W poszukiwaniu raju na ziemi

Grzechy i wady Rosji są liczne, a niebezpieczeństwo z nich wynikające - wyraźne. Nie można jednak powiedzieć, że Zachód stanowi tu remedium. W końcu od lat dotyka go wielki kryzys wiary i duchowości, bolesna płytkość myśli - pisze Tomas Venclova

25.01.2011

Czyta się kilka minut

Ostatnio zaczynamy rozumieć, że Czesław Miłosz był nie tylko wielkim poetą, ale także wybitnym filozofem, historykiem idei, a może nawet teologiem. Wykładając Dostojewskiego na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, został także znawcą tematyki rosyjskiej, i to pierwszorzędnym. Przypomina o tym jego nowa książka, wydany przez "Zeszyty Literackie" zbiór "Rosja. Widzenia transoceaniczne". Jest to pierwszy tom, składający się głównie z esejów o Dostojewskim i rosyjskich filozofach religijnych, Miłosz zaś pisał także o Tołstoju, Pasternaku, Mandelsztamie, Brodskim..., a wreszcie o Sołżenicynie i innych dysydentach rosyjskich, jak Siniawski albo Amalrik - będziemy musieli poczekać na tom drugi, by przeczytać te eseje w całości i odczuć ich wzajemne związki.

Ale już to, co mamy przed sobą, skłania do pewnych przemyśleń. Jest to książka nie tylko o Rosji i kulturze rosyjskiej, ale o dwóch różniących się zasadniczo wizjach świata: obie są niepełne i z tego powodu prowadzą na niebezpieczne manowce, ale obie muszą być przez nas przeżyte, byśmy mogli zrozumieć problemy, przed którymi nie uciekniemy.

Wschodnie pokusy

Eseje Miłosza (a także rozdziały książek, wywiady, recenzje czy nawet jedno tłumaczenie z Sołowjowa) obejmują ogromny okres: od roku 1943 aż po 2003. Sześćdziesiąt lat, i to jakich! Polska, Europa, także Rosja zmieniały się

przez ten czas ustawicznie. Jednak główne linie myśli Miłoszowskiej pozostają wyraziście widoczne, dotyczą bowiem spraw, że tak powiem, archetypicznych, trwających przez stulecia albo i całe dzieje ludzkości. Najwcześniejszy jest esej o Marianie Zdziechowskim, pisany w czasie niemieckiej okupacji, kiedy sprawdzały się

międzywojenne przeczucia katastroficzne. Właśnie Zdziechowski, rektor Uniwersytetu Wileńskiego, na którego młodzi żagaryści patrzyli z pobłażaniem, wprowadził Miłosza w problematykę rosyjskiej religijności, odkrył tkwiącego w tej religijności ducha gnozy, ideę dobrego Boga i nieuleczalnie złego świata. Miłosz przyznaje: "myślę, że w kulturze polskiej najlepiej rozumieją niebezpieczeństwo Wschodu ludzie, którzy Wschód w sobie przeżyli, ludzie, dla których słowo »psychika rosyjska« nie jest tylko pustym dźwiękiem albo wyśmiewanym uproszczeniem. Aby uzyskać intuicję »rosyjskości«, trzeba zapłacić cenę: trzeba chociażby w części ulec jej pokusom". Chyba pomógł mu w tym - tak samo zresztą jak Zdziechowskiemu - sam teren Wielkiego Księstwa Litewskiego, na którym obaj mieszkali. Litwa, przez kilka wieków przeciwwaga Moskwy, była przecież przeniknięta, obok prądów zachodnich, także rosyjskimi; z drugiej zaś strony - uczulała na grozę Imperium.

Uleganie pokusom bywa z reguły płodne. Miłosz niewątpliwie przeżył Rosję w sobie, spokrewnił się z Dostojewskim (choć bardziej może z filozofami rosyjskimi, którzy dostarczali na niego antidotów). Krytykując Rosję i Wschód, zawsze - albo przede wszystkim - krytykował też Zachód.

