Weronika Pawelec z "Top Model": "Szkoła dla głuchych była jak zamknięta bańka. Teraz z niej wychodzę"

Mówi się, że głusi żyją w świecie ciszy. Tyle że świat jest jeden.

07.11.2022

Czyta się kilka minut

Weronika Pawelec / ARCHIWUM PRYWATNE WERONIKI PAWELEC
Weronika Pawelec / ARCHIWUM PRYWATNE WERONIKI PAWELEC

Weronika Pawelec weszła pewnym krokiem na casting jedenastej edycji „Top Model”. Zatrzymała się przed jurorami, przedstawiła.

„Przyjechałaś gdzieś ze świata? Bo masz inny akcent” – zaciekawił się Marcin Tyszka, fotograf modowy.

„Mówię trochę inaczej, a wynika to z tego, że od urodzenia mam niedosłuch” – wyznała Weronika.

„Masz aparat? Co się dzieje?” – dopytywała Katarzyna Sokołowska, reżyserka pokazów mody.

„Mam aparat i procesor, dzięki nim słyszę. Jeśli je zdejmę, jestem kompletnie głucha” – wyjaśniła.

Weronikę Pawelec będą odtąd obserwowali i głusi, i słyszący. Ci pierwsi w jej historii odnajdą być może własne doświadczenia tego, jak się głuchym żyje wśród słyszących.

1.

Pierwszy odcinek: stacja emituje krótki reportaż o Weronice. Przenosimy się z kamerą do jej rodzinnej wsi w województwie świętokrzyskim. Wokół domów pola truskawek, które uprawiają także rodzice Weroniki. Jest późne lato. Dziewiętnastolatka wskakuje na przyczepę, siada obok ojca, między skrzynkami z truskawkami. Za kierownicą ciągnika matka Weroniki.

– Mama też niedosłyszy – powie mi Weronika, gdy połączymy się między jej zdjęciami. – Gdy miała trzydzieści lat, zdecydowała się na operację wszczepienia implantu ślimakowego. Jakiś czas po operacji powiedziała: – Słyszę, jak klekoczą bociany.

Aparat słuchowy wzmacnia dźwięk, implant działa lepiej: wychwytuje dźwięk, przetwarza go i wysyła do nerwu słuchowego.

Operator pokazuje Weronikę ze słuchawkami na uszach, w wysokiej trawie, z przymkniętymi oczami, kołyszącą się. Albo pozującą nad strumykiem, w jasnej, przylegającej do ciała sukience. Fotograf, który robi jej zdjęcia, mówi, że Weronika jest połączeniem Marilyn Monroe i Marii Skłodowskiej-Curie. Rodzice mówią jednak o modelingu z niepewnością. „Weronika była dzieckiem bardzo skrytym, nieśmiałym. Nie miała wielu koleżanek i kolegów” – wyznaje do kamery matka. A ojciec dodaje: „Zawsze była odtrącana”.

„Miałam przyjaciółki: kurki, które brałam ze sobą gdzieś i z nimi rozmawiałam” – opowiada Weronika.

Urodziła się głucha. Zdiagnozowano niedosłuch 90 dB, który nazywany jest głębokim. Dziecko z taką wadą prawie na pewno nie rozumie mowy, ma poważne problemy z nauczeniem się języka mówionego. Nie słyszy własnego głosu. I nawet jeśli ciężko nad nim pracuje, nie potrafi kontrolować tego, jak mówi.

Głusi już jako dorośli przyznają, że to po reakcjach słyszących na ich piskliwy, zbyt głośny albo zbyt cichy, prawie zawsze niezrozumiały głos, orientowali się, jak może on brzmieć. Dlatego nierzadko wstydzą się własnego głosu.

Pierwsze aparaty słuchowe Weronika dostała jako czterolatka. – Mama opowiadała mi, że wcześniej nie potrafiła nawiązać ze mną kontaktu – mówi. – Z aparatem było trochę lepiej, choć wciąż nie za wiele słyszałam, nawet swojego głosu.

Weronika poszła do szkoły ze słyszącymi dziećmi. Obserwowała rozmawiające na przerwach koleżanki. Próbowała do nich podejść, ale widziała tylko miny, zmieniające się grymasy twarzy. Starała się siadać w pierwszej ławce, ale z lekcji też niewiele rozumiała, nawet wtedy, gdy włączali wzmacniacze dźwięku. Jeden miał przy sobie nauczyciel, drugi Weronika – zawieszony na szyi.

