W poszukiwaniu ładniejszego ładu

Dawne podziały polityczne były oparte na podziałach klasowych. Dziś dla zrozumienia źródeł zróżnicowania społecznego kluczowe może być pojęcie operatywności – zdolności radzenia sobie ze światem.

24.05.2021

Czyta się kilka minut

Na przystanku Metro Świętokrzyska.  Warszawa, wrzesień 2018 r. / Adam Chełstowski / Forum // Montaż Tp-Online
Na przystanku Metro Świętokrzyska. Warszawa, wrzesień 2018 r. / Adam Chełstowski / Forum // Montaż Tp-Online

Sądząc po pierwszych reakcjach oponentów PiS – polityków, publicystów czy aktywistów – mają oni w sprawie rządowego „wielkiego projektu”, czyli Polskiego Ładu, bardzo mieszane uczucia. Część jest zdeprymowana, część oburzona. Część traktuje go jako wyborczą ściemę, część jako przedsięwzięcie o olbrzymich konsekwencjach dla codziennego życia, daleko wykraczających poza to, kto sprawuje władzę. Takie wyjaśnienia się nie wykluczają, stąd raz jeszcze warto przemyśleć, jak podziały polityczne osadzone są w realiach społecznych. Czy polaryzacja, którą tak wielu podkreśla w polityce, przeszkadza, czy pomaga w utrzymaniu ładu, jego wywróceniu albo ewentualnej przebudowie.

Podziały i odchylenia

Ten wątek, który pojawia się już regularnie na łamach „Tygodnika”, doprowadził mnie do nowego spojrzenia na różnice społeczne. Podobnie jak w przypadku naszej biologii, możemy dostrzec dwa rodzaje różnic – podziały i odchylenia. Ludzie różnią się ze względu na płeć i na wzrost. W pierwszym przypadku możemy mówić o podziale, w którym granica (jakkolwiek by na jej temat dyskutować) jest znacznie wyraźniejsza niż w przypadku wzrostu. Wzrost jest zróżnicowany, ale ludzie nie dzielą się na niskich i wysokich, tak jak dzielą się na kobiety i mężczyzn. Najwięcej jest bowiem średnich, najniżsi i najwyżsi zaś przykuwają uwagę, bo się od średniej odchylają. Są to mimo wszystko rzadkie przypadki, nad którymi i tak zazwyczaj przechodzimy do porządku dziennego. Stanowić mogą źródło stereotypów, ale większości w ogóle to nie dotyczy.

Czy dzisiejszy ład społeczny opiera się na podziałach, czy na odchyleniach? Które przechyły mogą się przełożyć na realny, widoczny gołym okiem podział? Warto zacząć od tego, że ukształtowane przed stu laty podziały polityczne były silnie oparte na tych klasowych, gdy przynależność była widoczna na pierwszy rzut oka, po ubiorze, zachowaniu albo języku. Dzisiejsze podziały polityczne nie dają tak łatwych odpowiedzi, nawet jeśli na samym końcu skali są osoby, co do przynależności których trudno mieć wątpliwości. Jak i dlaczego doszło do zatarcia niegdysiejszych różnic? Kluczowym terminem dla zrozumienia źródeł zróżnicowania społecznego może być pojęcie operatywności – zdolności radzenia sobie ze światem.

Każdy z nas ma swój poziom operatywności – umiejętności rozwiązywania napotykanych problemów. Tak jak w przypadku wzrostu, nie dzieli się ludzi na całkiem operatywnych i całkiem nieoperatywnych – są oni raczej bardziej lub mniej operatywni. Operatywność może być wybiórcza: w jednych sprawach ludzie radzą sobie lepiej niż w innych. Kluczowym efektem operatywności jest jakość życia i zasobność – dostęp do dóbr materialnych.

Pojawia się tu zasadnicze pytanie, jak powinny zostać podzielone zasoby pomiędzy tymi bardziej i mniej operatywnymi. Część zróżnicowania jest naturalna – operatywny myśliwy upoluje więcej. Lecz w bardziej złożonych społecznych strukturach pojawia się inne źródło zróżnicowania – świadome motywowanie przez system. Decydują o tym osoby pełniące kluczowe role – czy to posłowie, ustalający stawki i progi podatkowe, czy kierownicy przyznający premie. Motywacja do podnoszenia operatywności i większego wysiłku wiąże się w naszym systemie z nagrodą. Alternatywne pomysły okazały się nie tylko niewykonalne, ale i zupełnie nieskuteczne. Dalej jednak pozostaje istotne pytanie o proporcje pomiędzy tymi bardziej i mniej operatywnymi. Wygląd tej krzywej jest stałym zagadnieniem, nad którym pochylają się ekonomiści.