Następny moment, kiedy Miłosz poważnie zastanawiał się nad Rosją i naukami, które można wyciągnąć z rosyjskiego doświadczenia, to epoka "Zniewolonego umysłu" i "Rodzinnej Europy". Chodziło o to, co nazywał "ukąszeniem heglowskim" - a więc o wiarę w nieubłagany postęp i niewzruszone prawa, prowadzące ludzi i społeczeństwa jedną jedyną drogą oraz skazujące na zapomnienie każdego, kto ośmieli im się sprzeciwić. Poddawał się temu ukąszeniu w młodości. Wiara w determinizm historyczny okazała się potężnym jadem, który zatruł niejedną duszę i niejedno państwo. W Rosji znalazła oparcie także w dawnym światopoglądzie, który uważał grzeszny świat za domenę konieczności, pozostawiając wolność Bogu oraz sferze transcendencji. Z tym łączył się mit ziemskiego raju, który czeka nas u kresu dziejów, bo taka jest boska wola. Te prawosławne i gnostyczne pierwiastki rodem z Bizancjum zrosły się z zachodnim wynalazkiem - marksizmem, co doprowadziło do mieszanki piorunującej. Typowym wczesnym przykładem rosyjskiego heglisty był Wissarion Bieliński, przez pewien czas bliski Dostojewskiemu (Miłosz napisał o nim esej w roku 1955).

Do analizy "ukąszenia heglowskiego" przydała się Witkacowska metafora "pigułek Murti-Binga" - skondensowanego światopoglądu, dającego poczucie harmonii i pewności siebie, który przywiązuje do tyranii mocniej niż strach i przymus (chociaż jest przez nie doskonale wspomagany). Nie znam lepszego antidotum na murtibingizm niż ostatni rozdział "Zniewolonego umysłu", zatytułowany "Bałtowie". Cieszę się, że został on włączony do "Rosji" - cieszę się jako jeden z Bałtów, ale oczywiście nie tylko z tego powodu. Miłosz występuje tu przeciw wynikającej z determinizmu historycznego dwoistości miar etycznych i mówi o tym, że w człowieku pozostaje tajemnica, której nie można zredukować do "praw dziejowych". Nadzieja polega na tym, że zawsze byli i będą "ludzie, dla których zło było złem i jako takie musiało być nazwane".

"Kłamliwe przeczulenie"

Dochodzimy tutaj do Fiodora Dostojewskiego, który jest głównym tematem książki, bo ucieleśnia sprzeczności myśli rosyjskiej i rosyjskiej historii - a także naszej myśli i naszej historii - lepiej niż ktokolwiek inny. Nigdy nie omijał problemu Zła - był tym problemem zafascynowany, a jednocześnie uczulony na Zło bardziej niż ogromna większość z nas. W odróżnieniu od wielu, Miłosz jest przeciwny tradycyjnym odczytaniom Dostojewskiego jako "wielkiego psychologa", a tym bardziej odczytaniom freudowskim. Chodzi nie tyle o psychologię, ile o pneumatologię: Dostojewski bada nie choroby duszy, lecz choroby ducha. Według Miłosza, jest nieodrodnym synem tradycji gnostycznej i hermetycznej - tak samo zresztą jak Swedenborg, inny mistrz i obiekt badań polskiego poety (prawdopodobnie to właśnie Miłosz pierwszy omówił pokrewieństwo obu tych pisarzy). Jak Swedenborg, Dostojewski jest krytykiem światopoglądu naukowego, który rozwinął się na Zachodzie, poczynając mniej więcej od wieku XVII, i zaczął tam niepodzielnie panować w wieku XIX. Rosja przyswoiła sobie ten światopogląd w ciągu dosłownie paru dziesięcioleci i wysnuła z niego wnioski najbardziej radykalne, więc okazała się polem doświadczalnym świadomości europejskiej i soczewką tendencji zachodnich: na Zachodzie konflikt religii i nauki był łagodzony przez tradycje tolerancji i spokojnego, wyważonego sporu, czego Rosjanom zabrakło. Jak wiemy, następstwa tego były okropne, co Dostojewski w znacznym stopniu przewidział.

