Krótka historia bluźnierstwa

Żądanie kar dla tych, którzy kpią z Mahometa to nie tylko spontaniczny głos muzułmańskich demonstrantów. Z podobnym postulatem występują rządy krajów islamskich. Zwłaszcza na forum ONZ.

01.10.2012

Czyta się kilka minut

Hamza Kashgari za kratami / Rysunek Carlosa Latuffa
Hamza Kashgari za kratami / Rysunek Carlosa Latuffa

Świętokradztwo! Bluźnierstwo! Zabić innowierców! Średniowiecze wtargnęło do naszego – zdawałoby się – współczesnego życia. Uchyliło się okienko i zobaczyliśmy coś, co – jak się mogło wydawać – odeszło w niepamięć. Tym bardziej skłonni jesteśmy przypisać te zachowania garstce ekstremistów, kierowanych nienawiścią i niereprezentujących swych współwyznawców.

Nic bardziej mylnego. Rządy państw muzułmańskich oklaskami przyjęłyby regulację kryminalizującą bluźnierstwo. Już w 1999 r. Organizacja Konferencji Islamskich (OIC), skupiająca 57 państw islamskich, zgłosiła Komisji Praw Człowieka ONZ propozycję rezolucji potępiającej zachowania uznane za zniesławianie islamu. Odtąd na forum ONZ toczy się batalia, w której próbuje się poddać wolność wypowiedzi kontroli (obrażonych) imamów. Niedawne zamieszki z powodu zniesławienia Mahometa w (początkowo) mało znanym filmie, to tylko kolejna odsłona tej batalii, w której ataki na ambasady, morderstwa i groźby przeplatają się z notami dyplomatycznymi.

KARYKATURY, CZYLI KATALIZATOR

Do 2005 r. w sprawie „prawa o bluźnierstwie” niewiele się działo. Kolejne Komisje Praw Człowieka ONZ, w których zasiadały tak humanitarne państwa jak Sudan czy Pakistan, przegłosowywały kolejne rezolucje przeciw „zniesławianiu religii”, niemające szczególnego znaczenia politycznego ani prawnego. Tak więc to nie wystarczało – potrzebny był silniejszy impuls do działania.

Tym impulsem miała stać się seria karykatur Mahometa, wydrukowana jesienią 2005 r. przez duński dziennik „Jyllands-Posten”. Powstały jako protest przeciw lękowi przed jakąkolwiek krytyką założyciela islamu – takie intencje deklarowali ich autorzy. W następnych miesiącach kraje muzułmańskie próbowały nakłonić rząd Danii do interwencji. W sprawie „Jyllands-Posten” duńska prokuratura prowadziła śledztwo, umorzone. Tymczasem dwójka duńskich imamów stworzyła dossier „duńskich bluźnierstw”, które zaprezentowano na szczycie OIC w grudniu 2005 r. i stało się przedmiotem rezolucji tych państw, wzywającej ONZ do nałożenia sankcji na Danię. Ta rezolucja w następnych dwóch miesiącach otrzymała wsparcie „ulicy”. Wtedy to duńskie ambasady stały się celem zamachów bombowych i podpaleń. Atakowano też budynki Unii Europejskiej. Łącznie w zamieszkach w krajach islamskich zginęło około stu osób.

Od 2006 r. prace nad nakłonieniem państw-członków ONZ do karania rzekomych bluźnierców (trzymajmy się tego określenia) ruszyły w sposób zdecydowany. Już w marcu 2006 r. Rada Praw Człowieka przyjęła rezolucję w sprawie zniesławiania religii, która następnie została przyjęta przez Zgromadzenie Ogólne ONZ. Był to jak do tej pory największy sukces zwolenników karania domniemanych bluźnierców – głosowało za nią 111 państw, przeciw było 54 (w większości zachodnich).

W 2007 r. Wysoki Komisarz ds. Praw Człowieka zobowiązany został przez Radę do monitorowania zjawiska zniesławiania religii. W tym samym roku Specjalny Sprawozdawca ONZ w raporcie na ten temat z nazwy wymieniał tylko jeden rodzaj „bluźnierstwa”: islamofobię. Z kolei rezolucja Rady Praw Człowieka z 2008 r. potępia media podsycające nietolerancję „wobec islamu i innych religii” i wzywa Specjalnego Sprawozdawcę do informowania „o wszystkich przejawach zniesławiania religii, a w szczególności o poważnych skutkach islamofobii”.

