykład udanej asymilacji Latynosów w USA pokazuje, że imigracja może wzmocnić kraj i naród, może dać mu siłę i nową energię.

Do tego oczywiście niezbędne jest przekonanie, że istnieje coś wspólnego, co łączy nas, mieszkańców Europy, i co przybysze mogą zaakceptować jako własny zestaw wartości. W USA jest to konstytucja i poczucie obywatelskości. W pochrześcijańskiej Europie niczego podobnego nie ma. Propozycja rozmycia narodowych tożsamości, zastąpienia wartości wyrosłych z religii i tradycji jakimś nowym, bliżej nieokreślonym tworem, w którym różne mniejszości nieustannie negocjują dostęp do władzy, powoduje chaos myślowy i moralny. Nikt nie jest zadowolony, wszyscy tracą.

I to jest chyba główny powód, dla którego wizja tysięcy ludzi marzących o tym, aby do nas dołączyć, nie budzi w nas radości, że oto stajemy się inspiracją dla innych, ale strach przed tym, co będzie z nami samymi. Zamiast zmieniać się we wrzący tygiel narodów złączonych wspólnymi wartościami, Europa jest przerażona własną niemocą i sparaliżowana niepokojem o przyszłość. A jednym ze skutków tej niemocy jest tragedia tysięcy ludzi, której symbolem jest mała włoska wyspa Lampedusa.

***

Wybór tej wysepki jako celu pierwszej podróży papieskiej poza rejon Rzymu jest więc znaczący i poruszający. Dobrze by było, żeby tym razem – szanując pamięć tysięcy anonimowych ofiar marzenia o europejskiej ziemi obiecanej – w wyborze papieża Franciszka dostrzec coś więcej niż gest, który zapewne po raz kolejny media przerobią w sentymentalną papkę. Swoją wizytą na Lampedusie Franciszek wzywa nas do zastanowienia się, czym ma być ta nowa wspaniała Europa, którą budujemy. A także: kim jesteśmy i jakie wartości nas określają?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dariusz Rosiak (ur. 1962) jest dziennikarzem, twórcą i prowadzącym „Raport o stanie świata” – najpopularniejszy polski podkast o wydarzeniach zagranicznych (do stycznia 2020 r. audycja radiowej „Trójki”). Autor książek – reportaży i biografii (m.in. „Bauman… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2013