Ucieczka rysownika

Spór między światem islamu a Europą nie tylko trwa, ale przyjmuje nowe, groźniejsze formy. Tym razem chodzi nie o dopuszczalność karykaturowania Mahometa, ale karykatur politycznych.

21.02.2006

Czyta się kilka minut

Nie, ten rysunek w poważnym berlińskim dzienniku "Tagesspiegel" nie przedstawiał Mahometa ani nie dotyczył kwestii religijnych. Mimo to karykatura znanego rysownika Klausa Stuttmanna lotem błyskawicy obiegła świat, doprowadzając do dyplomatycznych protestów, "spontanicznych" ataków przy pomocy "koktajli Mołotowa" na niemiecką ambasadę w Teheranie i haseł "Śmierć Niemcom" wykrzykiwanych przez demonstrantów. Rysownik nie czekał na ciąg dalszy: gdy dotarły do niego pierwsze groźby, także utraty życia, spakował się i zniknął z berlińskiego mieszkania. Od tego czasu żyje w ukryciu.

Co takiego uczynił Klaus Stuttmann? Niby niewiele. Ot, to co zwykle. Kilka dni wcześniej "Tagesspiegel" - dziennik o profilu liberalnym, opowiadający się za tolerancją i otwartością (co ostatnio w wielonarodowym Berlinie nie jest takie oczywiste), opublikował jego rysunek. Karykatura odnosiła się do trwającej w Niemczech dyskusji, czy podczas zbliżających się mistrzostw świata w piłce nożnej żołnierzy Bundeswehry można skierować do ochrony miast i obiektów sportowych jako wsparcie policji. W tej chwili większość jest temu przeciwna.

Stuttmann narysował stadion, a na nim na jednej połowie boiska czterech żołnierzy Bundeswehry, a na drugiej czterech piłkarzy irańskich, każdy obwieszony amunicją. Wydźwięk oczywisty: ponieważ nikt poważny nie zakłada, że irańska drużyna pojawi się na boisku z bronią, hasło "Bundeswehra na stadiony" jest absurdalne.

Takie niewinne przesłanie było niby oczywiste. Ale błyskawiczne reakcje niewinne już nie były. Najpierw irańska gazeta sportowa nazwała rysunek "bezwstydnym". Potem do redakcji napłynęła fala maili; ich autorzy nazywali Stuttmanna "nazistą", "Hitlerem" i "rasistą" (inne określenia trudno cytować). Były też pogróżki.

Stuttmann nie tylko uciekł z mieszkania, ale zwrócił się do mediów, by nie publikowały jego zdjęć. Odmawia kontaktu z prasą. "Tagesspiegel" wydrukował jego oświadczenie, w którym zapewnia, że choć jest ateistą, nigdy nie rysował karykatur o tematyce religijnej, ani dotyczących islamu, ani chrześcijaństwa. Przerażony zaznacza, że słynne karykatury w duńskim "Jyllands-Posten" uważał za niepotrzebną prowokację. Swą obecną sytuację opisał krótko: "Pojąłem, jak bezbronny jest człowiek".

Zdanie to stanie się zrozumiałe, gdy przypomnimy sobie, że w Berlinie żyje kilkaset tysięcy muzułmanów, z których kilkanaście tysięcy Urząd Ochrony Konstytucji [odpowiednik polskiej ABW - red.] określa mianem "islamskich fundamentalistów ze skłonnością do przemocy". Trudno powiedzieć, czy rysownika pocieszył fakt, że policja przejęła się jego przypadkiem i śledztwo trwa.

To nie koniec. Głos zabrała też ambasada Iranu w Berlinie. Sam ambasador zaprotestował ("w imieniu mego rządu") przeciw karykaturze, która ma być "nietaktowna, nieodpowiedzialna i niemoralna", a poza tym wywołała oburzenie irańskich sportowców i całego narodu. "Tagesspiegel" musi przeprosić Iran - żądał dyplomata - i to na piśmie. W Teheranie wystąpienie to wzmocniły (wedle znanego scenariusza) "spontaniczne" protesty pod ambasadą Niemiec, z próbą podpalenia włącznie.

"To wszystko bezsens. Niebezpieczny bezsens" - napisał dziennik "Berliner Zeitung", solidaryzując się z kolegami z konkurencyjnej zwykle redakcji.

Błąd. To nie "bezsens". Nie jest to już także debata o wolności słowa. To ni mniej ni więcej próba narzucenia Europie sfery tabu według schematu: wczoraj Mahomet, dziś Iran. Co ma być zabronione jutro?

"Nasz strach to broń w ręku islamskich fundamentalistów" - powiedział pewien duński dziennikarz. Jeśli tak jest, to pozostaje kwestią czasu, kiedy Europejczycy zaczną się samocenzurować. Ze strachu.

Kiedyś, w roku 1938, nazywano to "postawą appeasementu".

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2006