Łamacze barier

Jest zatem operatywność cechą indywidualną, lecz jest też uzależniona od miejsca jednostki w społeczeństwie. Składa się na nią nie tylko osobista inteligencja i motywacja, ale też kapitał społeczny czy kulturowy oraz sieć powiązań. Ta sieć może sprawić, że człowiek nie spadnie nigdy poniżej pewnego poziomu, choć jego osobista operatywność jest wątła. Może też stanowić nieprzezwyciężalne ograniczenie, sprawiające, że nie przebije się on na wyższy poziom.

Historia uczy nas, że ludzie, chcąc przekazywać swój dorobek życia dzieciom, mają tendencje do budowania takich wspomagających sieci. W pewnym momencie stają się one przegrodami: rozdzielają poszczególne światy, utrudniają konkurencję, zmieniają szanse na przepływ – upadek czy awans – osób znajdujących się na różnych poziomach. Tak powstają progi dla operatywności wynikające z instytucji społecznych. Zarówno twardych, jak niegdysiejsza przynależność stanowa, jak i miękkich. Mogą być wyraźnie widoczne, mogą też mieć postać szklanych sufitów, o których tak wiele się dziś mówi.

Współczesna historia ludzkości polega na zmaganiu się z przełamywaniem takich barier. Stare podziały społeczne, w szczególności na prawicę i lewicę, były odpowiedzią na realne bariery społeczne, związane z klasami czy stanami. Łatwo powiedzieć, skąd wzięli się w kontekście tego podziału politycznego rzecznicy ludzi bardziej operatywnych. Po prostu pewna część osób bardziej operatywnych zajęła się tym, by bronić swego dobra, troszczyć się o przedstawicieli własnych warstw i ich dostęp do interesów czy udziałów w dobrach publicznych. Kto natomiast ma być rzecznikiem mniej operatywnych – to poważniejszy problem. Zwłaszcza że skuteczność rzeczników wymaga od nich samych operatywności.

Skąd zatem biorą się bardziej operatywni rzecznicy tych mniej operatywnych? Jest tu kilka źródeł. Po pierwsze, to dziedziczona więź, tak jak często bywało w partiach chłopskich czy robotniczych. Ich liderami były osoby, które przebiły się przez siatkę społeczną ze względu na swoją wyjątkową operatywność, ale zachowały więź z macierzystym środowiskiem i jego problemy leżały im na sercu. Stawali się więc rzecznikami tych mniej operatywnych. Istotnym elementem jest też wspólna tożsamość – odwołanie do więzi narodowej czy religijnej, tworzącej szersze wspólnoty. Państwa dobrobytu zostały stworzone przez społeczeństwa wyjątkowo jednolite etnicznie i wyznaniowo. Jedno i drugie źródło jest jednak coraz mniej wydajne – to już temat na znacznie dłuższą opowieść. Ogólnoludzka empatia stanowi jakąś alternatywę, lecz czy wystarczy?

Ktoś może się podjąć takiej roli z wykalkulowanego interesu. Nawet w najmniejszej gminie wójt zarabia więcej niż średnio jego współobywatele. Rzeczników takich podejrzewa się jednak o zdradę, bo przecież nie zrobią sobie krzywdy i nie nałożą większych obciążeń na własne sieci społeczne, które nie znikają tylko dlatego, że ktoś najmuje się jako rzecznik drugiej strony.

Tu na scenie pojawiają się outsiderzy – osoby, które wypadły ze środowiska bardziej operatywnych, ale jednocześnie są na tyle operatywne, by nająć się albo zadeklarować jako rzecznicy mniej operatywnych. Taka motywacja bywa wątpliwa – niejednokrotnie może za tym stać osobiste nieudacznictwo lub złamanie norm etycznych. Choć może to być też sprzeciw wobec niesprawiedliwego uprzywilejowania własnego środowiska. Takie osoby mogą być traktowane jako swoi tylko dlatego, że są nielubiane bądź wręcz pogardzane przez tych bardziej operatywnych.

Jak bardzo średnia jest klasa średnia

Ogląd społeczeństwa ze szczytu drabiny społecznej wiąże się z jeszcze jednym skrzywieniem – perspektywy. Tym, co łączy prezentację Polskiego Ładu w wykonaniu rządu oraz opisy najnowszych badań społecznych wykonanych pod egidą środowiska „Krytyki Politycznej” i mających świadczyć o „odrzuceniu 500 plus”, jest posługiwanie się pojęciem „klasy średniej”.

Jeśli spojrzeć na źródłosłów, określenie to powinno odnosić się do ludzi znajdujących się pośrodku społecznej drabiny. Tymczasem jednak za klasę średnią uważa się na ogół ludzi usytuowanych pomiędzy 60. a 90. centylem, jeśli uszeregować społeczeństwo pod względem zasobności. Pomimo że takie ujęcie prowadzi do zafałszowania obrazu, jest szeroko wykorzystywane do opisu życia społecznego.