W tym właśnie Dostojewski jest Miłoszowi bardzo bliski, bo uczył nieprzyjmowania heglowskiej (także marksistowskiej) deterministycznej wizji świata, i to uczył z bezkompromisową żarliwością. Nie przyjmował wizji raju ziemskiego, do którego pęd miałby unieważniać każdą ofiarę rozdeptaną przez historię. Nie zgadzał się

na wyrzekanie się winy i odpowiedzialności. Był myślicielem chrześcijańskim - dającym sporo przestrzeni argumentacyjnej ateizmowi, co należy uznać za jego mocną stronę; ale nie całkowicie bezstronnym (chociaż Michaił Bachtin skłaniał się do takiego twierdzenia). Jednak chrześcijaństwo Dostojewskiego niejedną ma usterkę i ociera się o "kłamliwe przeczulenie" (jak mówi Bierdiajew, z którym Miłosz się zgadza), i kiedy Dostojewski próbuje opisać idealną wspólnotę nowych chrześcijan w epilogu "Braci Karamazow", nie wychodzi poza recepturę romantyczną i naiwną. W jego słynnym powiedzeniu, że gdyby miał wybierać między Chrystusem a prawdą, wybrałby Chrystusa, tkwi coś wątpliwego: przeciwstawienie Chrystusa prawdzie (czego nie robili Mistrz Eckhart, Kierkegaard ani Simone Weil) zniża Boga do poziomu iluzorycznej pociechy.

Poza tym nie można ukrywać, że Dostojewski był rosyjskim nacjonalistą, i to bardzo niedobrego gatunku. Był ksenofobem i antysemitą, nie cierpiał też Polaków, chociaż przodkowie jego pochodzili z takiej samej spolonizowanej szlachty Wielkiego Księstwa jak przodkowie Miłosza. Ubóstwiał rosyjskie państwo imperialne, które zesłało go na katorgę, i uważał to państwo za przyszłego zbawcę świata: pisał w więzieniu okropne, najprawdopodobniej szczere wierszydła - sławiące cara. Być może zmienił się w czasie katorgi, choć ciągotki do autokratyzmu miał i wcześniej, jako młody socjalista, na zesłaniu się one jednak skrystalizowały, częściowo dlatego, że uważał towarzyszy niedoli - Polaków walczących o niepodległość - za pogrążonych w grzesznej dumie i nienawiści do ludu rosyjskiego. Nie można brać tego wszystkiego w nawias: Dostojewski jest prorokiem nie pomimo swoich arcyrosyjskich mesjanistycznych poglądów, ale właśnie dzięki nim.

Wątpliwe - oględnie mówiąc - polityczne poglądy Dostojewskiego wynikały, według Miłosza, ze strachu o przyszłość Rosji (przeczuwał ogrom jej nieszczęść w XX wieku), ale jeszcze bardziej z trudności metafizycznych, z tego samego ducha prawosławia - w końcowym rachunku: gnozy - który stał u początku jego jasnowidzeń. Gnoza jest doktryną wybitnie ambiwalentną. Uczy, że królestwo determinizmu i czystego rozumu jest nie do przyjęcia, a jednocześnie podsuwa wyjścia mylne. Ocalenie jest, jak daje do zrozumienia Miłosz, w zdrowiu umysłu i w równowadze serca. Jest to zadanie, które musimy rozwiązywać ciągle. Miłosz mówi, i nie bez racji, że imperializm rosyjski może "znaleźć u Dostojewskiego dość materiału do najbardziej wariackich przedsięwzięć". Co prawda trzeba tu dodać, że Dostojewski jest zbyt złożony, żeby dzisiejszy - albo jakikolwiek inny - nacjonalizm mógł wybrać go sobie za sztandar.