– Czułam, że niektórzy obserwowali mnie z boku i skoro się nie odzywałam, to wysnuwali wniosek, że jestem wycofana. Później już nie starali się ze mną nawiązać kontaktu. Miałam więc swój świat, otaczałam się zwierzętami, dużo z nimi przebywałam: z psami, kotami i kurkami – mówi Weronika.

Głuche dzieci nierzadko trafiają do szkół ze słyszącymi. Opowiadają, ile wkładali wysiłku w naukę języka: jak uczyli się mówić i rozumieć, co mówią ludzie, którzy byli dookoła. Co czuli, będąc jedyną głuchą osobą w całej szkole. I jedyną głuchą w domu, gdy rodzina siadała przy stole. Rozmawiali ze sobą, żartowali, a głusi mogli jedynie domyślać się, dlaczego nagle wszyscy się śmieją.

Niektórzy przyznają, że im częściej nie udawało im się nawiązać kontaktu ze ­słyszącymi, tym rzadziej próbowali. Wśród głuchych są też ci, którzy z różnych powodów nie opanowali języka polskiego albo nie posługują się nim biegle: nie mówią, nie czytają i nie potrafią pisać. Na co dzień używają polskiego języka migowego (PJM). Język polski jest dla nich językiem obcym.

2.

Po pierwszej klasie gimnazjum Weronika przeniosła się do szkoły dla głuchych. Przeprowadziła się do internatu, w którym spędziła kolejnych sześć lat: dwa w Kielcach, w gimnazjum, i cztery w Krakowie, w ­technikum. Tam poznała innych głuchych i od nich zaczęła się uczyć migać. Dziś miga ­dobrze, ale nie biegle. Gdy po castingu ­dostała cztery głosy na „tak” od jurorów, zamigała „dziękuję”. Ten znak, być może dla słyszących nierozpoznawalny, będzie powtarzała w kolejnych odcinkach.


NIEWYSŁUCHANA MNIEJSZOŚĆ

Jako pierwsi w Polsce konsekwentnie od pięciu lat piszemy o prawach osób głuchych. CZYTAJ REPORTAŻE ANNY GOC, WYWIADY, ANALIZY>>>


Głuche dzieci spędzają w szkołach i przyszkolnych internatach całe dzieciństwo. Wyjeżdżają z domów zwykle w niedzielne popołudnie, wracają w piątek, po lekcjach. Niektórzy opowiadają, że pierwszą noc spędzili w internacie jako siedmiolatkowie, ostatnią – będąc już pełnoletni. Potem wracają do rodzin, gdzie często bywają jedynymi głuchymi. I do społeczeństwa.

– Po skończeniu szkoły dla głuchych czujemy się we własnym kraju jak cudzoziemcy – opowiadała mi głucha absolwentka, niedługo po tym, jak opuściła szkolne mury. – Nauczyciele powtarzali nam, że musimy nauczyć się języka polskiego, jeśli chcemy żyć wśród słyszących. Przekonywali, że ci głusi, którzy nauczą się pięknie mówić, będą mieli lepsze życie. Nie wyjaśnili nam jednak, jak się żyje w Polsce. I jak się żyje wśród słyszących. Przydałaby się nam strona internetowa z wiedzą o codzienności słyszących. I druga, na której byłyby informacje o nas, głuchych, opracowane dla słyszących.

Weronika uczyła się mówić, zanim jeszcze poszła do podstawówki. Ciągłe wizyty u logopedy, godziny ćwiczeń w gabinecie, a potem kolejne w domu. Głoska za głoską. Słowo za słowem. Pierwsze zdania, krótkie opowieści. Wciąż powtarzane te same słówka. Zwłaszcza z głoską „r”, jedną z najtrudniejszych. – Irytowało mnie to „r”. Wiem, że nie udało mi się go wyćwiczyć. Było dla mnie za trudne – mówi Weronika. – Ale mówię, to już dla mnie dużo.

Weronika na chwilę znika sprzed kamerki, wraca po kilku minutach. – Znalazłam mój zeszyt, w którym zapisywałam słowa do powtórzenia: i te, z którymi miałam kłopot, i te, z którymi radziłam sobie świetnie.

