W hesperyjskim sadzie

Trzynaście. Tyle kilo jabłek zjada rocznie statystyczny Polak, czyli byt, którego nikt nigdy nie widział, a jednak wiemy o nim więcej niż o każdym z osobna człowieku, który rano idzie na targ w celu nabycia golden delicjuszy.

26.02.2018

Czyta się kilka minut

 / PIXABAY.COM
/ PIXABAY.COM

W te mroźne dni czekają w skrzynkach pod kocami starymi i równie burymi jak pejzaże Chełmońskiego. Mimo mrozu paraliżującego palce, gdy próbuję odliczyć trzy złote pięćdziesiąt groszy, lubię takie zakupy z tajemnicą.

Niewidoczność owoców na straganie każe smakować rozliczne skojarzenia, których jabłka mają bodaj najwięcej. Odruchowo traktujemy to, co ktoś ukrył, jako znak złego. Przez fonetyczny przypadek łacińskie jabłko, malum, różni się od zła, malum, tylko długością pierwszej samogłoski, czego w zapisie i tak nie widać. Starczyło tego, by biblijne drzewo wiadomości dobrego i złego stało się w europejskim imaginarium jabłonią.

Dopóki Europa była na wskroś chrześcijańska, wracała w swojej sztuce do momentu założycielskiego ludzkiej kondycji. Poza tym świetny pretekst, by wykazać się w przedstawianiu nagości, popychał malarzy do tematu Adama i Ewy. Mam przed oczami naszych prarodziców na jednym z najwcześniejszych obrazów Rubensa: Ewa jeszcze bardzo klasyczna, choć jej ciało, zwłaszcza piersi i rzucające delikatny cień sutki, zapowiadają późniejsze upodobanie, jakie ten malarz czerpał w miękkościach i światłocieniach wśród skórnych fałd. Ale jest w tym obrazie już coś odrębnego, dla Rubensa typowego – nadawanie subtelnych niuansów uczuciowych kobiecym postaciom, choćby były tylko lalkami w teatrzyku mitologii czy historii biblijnej.

W układzie ramion i głowy, w spojrzeniu Ewy widzimy przejmujący, bezradny smutek, płynący z przeczucia tego, co się zaraz stanie. Obok niej Adam, sprężystym gestem wyciąga ramię, jakby pytając z lekka zdumiony: co robisz? Jego czerstwa, brodata twarz zdradza, że nieznane mu są na razie rozterki, ból i rozpacz. Ewa zaś obejmuje ręką, jakby szukała wsparcia, przeklęte drzewo, patrzy na owoc, ale tak naprawdę w głąb siebie, żegna się z rajskim spokojem, on jest stracony, choć moment zakosztowania owocu jeszcze nie nastąpił.

Miłośnicy „rubensowskich kształtów” znajdą inne, dojrzałe obrazy, w których jabłko i spojrzenie kobiety mówią o czymś podobnym: samowiedzy, że miłość bywa tyleż nieunikniona, co destrukcyjna. Z kilku malowanych przez Rubensa sądów Parysa (co za frajda: już nie jedna Ewa, ale aż trzy greckie boginie!) lubię ostatni, z Prado, gdzie młody Trojanin jeszcze nie wręczył złotego jabłka z ogrodu Hesperyd (podrzuconego, jak pamiętamy, z napisem „dla najpiękniejszej” przez boginię niezgody, która chciała popsuć zabawę na Olimpie). Hera w zamian za trofeum proponowała władzę nad Europą i Azją (coś w sam raz, gdyby sąd prowadził Władimir Putin), Atena mądrość i waleczność, a Afrodyta Helenę, najpiękniejszą z kobiet, pomijając przy tym szczegół, iż była ona cudzą żoną. Już wiadomo, na kogo padnie: Parys i Afrodyta patrzą na siebie, a w jej spojrzeniu jest ironiczna satysfakcja, bo dopięła swego i jej opcja zaraz okaże się bardziej kusząca od propozycji rywalek. Ale Rubens genialnie nakłada na twarz Afrodyty również odruch przerażenia, bo przecież wie, że zaspokoiła swoją dumę, ale to musi się niebawem skończyć katastrofą, zagładą Troi, śmiercią Parysa i tylu innych, najdzielniejszych mężów.

Tamto złote jabłko symbolizowało też w innych kontekstach miłość, zwłaszcza tę małżeńską (Hesperydy patronowały również nocy poślubnej). Jak pamiętamy, wykradzenie jednego z nich było ostatnią pracą zadaną Heraklesowi. Udało mu się to po wielu perypetiach, ale jabłko zostało w końcu zwrócone na miejsce. Psychoanalitycy odczytywali w tym figurę miłości, którą człowiek może zdobyć dopiero będąc dojrzałym, wieńcząc trudy życia, ale i tak nie zdoła się nią nacieszyć, gdyż taki owoc przynależy tylko bogom.

Spod targowych koców dochodzi mnie więc jęk wygnanych prarodziców, szczęk homeryckiego oręża, tupot stóp Heraklesa uciekającego z trofeum – i całe szczęście, bo powiedzmy to sobie szczerze: dobrze jest wspierać polskiego sadownika, ale lutowe jabłka już prawie nie smakują niczym. Nie dziwota, że jemy ich coraz mniej, mając w bród innych, ciekawszych w smaku zamorskich owoców. Ale czasami warto pójść z siatką na zakupy po kilo mitu. ©℗

Jednym z prostych śniadaniowych sposobów na podratowanie smaku zimowych jabłek jest ich szybka karmelizacja w winie. Kroimy pół kilo jabłek (najlepsze byłyby renety) na plasterki ok. 1 cm. Na patelni z grubym dnem topimy 2 łyżki masła. Wykładamy jabłka (powinna być tylko 1 warstwa). Obsmażamy delikatnie ze dwie minuty, posypujemy 20 g cukru, zalewamy małym kieliszkiem białego wina (dobre będzie wino o bogatym aromacie – gewürztraminer, muskat), dusimy na bardzo wolnym ogniu, raz ostrożnie przekładając na drugą stronę, żeby się nie rozpadły, aż się ładnie ozłocą. Lubię takie jabłka kłaść na tzw. tosty francuskie, czyli plastry białego czerstwego chleba (lub tostowego) wymoczone w mleku i rozkłóconym jajku i obsmażone na maśle.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2018