Pogląd, że na miano klasy średniej zasługują wspomniani obywatele między 60. a 90. centylem, da się obronić tylko w jednym znaczeniu – jeśli mówimy nie o liczebności, lecz o „wadze” grup społecznych. Jeśli w największym uproszczeniu przyjmiemy, że ludzi można pod względem zasobności ustawić na dziesięciu szczeblach drabiny społecznej, to każdemu z nich możemy też przypisać różne wagi. Jeśli taka domniemana waga będzie odpowiadać numerowi szczebla (czyli najwyższa ma wagę dziesięć razy większą niż najniższa), wtedy środek ciężkości społeczeństwa wypada gdzieś między siódmym a ósmym szczeblem. Działa to w różnych obszarach ekonomicznych, np. na rynku reklamowym, gdzie zasobność konsumenta przekłada się na jego wagę w strategii marketingowej. Nawet jeśli ludzi biedniejszych jest bardzo wielu, to w sumie mają do wydania mniej pieniędzy.

Jednak głosy w wyborach liczy się zupełnie inaczej niż budżety konsumpcyjne czy reklamowe. Siła głosu w demokracji jest taka sama, czy ktoś jest milionerem, czy ledwo wiąże koniec z końcem. Jest wprawdzie lekko przesunięta w górę, gdyż milionerzy głosują prawie wszyscy, ubodzy zaś niekoniecznie, ale w polskich realiach przesunięcie to nie jest wcale tak duże i ostatnio się zmniejsza.

Asymetrie rywalizacji

Równość głosu w demokracji jest więc czynnikiem zmieniającym równowagę, choć nie wyrównuje całkowicie pola społecznych zmagań. Jeśli jakaś grupa ze względu na swoją operatywność jest zasobniejsza, ma ona też znacznie więcej środków, by utrwalać ten stan i bronić go przed zmianą. Z szerokiego arsenału argumentów może się też odwołać do troski o stabilność ładu – co w praktyce oznacza obronę status quo. Wiemy z historii, że nie wszystkie próby zmiany społecznej prowadziły do poprawy. Wiele z nich przyczyniło się do pogorszenia sytuacji wszystkich. Te doświadczenia też utrudniają zmianę.

Nieoczywisty wpływ na równowagę ma inny jeszcze paradoks. Jeśli porównać indeksy rozwoju cywilizacyjnego oparte na twardych miarach, to okazuje się, że im bogatsze społeczeństwo, tym trudniej je naprawić. Największe przyrosty występują u tych, którzy mają wiele do nadrobienia. Natomiast zbliżanie się do doskonałości jest wyjątkowo trudne. Brak postępów jest oczywiście dużo mniej dotkliwy w społeczeństwie o wysokim poziomie dobrostanu, ale i tam może on kłuć w oczy. Najlepiej ten mechanizm dziedziczenia zasobów komentuje afrykańskie przysłowie: „Ojciec karmi krowę, syn doi, a wnuk zarzyna”. Wraz z awansem społecznym pojawia się wzrost możliwości, ale i spadek motywacji do dalszego rozwoju. Łatwiej jest przekroczyć pewne progi, ale też coraz mniej oczywiste jest przekonanie, że należy to robić i że warte to jest wysiłku.

Samookaleczenie opozycji

Wszystkie te paradoksy i niuanse skupiają się jak w soczewce, gdy przyjrzeć się bliżej sprawie Polskiego Ładu. W odpowiedzi na propozycję zmiany reguł rozkładu obciążeń podatkowych pomiędzy poszczególne części społeczeństwa pojawiły się od razu głosy biorące w obronę „klasę średnią”. Autorzy projektu zwrócili zresztą na jej przedstawicieli uwagę już w samej prezentacji, traktując ich jako tych, którzy wyróżniają się pracowitością i zasługują na nagrodę. Przeciwnicy rządu zmniejszenie tej nagrody postrzegają jednak jako element niesprawiedliwości i coś, co może ograniczyć mobilizację i wysiłek, a w skrajnych formach doprowadzić do „zarżnięcia” czy „oskubania” tych, którzy „ciągną kraj do przodu”.

Najlepiej rzecz widać w przypadku programu 500 plus, który był w minionych latach okazją do stałego samookaleczania się opozycji. Stare przysłowie mówi: „Kto chce, szuka sposobu, kto nie chce, szuka powodu”. Czytając różne wypowiedzi liderów opozycji w tej sprawie trudno zapamiętać, o co im właściwie chodzi – czy wsparcie jest nieskuteczne, bo zostanie przepite, czy też nie trafia ono do tych, którzy go naprawdę potrzebują – ale na pewno można wyczuć, że im się to ogólnie nie podoba. To komunikat, który odbiorcy 500 plus na pewno potrafią zrozumieć. Jest klarowny i nie ma sensu dyskutować z argumentami – do zniechęcenia ludzi wystarczy przekaz, że to, co dla nich ważne, najchętniej by im zabrano.