Pochyla głowę nad zeszytem, przewraca kolejne strony. Mówi głosem delikatnie ściszonym: „tra”, „try”, „tro”. „Strata”, „strona”, „stratuje”, „Arnold”, „stryj”, „nastrój”, „brama”, „Adrian”, ­„Adriatyk”, „wersalka”. Uśmiecha się do wierszyków: „Jola lojalna, Jola nielojalna” albo „Król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego”. – Mam w tym zeszycie wszystko porządnie rozpisane, dlatego go zachowałam. Wciąż czasami go otwieram i ćwiczę – mówi.

Wątek szkół dla głuchych wraca w kolejnych odcinkach programu. Mówi o nich Weronika, zwracają na niego uwagę uczestnicy. „Chodziła do szkoły specjalnej, gdzie w klasie było po sześć-siedem osób. Nie miała kontaktu z ludźmi. Może dlatego jej ciężko otworzyć się przed ludźmi, bo nigdy z nimi nie żyła (…)” – mówi o Weronice jedna z uczestniczek „Top Model”.

„W szkole dla niesłyszących żyłam w takiej zamkniętej bańce. Otaczałam się tylko niesłyszącymi i słabosłyszącymi osobami. Teraz wychodzę poza ten świat, jestem ze słyszącymi. I jest inaczej. Muszę się tego nauczyć. Nauczyć się rozmawiać z ludźmi” – mówi Weronika w programie.

W podobnej sytuacji są co roku setki głuchych. – Co dalej? – zapytałam grupę dziewczyn, które właśnie miały skończyć jedną ze szkół dla głuchych. Siedziałyśmy w sali gimnastycznej, była z nami tłumaczka.

Dziewczyny miały od siedemnastu do dwudziestu lat. Urodziły się głuche, kilka z nich pochodziło z rodzin głuchych dynastycznych, czyli takich, gdzie głuchota sięga kilku pokoleń wstecz. Ich pierwszym językiem jest polski język migowy, którym posługują się na co dzień. Nie wszystkie zdecydowały się przystąpić do matury. Jedna z nich próbowała w ubiegłym roku, ale nie zdała egzaminu z języka polskiego, wciąż ma problemy z opanowaniem gramatyki.

Dziewczyny mówiły krótkimi zdaniami, jakby przyszłość nie zasługiwała na więcej. Jedna rozważała studia, ale pod warunkiem, że zbierze się grupa głuchych, a uczelnia zapewni im tłumacza. Nie chciałaby znaleźć się sama wśród słyszących. – Moi starsi głusi znajomi mówią, że dla głuchych nie ma pracy – zamigała siedząca obok niej koleżanka.

Kolejne mówiły o tym, że głusi, z którymi czasami trudno się skomunikować, są gorzej traktowani przez pracodawców albo w ogóle pomijani. – Wyjadę za granicę. Tam przynajmniej będę cudzoziemką naprawdę – powiedziała jedna z dziewczyn.

3.

„Dziś będziecie pływać po niebie nad romantyczną taflą wody w bardzo cyrkowych i burleskowych stylizacjach” – przedstawiał kolejne zadanie uczestnikom programu Marcin Tyszka.

Na księżycu zwieszonym na linach usiadła pierwsza z dziewczyn. Po chwili jej ręce ześlizgnęły się z obręczy figury akrobatycznej, wpadła do wody. Weronika zaczęła się niepokoić. Dziewczyna podniosła się, próbowała dalej, ale znów się nie udało. „Boję się” – mówiła Weronika siedzącej obok uczestniczce. „Procesor może mi spaść, a jak spadnie, to się zepsuje w wodzie. Nie będę słyszeć” – mówiła.

Fotograf uspokajał: Weronika może zdjąć aparat i implant na czas zadania, dadzą sobie radę. Dziewczyna nie decyduje się jednak na to, chwyta tylko obręcz, przyjmuje pozę. Pod koniec programu okaże się, że tego dnia jej zdjęcia były najlepsze.

Jeśli Weronika zdejmie aparat, słyszy dalej dość dobrze, ale jeśli wyjmie zewnętrzną część implantu, nie słyszy prawie nic. „Nie lubię być w ciszy, wolę być w kontakcie z otoczeniem” – mówi do kamery Weronika.

„Wera jest cały czas tak bardziej z boku” – przyznaje na offie jedna z uczestniczek.

A druga: „Ona za bardzo się od nas oddziela. Tak się zastanawiałam, czy to wynika z tego, że czuje przy nas dyskomfort, czy jej nie odpowiadamy?”.

