Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Siła widma tkwi w jego egzystencjalnej nieokreśloności. Żaden z naprawdę ważnych polityków PiS-u i SLD nie powiedział: "zawarliśmy koalicję w mediach". Żadna telewizja nie pokazała chwili podpisania koalicyjnej umowy; żadnej agencji informacyjnej nie dostarczono treści odpowiednich dokumentów. Zresztą: czy dżentelmeni (z PiS-u i SLD) potrzebują jakichś papierów? Zwłaszcza takich, które mogłyby trafić do niepowołanych rąk?
Nie ma twardych dowodów istnienia widma, są jednak ślady jego działania. Na przykład: sytuacja w III Programie PR. I jeszcze bardziej: odwołanie Anity Gargas ze stanowiska wiceszefowej I Programu TVP (za cichą zgodą PiS-u, jak mówią wszyscy dookoła).
Ludwik Dorn, spytany przez Elizę Olczyk ("Rzeczpospolita" z 2 marca) o istnienie widma, odpowiedział z wyraźną irytacją: "Tylko ktoś dotknięty matołectwem może sądzić, że tej koalicji nie ma". (Słychać w tej odpowiedzi lata lektur Kornela Makuszyńskiego).
Śladami odkrycia byłego marszałka Sejmu podążyła Agnieszka Kublik, ogłaszając na łamach "Gazety Wyborczej" (z 3 marca) "Listę matołków według Dorna", na której znaleźli się czołowi działacze PiS-u i SLD, zgodnie zaprzeczający istnieniu wspomnianej koalicji. Rzecz jasna: nie posądzam dziennikarki "Wyborczej" o mylenie tego, co mówią politycy, z ich rzeczywistą wiedzą i przekonaniami. Toteż: znacznie bardziej pouczające wydały mi się dwie krótkie rozmowy, jakie Agnieszka Kublik przeprowadziła z jednym z ludzi PiS-u w TVP i z jednym z ludzi SLD w PR ("GW" z 5 marca). Pierwszy z nich, spytany o istnienie medialnej koalicji, wyznał, iż jest matołkiem ("według Dorna"); poświęcenie drugiego wydało mi się jeszcze większe: stwierdził on, iż nie zna poglądów politycznych redaktora "Gazety Polskiej" Tomasza Sakiewicza. Doprawdy: dla dobra swych partii ludzie PiS-u i SLD gotowi są na najwyższe ofiary.
W tym samym dniu, w którym zjazd Prawa i Sprawiedliwości wybierał nowego prezesa, "Rzeczpospolita" opublikowała zwięzły artykuł Wojciecha Wybranowskiego "Nowa frakcja w PiS: miłośnicy SLD". (Zbieżność wydarzeń oczywiście przypadkowa). Wynika z niego, iż nieistniejąca koalicja z SLD głęboko dzieli członków PiS-u i grozi rozłamem w partii.
Zastanawiam się, co jest gorsze: cynizm tych, którzy w imię zdobycia władzy gotowi są zawrzeć cichy sojusz z ideologicznymi przeciwnikami, czy też fundamentalizm prawdziwych pisowców, wyłaniających się spoza pleców Jarosława Kaczyńskiego. Doprawdy: i to kusi, i to nęci.