Miłosz nie ukrywa, że mesjanizm jest chroniczną chorobą nie tylko Rosji, ale i Polski. Istnieje podobieństwo między Dostojewskim a Mickiewiczem (z epilepsją włącznie): obaj byli heretykami, bo zacierali granice między religią a ideą narodową. Rywalizacja między Polską a Rosją, sięgająca wieku XVI i XVII, prowadziła do wątpliwych uogólnień i automatycznych odruchów, przedstawiających Rosję jako domenę niepodzielnego zła i ciemności, a Polskę jako zwiastuna światła. Chyba można wybaczyć mesjanizmowi polskiemu trochę więcej niż rosyjskiemu, bo najczęściej bywał odpowiedzią na sytuacje skrajne, ale i do niego stosuje się maksyma Miłosza: "nasza praca powinna zaczynać się

od nazwania magią doktryn, które niczym więcej niż magią nie są".

Notatki z podziemia

Miłosz rozważał napisanie książki o Dostojewskim (także o Nietzschem i nihilizmie), choć z różnych powodów z tego zrezygnował. Tak czy owak, dzięki pracy redaktorów "Rosji" mamy taką książkę w rękach. Ale kiedy powiedział w roku 2003, że z literatury rosyjskiej interesował go tylko Dostojewski, na pewno nie było to prawdą. Tak samo interesowali go inni myśliciele rosyjscy, może nie tego formatu, ale roztrząsający podobne problemy i często pozbawieni wad Dostojewskiego. Przede wszystkim chodzi o Lwa Szestowa, niezbyt dobrze znanego filozofa XX-wiecznego, fascynacja którym łączyła Miłosza z Josifem Brodskim i była chyba główną płaszczyzną ich porozumienia. Szestow, piewca absurdalności ludzkiej kondycji, za główne dzieło Dostojewskiego - ba, literatury światowej - uważał "Notatki z podziemia": jak bohater tego dzieła, wybierał kruche i nędzne ludzkie Ja przeciwko Jedności i Konieczności. Wybierał konkret przeciwko abstrakcji, odrzucał naukowy światopogląd w imię irracjonalnej wiary w Boga poza wszelkimi ludzkimi pojęciami. Był współczesnym Hiobem, filozofem rozpaczy i protestu. Inny z myślicieli to Włodzimierz Sołowjow, który znał Dostojewskiego osobiście i był, zdaje się,

prototypem Aloszy Karamazowa. Napisał przypowieść o Antychryście, którą Miłosz uważał - tak samo jak "Legendę o Wielkim Inkwizytorze" - za rzecz dorównującą ewangelicznym przypowieściom. Był to rodzaj "historii alternatywnej", mówiącej jednak o rzeczach bardzo poważnych: o tym, że przyjęcie etyki chrześcijańskiej z odrzuceniem jej metafizycznych podstaw jest zgubne i w zasadzie nie daje się urzeczywistnić. Trzeci myśliciel, także związany z Dostojewskim biograficznie (uprawiał kult Dostojewskiego i z miłości do niego ożenił się

z jego dawną kochanką, co miało okropne skutki) - to Wasilij Rozanow, jedna z najbardziej oryginalnych postaci kultury rosyjskiej. Tekst o nim prawie w całości składa się z cytatów, bo znaleźć celniejszy wyraz dla idei Rozanowa, niż on sam to robił, zakrawa na niemożliwość.

Grzechy i wady Rosji są liczne, a niebezpieczeństwo z nich wynikające - wyraźne. Nie można jednak powiedzieć, że Zachód jest tu remedium. Może pomóc Rosji i Rosjanom (co wielu z nich zawsze odczuwało), ale tylko do pewnego stopnia. Miłosz zdaje sobie sprawę z problemów Zachodu, które zaostrzyły się w XX wieku i nie zostały rozwiązane: jest to wielki kryzys wiary i duchowości, płytkość myśli, pogrążenie się w konsumpcji. Radykałowie zachodni w rodzaju Sartre’a powtarzali drogę, którą przed nimi przeszli - i dowiedli jej zgubności - XIX-wieczni radykałowie rosyjscy. Co prawda Sartre’a już nie ma, ale następców jego, i to głupszych, nie brakuje.

