Uśmiechnij się, Eryko

W niedzielę wniebowstąpienia jeśli nad czymś medytować, to nad niebem, czyli wiecznym życiem i szczęściem. Ale te zagadnienia mało kogo interesują.

21.05.2017

Czyta się kilka minut

Bardziej nasze głowy zaprząta życie i szczęście doczesne, widziane w perspektywie zdrowia, pieniędzy, władzy i tego wszystkiego, co sprawia, że żyje się bezproblemowo. Bywa jednak, że z tych samych powodów żyć się człowiekowi odechciewa, a wszelkie mówienie o wieczności traktuje się jako tzw. mowę trawę, czyli jak go nie kijem, to pałką. Pozostaje jedno: zgodzić się na bezsens życia. Żyje się tak czy inaczej, ale koniec wszystkim jednaki – trumna albo urna. Dlaczego?
Z różnych względów, ale przede wszystkim dlatego, że tak jest wygodniej. Nawet jeśli jeszcze śmierć boli, choćby cudza, to przecież z czasem, w trudniejszych przypadkach dzięki fachowcom, ból ustaje, wychodzi się z żałoby i można dalej żyć.

Niewyraźnie zaczyna się człowiekowi robić dopiero wtedy, gdy pomyśli: dlaczego to inni umarli, a nie ja? Nie mieli szczęścia, takie były czasy – tego typu odpowiedzi nie załatwiają sprawy, gdyż są wśród nich tacy, którzy dosłownie oddali swoje życie za nasze życie.

Pewnie i nad tym można przejść do porządku, ale nie zmieni to faktu, że nadal pozostajemy dłużnikami poległych i nie tylko. Za nasze zrodzenie, wychowanie, wykształcenie też poprzednie pokolenia płaciły swoją krwawicą. Jeśli oni wszyscy rozpłynęli się jak mgła i nie mają udziału w naszym szczęściu, to znaczy, że obrabowaliśmy ich z życia. Mówiąc dosadnie, jesteśmy mimowolnymi kanibalami. W rezultacie, jeśli nie istnieje nic ponadczasowego, co Jezus nazywa królestwem, wtedy każde życie – jak mówi Leszek Kołakowski – jest życiem „przegranym”.

Owszem, żyć warto również jeśli nie ma Boga, gdyż jest na tym świecie sporo boskiego – piękno, dobroć, przyjaźń, miłość, ale to dotyczy tylko nas, nie tych, którzy oddali nam swoje życie. Czy na pewno?

W Brindisi we Włoszech dobiegł końca diecezjalny proces beatyfikacyjny 18-latka Mattea Fariny, który po sześciu latach walki z rakiem mózgu zmarł w 2009 r. Gdy był już bardzo chory, tak pocieszał swoją siostrę: „Uśmiechnij się, Eryko, módlmy się z radością, chrześcijanie uśmiechają się zawsze, uśmiechnij się!”. I nie chodziło o bohaterskie znoszenie bólu i cierpienia. Matteo, będąc już ciężko chory, nie przestawał pracować jako wolontariusz dla innych chorych, bezdomnych, po prostu źle się mających. Skoro ten młody chrześcijanin umiał uśmiechać się do tego, co innych przeraża i paraliżuje, to znaczy, że niemożliwe jest możliwe. Nie jest to zbyt mało, skoro pozwala dosięgnąć, co się dzieje poza horyzontem widzialnego, czyli, mówiąc po naszemu, w niebie. W ten sposób Chrystusowe wejście do nieba staje się drogowskazem, gdzie możemy odnaleźć przeszłość i przeszłych. Przy Chrystusie, czyli tu, gdzie teraz jesteśmy, gdyż znakiem Jego obecności jest drugi człowiek. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, publicysta, poeta. Autor wielu książek i publikacji, wierszy oraz tłumaczeń. Wielokrotny laureat nagród dziennikarskich i literackich.

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2017