Problem z implantem wraca. Kolejny odcinek i nowe zadanie: duże akwarium, w którym uczestnicy mają się zanurzyć i pozować w stylizacjach syrenich. Tym razem Weronika zdejmuje aparat słuchowy i zewnętrzną część implantu. Gdy nadchodzi jej kolej, siada na brzegu akwarium, zanurza ciało do połowy. Michał Piróg, który towarzyszy uczestnikom, daje jej znak, że może wpłynąć pod wodę. Weronika się waha. Próbuje, ale nie potrafi. Zaczyna płakać.

„Nie no? Co ona?” – niepokoi się jedna z uczestniczek.

„Nie daje rady” – mówi inna.

„Da radę!” – stara się krzyczeć do Weroniki na zachętę.

„Ona i tak cię teraz nie usłyszy” – zauważa ta druga.

Uczestnicy wiedzą, że gdy Weronika jest bez aparatu i implantu, mogą się z nią porozumiewać jedynie za pomocą gestów. Idą w stronę akwarium, dodają jej otuchy. Pierwsza próba nie udaje się. Weronika wychodzi z wody, uczestnicy podbiegają do niej, ktoś ją przytula, jedna z dziewczyn mówi: „Musimy iść wysuszyć uszy, żeby założyć aparat”.

Weronika próbuje jeszcze raz. Tym razem udaje się zrobić zdjęcie pod wodą. Po programie wrzuca w mediach społecznościowych komentarz: „Całkiem niedawno, w czerwcu 2020 roku, miałam operację wszczepienia implantu ślimakowego. (…) Po wszczepieniu przyszedł ciężki okres, kiedy przez miesiąc rana mi się nie goiła. Musiałam przyjmować dużo leków, a głowy nie wolno mi było moczyć wodą ani wystawiać na słońce. (…) Od tamtego czasu jestem przeczulona na implant i procesor. Zawsze uważam, żeby coś im się nie stało. Gdy brałam prysznic, to nie dopuszczałam, aby za dużo wody wlało się w miejsce, gdzie jest implant. (…) Nawet teraz uważam, żeby przypadkiem nie uderzyć w to miejsce. Gdy leżę na łóżku, opierając głowę o to miejsce, gdzie jest implant, czuję taki nacisk i dyskomfort. Myślę, że ten okres gojenia nadal trwa i jeszcze trochę potrzebuję czasu, aż będę mogła być spokojna i nie martwić się, że coś się stanie”.

4.

„Czasami czuję się trochę ograniczona, bo inni mówią szybko i raczej ciężko mi coś wyłapać. Chyba zamykam się w swoim świecie – tak mi się wydaje” – powiedziała Weronika w programie.

Gdy się łączymy, wyznaje, że nie zawsze rozumie, co mówią prowadzący i inni uczestnicy. Jeśli dyskusja jest spokojna, głos zabierają kolejne osoby, w tle nie ma szumu i nadmiernego hałasu, Weronika rozumie wszystko.

– Ludzie czasem myślą, że wystarczy wszczepić implant, żeby osoba niesłysząca zaczęła odbierać, co ktoś do niej mówi. Moja nauka rozumienia mowy trwa, ciągle muszę dużo ćwiczyć – dodaje.

Kamera „Top Model” zatrzymuje się czasem na Weronice. Bywa, że mięśnie jej twarzy są napięte, oczy wpatrzone w mówiącego, uwaga skupiona. Weronika nie spuszcza z osób mówiących oczu, stara się stać w pierwszym rzędzie.

– Jeden z projektantów oceniał naszą pracę. Mówił po angielsku, jego słowa były tłumaczone na polski. Był jakiś szum z głośnika, nie zrozumiałam nic. Na nagraniu widziałam, że się uśmiecham, a potem okazało się, że on mnie w tym czasie krytykował. Było mi głupio, bo moja reakcja wyglądała dziwnie.

– Po wszczepieniu implantu ciągle ćwiczysz rozumienie mowy. Jak te ćwiczenia wyglądają? – dopytuję Weronikę.

Wspomina o nagraniach, które odsłuchuje. Są tam np. wyrazy, które różnią się tylko jedną literą. Weronika sprawdza, czy udaje jej się wychwycić różnicę. I o studiach, które właśnie zaczyna – kulturoznawstwo na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu.

– Mowę najlepiej ćwiczy się wśród innych – mówi.

A w programie wyznaje: „Cieszę się, że tu jestem (…) Tak jakbym się otwierała na inny świat. Myślę, że muszę popracować nad tym, żeby bardziej się otwierać na ludzi”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Inne życie