Vivacubaroja

Czytany po latach Niziurski nie brzmi całkiem niewinnie. Ale nie potrafię myśleć o nim inaczej, jak o jednym z najważniejszych polskich autorów książek dla młodzieży. Te książki spełniały chłopackie sny.

03.09.2007

Czyta się kilka minut

1.

O mocno socrealistycznym posmaku tej literatury wspominał już Jerzy Pilch. Roi się w niej wręcz od tzw. szkodników społecznych, demaskowanych przez uczynną młodzież. Dywersanci próbują wykraść ważny dla gospodarki prototyp silnika z zakładu. Milicjanci są uczynni i łapią bandytów, a przecież wiemy dobrze, jak było z milicjantami. Słynna "Księga urwisów" to socrealizm w czystej formie.

Czytany po latach Niziurski brzmi więc w sposób odrobinę bardziej skomplikowany. A mimo to nadal myślę o nim jak o jednym z najważniejszych polskich autorów książek dla młodzieży. Soc-przekaz ginie, zadeptany tenisówkami małych łobuzów, w zapachu szatni, stołówki, pracowni chemicznej. Mit dorastania bierze górę.

2.

Mit, bo przecież niewielu z nas dane było dorastanie jak z książek Niziurskiego, prawdziwie tajemnicze i ocierające się o kryminalną powieść, ze skrzyniami pełnymi poniemieckiej amunicji (cień wojny, dodajmy, jest w tej literaturze niezmiernie głęboki), wujem-globtroterem, sprytnym detektywem na emeryturze. Te książki spełniały chłopackie (bo nie chłopięce) sny. Kto z nas nie marzył o Łapaniu Złodzieja, Kryjówce, odkryciu zasypanego Tunelu, zapuszczonym Ogrodzie, własnej Bandzie, pięknej Adeli? Piszę te słowa wielką literą, bo świat Edmunda Niziurskiego zbudowany jest z czytelnych symboli, daje się rozłożyć na czynniki pierwsze wedle reguł "Morfologii bajki" Proppa. To świat wielkiej przygody, jasnych reguł i nieprzekraczalnych granic. Alcybiades z najsłynniejszej książki Nizurskiego jest przeciwnikiem, jak każdy nauczyciel, ale nie z tych, którym nakłada się kosz do śmieci na głowę. Niemiłosiernie skłóceni Koloniści i Piraci z "Awantury w Niekłaju" potrafią podać sobie ręce i nie biją do nieprzytomności. Przed starością trzeba skłonić głowę. Ojciec to zazwyczaj figura mityczna, najwyższa instancja, zmęczona i spracowana. Do rodziców mówi się w trzeciej osobie.

A na dodatek każda, choćby najniebezpieczniejsza przygoda, kończy się happy

endem, po którym można spokojnie wrócić do domu.

3.

O jeszcze jednym elemencie tzw. świata przedstawionego trzeba koniecznie wspomnieć. Choć książki Niziurskiego są nazywane "młodzieżowymi", wyglądają raczej na przeznaczone dla bardzo określonej części młodzieży. Czyli dla chłopców. To charakterystyczne, że nie stworzył bodaj ani jednej pełnokrwistej postaci dziewczęcej. Są pomocne, ale zawsze występują na drugim planie. Budzą jednocześnie ciekawość, niechęć i platoniczne uwielbienie. Do Band się nie nadają, zakładają więc własne, które przesuwają się gdzieś opodal walczących kolegów. Jedną z nich wspomnieć wypada szczególnie: to Matylda Opat z "Awantur Kosmicznych", właścicielka niezwykle tajemniczego atrybutu, którego znaczenia Niziurski nigdy nie wyjawił. Rzeczona Matylda pojawia się w klasie w szałowych dżinsach z niewątpliwie dwuznacznym i wyzywającym napisem VIVACUBAROJA. Było w tym napisie coś kuszącego, jakaś magia, tak mógł się nazywać zakazany owoc.

Bardzo, bardzo długo szukałem odpowiedzi na pytanie, co ten sekret ma oznaczać. Może i lepiej, że hiszpański nie był wówczas w cenie.

4.

Nie byłoby pewnie fenomenu Niziurskiego, gdyby nie język tych książek. Jeżeli dobrze rekonstruuję, już 20 lat temu brzmiał on cokolwiek dziwacznie. "Klawo"? "Jak pragnę orbitować"? Tak się w szkole nie rozmawiało. Niziurski proponował slang złożony z pseudonaukowości, wyrazów zasłyszanych podczas lekcji, oficjalności, jak ją sobie wyobraża dziecko, oraz oczywiście Tajemnicy. W "SPONIE" chłopaki wprowadzają "Wielki Bluff", który ma obronić ich przed "Gogiem", na drugorocznych mówią "przerośnięci". W "Awanturach kosmicznych" redaktorzy gazetki ściennej z odrzywolskiego Rejtana poddają woźnego "próbie dzwonka", "biegom tabunowym" i "próbie pantoflowej", analizują "zjawisko froteru". Jeden z bohaterów tłumaczy się przed matką z otrzymania dwóch dwój pod rząd - "Nie trzeba robić tragedii. Pan Dziobas stawia łabędzie bez opamiętania. Na każdej lekcji co najmniej dwadzieścia w klasie. Zapewne w ramach inflacji. Mama wie, co to jest inflacja. Dlatego te jego bomby tracą na wartości i nie robią wrażenia, mama powinna podnieść na zebraniu komitetu albo chociaż na wywiadówce, że pan Dziobas prowadzi dziwną politykę inflacyjną".

Do tego charakterystyczna onomastyka. Przestrzeń literacka książek Niziurskiego roi się od właścicieli koślawych bądź jakby spuchniętych nazwisk i przezwisk, i trochę kojarzą się one z wiekiem, kiedy człowieka nachodzi chęć przekręcania wyrazów i przezywania świata. Pani Tromboniowa, Gruba Cesia, Szczypas, Racuch, Koń, Cykander, kapitan Jaszczołt... Ciekawe, jak nazywaliby się dzisiaj, gdyby Niziurski nadal próbował podsłuchiwać nowy świat? Seba? Siwy? Mario? Gnój? Świnia?

5.

O uczestnictwie w świecie Niziurskiego marzyłem, czytając z latarką pod kołdrą "Awantury kosmiczne", "Naprzód wspaniali" czy "Adelo, zrozum mnie". Planowaliśmy przygody jak z jego książek, zakładając za garażami obok szkoły niezwykle tajne sprzysiężenie. Mieliśmy poważny zeszyt w kratkę, pseudonimy i zestaw szyfrów, dalekosiężne plany oraz zakupioną za składkowe pieniądze książkę "Gry i zabawy terenowe dla harcerzy", w której jak mantra powtarzał się tajemniczy wyraz "osnowa". Mieliśmy dzidy, lance i piki złożone w pewnym miejscu. Szukaliśmy tajemnic na podwórku straży pożarnej (stara lodówka przy płocie z butelkami po piwie wewnątrz), na obrzeżach wielkiego osiedla, na torach i koło ogródków działkowych, w pejzażu małego miasta podobnego do tych, które opisywał Nizurski w większości książek. Jeszcze nie do końca świadomi, że nie każdy ojciec nadaje się na postać mityczną, a uczynni milicjanci biją czasem na śmierć.

Nie wiedzieliśmy też, że skrzynie z amunicją są już dawno wykopane.

A może szukaliśmy nie tam, gdzie trzeba?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2007