Ryżowi Polacy

Prowokując opozycję do podgrzewania podziałów idących w poprzek społecznej drabiny, partia rządząca skutecznie próbuje zniwelować swoje słabości zwłaszcza na dwóch polach – sprawności rządzenia (w tym także nepotyzmu i korupcji) oraz obyczajowym. W pierwszej kwestii sugeruje się, tak jak przed poprzednimi wyborami: „Może i kradną, ale przynajmniej się dzielą”. Tu rzeczywiście uwidacznia się diabelska alternatywa, przed jaką staje część wyborców: nawet jeśli dostrzegają wszelkie podłości obozu władzy, widzą po stronie opozycji przede wszystkim polityków, którzy nie odczuwają z nimi żadnej więzi i nie potrafią z przekonaniem pokazać, że popierają korzyści, jakie są udziałem istotnej części społeczeństwa w ciągu ostatnich 6 lat.

Podobnie rzecz się ma z kwestiami obyczajowymi. Nawet jeśli zachodzą przemiany obyczajowe potencjalnie niekorzystne dla partii o takim przekazie jak PiS i nawet kiedy ponosi ona znaczne straty po tak godnym pożałowania wydarzeniu, jakim było wprowadzenie do systemu prawnego tylnymi drzwiami rozstrzygnięcia w sprawie aborcji, znów okazuje się, że w pakiecie z odwróceniem tej decyzji są inne kwestie, które nie znajdują akceptacji wahających się wyborców.

Przypomina to znane z Azji zjawisko „ryżowych chrześcijan”, do których misjonarze docierali poprzez dostarczanie im korzyści materialnych. Z tak stworzonych przyczółków rozwijała się dalej głęboka wiara, choć przecież w wielu przypadkach u początków była tylko jakaś kalkulacja. Dlatego nie dziwi, że np. mieszkańcy ziem zachodnich, dalecy od symbolicznego tradycjonalizmu i narodowych wzmożeń, zaakceptują wszystkie te antyskuteczne formy prezentowane przez obecną partię rządzącą tylko dlatego, że alternatywą jest zupełnie inny nowy ład. Mają powody sądzić, że jeśli byłby wcielony w życie, znów będą traktowani nie jako grupa warta docenienia, ale jak zapóźnione piąte koło u wozu.

Coś więcej niż kontra

Dlatego szczególnie istotne jest to, jaki poziom operatywności mają rzecznicy bardziej operatywnych. Bycie ich rzecznikiem jest bardziej komfortowe, wywołuje mniej napięć i sprawia, że łatwiej uzyskać wiarygodność u odbiorców. To jednak wcale nie znaczy, że łatwiej tu o skuteczność. W skrzywionym postrzeganiu wagi poszczególnych części społeczeństwa czai się pułapka. Rzecznicy operatywnych nie potrafią uchwycić tego, co jest potrzebne, by uzyskać akceptację ogółu. Przypodobanie się ważniejszym w hierarchii prestiżu czy dochodów nie wystarcza, by zdobyć wyborcze poparcie większości.

A przecież można by się spodziewać, że odpowiedzią na propozycje zmian w ładzie społecznym przedłożone przez rządzących okażą się rozwiązania, które nie będą wobec nich prostą kontrą. Chodzi o coś więcej niż szukanie dziur w każdym z rządowych postulatów i podważanie zasadniczych tez projektu – czasem zresztą z zupełnie przeciwnych stron. Przygotowanie alternatywy dla rządowego planu to sztuka znacznie trudniejsza i wymaga przemyślenia problemu przez tych najbardziej operatywnych. Nie wystarczy czekać w przekonaniu, że PiS jako rzecznik mniej operatywnych okaże się nieoperatywny i potknie się o własne nogi, oddając opozycji wymarzone zwycięstwo.

To temat do naprawdę poważnej dyskusji: jak powinien wyglądać ład społeczny, aby nie mogły się na nim żywić nadużycia władzy? Zarówno tej pochodzącej z wyboru, jak i tej znacznie subtelniejszej – wywodzącej się z pozycji technokratycznej, opartej na lepszym wyposażeniu w kapitał, sieci kontaktów i uprzywilejowaniu na wszystkich możliwych polach. W bogatym i wykształconym społeczeństwie znalezienie takiego nowego ładu powinno być łatwiejsze, ale – jak widać – nie jest to takie oczywiste. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2021