W krainie jednorożców

Co łączy atrakcyjny film dokumentalny i skuteczny projekt biznesowy? Odpowiedź: oba potrzebują tak zwanej „dobrej opowieści”.

08.04.2019

Czyta się kilka minut

Elizabeth Holmes w filmie „Wynalazczyni: Dolina Krzemowa w kropli krwi” / MATERIAŁY PRASOWE HBO
Elizabeth Holmes w filmie „Wynalazczyni: Dolina Krzemowa w kropli krwi” / MATERIAŁY PRASOWE HBO

Dokument o Elizabeth Holmes, która w wieku dziewiętnastu lat wymyśliła start-up mający zrewolucjonizować diagnostykę medyczną, przynosi diagnozę wielu chorób naszej cywilizacji. I poniekąd sam staje się jednym z objawów.

Film „Wynalazczyni: Dolina Krzemowa w kropli krwi” chciałoby się masowo pokazywać w szkołach – w ramach szczepionki przeciwko wspomnianym chorobom. Byłaby to jednak szkoła idealna, czyli taka, która uczy, jak dziś rozpoznać fałszywych proroków, jak odróżnić fakt od medialnej kreacji, naukę od pseudonauki, a biznes plan od grającego na emocjach storytellingu. Choć pewnie znaleźliby się i tacy uczniowie, którzy z filmu Aleksa Gibneya wynieśliby zupełnie inną lekcję. Wszak jego bohaterka, tytułowa „wynalazczyni”, naciągnąwszy poważnych inwestorów na prawie 400 milionów dolarów, a w konsekwencji oszukawszy tysiące zwykłych giełdowych graczy i amerykańskich pacjentów, ciągle jeszcze przebywa na wolności i zapewne cieszy się dostatnim życiem. Wyłaniający się z filmu demoniczny portret Holmes może więc tyleż przerażać, co fascynować.

Gibney przedstawia historię wielo­piętrowego oszustwa. Była studentka inżynierii chemicznej Uniwersytetu Stanforda w 2003 r. rozpoczęła pracę nad wynalazkiem o nazwie „Edison”, dzięki któremu każdy z nas, za pomocą małej czarnej skrzyneczki i kropli krwi pobranej z palca, mógłby dokonywać samodzielnych testów wykrywających rozmaite choroby. Nabrały się na to najtęższe głowy świata nauki, najwięksi geniusze z Doliny Krzemowej, polityczni starzy wyjadacze i magnaci prasowi. Skład rady nadzorczej Theranosa, czyli inkryminowanej firmy biotechnologicznej, przyprawia o zawrót głowy – zasiadali w niej byli sekretarze stanu Henry Kissinger i George Shultz czy dawny sekretarz obrony William Perry. Specjalnej, metafilmowej pikanterii dodaje fakt, że nawet Errol Morris, jeden z najwybitniejszych dokumentalistów naszych czasów, dał się złapać na lep (pieniędzy? prestiżu? „misyjnej” opowieści o powszechnym dostępie do badań?) i zrealizował ongiś szereg materiałów promocyjnych dla firmy próbującej wcielać w życie ów utopijny projekt. Te reklamowe klipy stanowią zresztą lwią część dokumentu Gibneya, gdzie sterylna utopia coraz bardziej odsłania swoje obskurne zaplecze.

Młodziutka cudotwórczyni, która upowszechniając „medycynę spersonalizowaną” miała uśmierzyć nasze lęki przed utaczaniem krwi, a przy okazji oszczędzić nam długiego oczekiwania na wyniki i wysokich kosztów analiz, przedstawiona została w filmie jako postać zgoła wampiryczna. Stylizująca się na Steve’a Jobsa lodowata blondynka, która żyje jak mniszka, nosi wyłącznie czarne golfy i przeszywa rozmówców przekrwionym acz nieruchomym wzrokiem, to z jednej strony kobieta sukcesu, która podbiła zdominowaną przez mężczyzn branżę start-upową, lecz z drugiej niebezpieczna harpia. Przyznać jednak trzeba, że film kompromituje nie tyle pierwszoplanową bohaterkę, co raczej otaczające ją „tłuste koty” – głównie te płci męskiej i w podeszłym wieku, niczym we współczesnej parodii „Zuzanny i starców”. Tyle że kreując Holmes na nawiedzoną „zelotkę”, która ostatecznie ma pozostać dla nas nieprzeniknioną tajemnicą (przez cały czas oszukiwała z zimną krwią czy do końca fanatycznie wierzyła w swoją misję?), stajemy się widzami raczej opartego na faktach thrillera niż dokumentu śledczego. Zwycięża przede wszystkim „dobra opowieść”. A tymczasem najsugestywniej działają w filmie wcale nie te wykreowane sztucznie momenty grozy, sprytnie użyte archiwalia czy efekty specjalne przedstawiające pracę łże-laboratoriów Theranosa, ale to, co mówią do nas otwartym tekstem drugo­planowi bohaterowie filmu. Słynny ekonomista behawioralny Dan Ariely za pomocą eksperymentu z rzucaniem kostką tłumaczy, jak tak zwane szczytne idee napędzają mechanizm samooszustwa. Dawni pracownicy firmy, od recepcjonistki po eksperta, opowiadają o patologiach w funkcjonowaniu korpospołeczności i o socjotechnikach, które sprawiają, że mądrości Yody z „Gwiezdnych wojen” zaczynają przemawiać silniej niż prawa fizyki. Przypadki goniącego niegdyś za sensacją Rogera Parloffa z magazynu „Fortune” i Johna Carreyrou z „The Wall Street Journal”, który w swoim reportażu jako pierwszy zdemaskował uprawiane przez Holmes mętne praktyki, zderzają dwa skrajne modele dziennikarstwa. I nie trzeba dodawać, który z nich pozostaje dzisiaj w odwrocie.

Wizja świata, którym w imię „tajemnicy biznesowej” rządzi zasada totalnej nieprzejrzystości, w którym od lat sieje postrach jedna z największych prawniczych szuj, a emerytowany polityk najwyższego szczebla musi uczyć się rozumu od własnego wnuka, może być zaiste przerażająca. Gibney, znany z prześwietlania na ekranie grubych afer (m.in. wokół Enronu, sekty scjentologów czy tortur stosowanych przez USA wobec podejrzanych o terroryzm), poprzez fotogeniczne medium, jakim bez wątpienia jest Elizabeth Holmes, opowiada tak naprawdę o czymś znacznie większym. Nie tylko o tym, że w Dolinie Krzemowej, która stanowi obecnie centrum świata i krainę wartych miliardy biznesowych „jednorożców”, żeby coś wynaleźć, musisz najpierw wynaleźć siebie, a następnie skutecznie sprzedać swoją historię. Mówi również o tym, że po drugiej stronie, obok zimnych kalkulacji, działają także proste emocje i stare grzechy – wśród nich zaślepiająca chciwość.

Przypomnijmy, że w „Wynalazczyni” chodzi o firmę wartą w porywach 10 miliardów dolarów i uwiarygodnioną nazwiskami bardzo wpływowych osób, lecz także o firmę, od której w pewnym momencie zależał byt, zdrowie czy nawet życie tysięcy Amerykanów. Właśnie ów ukryty w całym systemie irracjonalny pierwiastek, niby łatwy do wytłumaczenia, a jednocześnie niepojęty, czyni tę historię najbardziej demoniczną. ©

WYNALAZCZYNI: DOLINA KRZEMOWA W KROPLI KRWI (The Inventor: Out For Blood In Silicon Valley) – reż. Alex Gibney. Prod. USA 2019. Film dostępny na HBO GO.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2019