Miłosz nie sądzi, że Zachód powtórzy doświadczenie rosyjskie: zaradzi temu, jego zdaniem, złożoność europejskiego oraz amerykańskiego społeczeństwa i tradycja wchłaniania ideologicznych trucizn. Uważam tę diagnozę za sprawiedliwą, nawet jeżeli domaga się pewnych poprawek, dotyczących np. Ameryki Łacińskiej. Ale w gruncie rzeczy Miłosz przedkłada nad Zachód tradycję innego ładu, łączącego w sobie zalety archaicznej prowincji, poczucie obywatelstwa i tolerancję wobec różnobarwnego ludzkiego świata. Widzi ten ład w dawnej, na wpół mitycznej Litwie, co zresztą zauważa i podkreśla Clare Cavanagh w przedmowie do książki. Ciekawe, że Miłosz zgadzał się tutaj z Josifem Brodskim, który też znajdował lekarstwo na jady sowietyzmu w litewskiej prowincji i w Wilnie.

***

Nie podejmuję się ogólnej oceny poglądów Miłosza na Rosję. Jestem trochę mniej uczulony na niebezpieczeństwo Wschodu i uważam, że Rosja może wyjść z zaklętego kręgu nacjonalizmu i agresji. W pewnym stopniu dowiódł tego rozpad ZSRR, co wielu (ze mną włącznie) przyjęło jako cud. Nie sprawdziła się obiegowa diagnoza, którą Miłosz podtrzymywał w "Zniewolonym umyśle" - że narody ZSRR zostaną nieodwołalnie zrusyfikowane (sowietyzacja miała miejsce, ale nie zniszczyła ani języków narodowych, ani nacjonalistycznych postaw - czasem paradoksalnie im sprzyjała). Sądzę, że nie warto uważać Puszkina, tym bardziej Brodskiego za ludzi zarażonych rosyjskim imperializmem - sprawa tu jest na pewno niejednoznaczna. Mam nadzieję, że powtórki imperium nie będzie i że proces historyczny doprowadzi do normalizacji Rosji, także jej stosunków ze światem i sąsiadami (no, odpukajmy...). Ale wiem na pewno, że będę wracał do Miłosza, kiedykolwiek będę myślał o Rosji, o rosyjskich problemach i rosyjskiej historii intelektualnej.

Tomas Venclova (ur. 1937) jest litewskim poetą, eseistą i tłumaczem, wykładowcą na Uniwersytecie Yale w USA. Rzecznik wielokulturowej, litewskiej, polskiej i żydowskiej tradycji Wilna oraz idei Europy Środkowej, laureat wielu nagród, m.in. przyznawanego przez sejneńską Fundację Pogranicze tytułu "Człowieka pogranicza" (2001). Uzasadniając to wyróżnienie, organizatorzy pisali m.in.: "Josif Brodski nazwał go kiedyś »synem trzech literatur, i to synem wdzięcznym«, mając na myśli fakt, że posiada on - a może prawdziwiej byłoby powiedzieć: ocalił dla siebie - aż trzy języki ojczyste: litewski, rosyjski i polski. Venclova, na przekór spustoszeniom dokonanym w XX wieku przez nacjonalizm i komunizm, pozostał prawdziwym obywatelem Wilna, walcząc o zachowanie tradycji międzykulturowego dialogu, na której to fundamencie zostało osadzone to niezwykłe miasto". W Związku Radzieckim opozycjonista, dzięki zagranicznym interwencjom uzyskał w połowie lat 70. możliwość wyjazdu na Zachód, osiedlając się w Stanach Zjednoczonych. Przyjaźnił się blisko z Czesławem Miłoszem i Josifem Brodskim, z którymi tworzył - jak to określał Miłosz - "poetycki triumwirat". W języku polskim opublikował m.in. wybór wierszy "Rozmowa w zimie" (wyd. III - 2001), monografię "Aleksander Wat: obrazoburca" (1997), książki prozatorskie "Eseje" (2001), "Niezniszczalny rytm" (2005), "Z dzienników podróży" (2010), a także subiektywny przewodnik "Opisać Wilno" (2006).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2011