DO WIĘZIENIA ZA FACEBOOKA

Jednak takie działania napotkały opór organizacji pozarządowych, w tym i tych religijnych, które w 2009 r. wezwały ONZ do odrzucenia każdej rezolucji przeciwko zniesławianiu religii. Przeciwnicy takich regulacji argumentowali, że jest to próba przeniesienia na grunt międzynarodowy praw przeciw bluźnierstwu, stosowanych w krajach muzułmańskich.

Te obawy nie są bezpodstawne, jeśli weźmie się pod uwagę, że głównym protagonistą „antybluźnierczych” przepisów jest Pakistan: kraj, gdzie krytyka Mahometa może skończyć się ukamienowaniem, nawet jeśli skazany jest psychicznie upośledzony. Z kolei w Arabii Saudyjskiej w tym roku za kratki trafił Hamza Kashgari, który na Facebooku śmiał podzielić się swoim religijnym zwątpieniem. W ujęciu go pomogła policja z Malezji, uchodzącej za najbardziej postępową w islamskim świecie.

Wtedy, w 2011 r., wydawało się jednak, że owa ofensywa krajów muzułmańskich załamała się, gdy w marcu pod naciskiem organizacji pozarządowych zmieniono jedno drobne słowo w całej idei: „ochronę religii” przekształcono mianowicie w „ochronę wierzących” (i zmieniono numer rezolucji). Ale krytycy, w tym muzułmański reformator dr Zuhdi Jasser, przewodniczący Amerykańsko-Islamskiego Forum na rzecz Demokracji, twierdzili, że to mydlenie oczu, a zmiana zniesławiania religii na podżeganie do nienawiści przeciw religii nie zmienia paradygmatu całej inicjatywy. Jaya Sekulow z Amerykańskiego Centrum na rzecz Prawa i Sprawiedliwości podkreślał, że nie daje ona żadnej ochrony mniejszościom religijnym, a w praktyce krajów muzułmańskich również krzyż może zostać odebrany już jako podżeganie przeciw islamowi.

Ostatnie negocjacje w sprawie bluźnierstwa odbyły się w grudniu 2011 r. za zamkniętymi drzwiami – na konferencji 30 państw (w tym Pakistanu i Arabii Saudyjskiej) w Waszyngtonie, w ramach tzw. Procesu Stambulskiego. Nowa propozycja zwalczania nietolerancji wobec osób z powodu ich religijnych przekonań – tak to określono – zyskała aprobatę sekretarz stanu USA Hilary Clinton, mimo że OIC (przemianowana już na Organizację Współpracy Islamskiej) nie ukrywała swych prawdziwych celów.

Pół roku wcześniej w Stambule – od którego nazwę wzięły owe negocjacje – Organizacja Współpracy Islamskiej znalazła mianowicie „nowe pomysły na promowanie w nowy sposób prawomocności koncepcji »zniesławienia religii«”. Tekst Organizacji stwierdza też potrzebę stworzenia sprzyjających warunków dla wprowadzenia przepisów o zniesławianiu religii. Zdaniem autorów powinny istnieć „ograniczenia wolności opinii i wypowiedzi”, które wyznaczane są przez „test konsekwencji”. Inaczej mówiąc: odpowiedzialność za reakcje na „bluźnierstwo” ponoszą „bluźniercy”.

GNIEW NIESPONTANICZNY

Film wyśmiewający Mahometa, który wywołał (rzekomo spontaniczny) gniew muzułmanów, powstał około roku przed zamieszkami i długo krążył w sieci. Dopiero dziś stał się znany muzułmańskiej społeczności. Choć można przypuszczać, że część demonstrantów atakujących zachodnie ambasady w ogóle go nie widziała – skoro, na podstawie internetowych pogłosek, wyznaczono karę (10 mln rupi) za głowę filmowca, który nie miał z nim nic wspólnego.

Także data ataków na ambasady USA w Benghazi i Kairze, 11 września, może sugerować, że była to celowa odpowiedź na rocznicę wydarzeń z 2001 r. Dziś libijskie władze utrzymują, że zabójstwo ambasadora USA było dziełem islamskich milicji powiązanych z Al-Kaidą, które wykorzystały chaos wywołany demonstracjami przeciw filmowi [patrz „TP” nr 40 – red.].

Czy więc ostatnie wydarzenia były kolejnym impulsem, potrzebnym tym, którzy chcą narzucić normy islamskie także innym krajom?

Zaskakująca była tu reakcja Hillary Clinton, która potępiła przemoc, ale podkreślała, jak ważny jest szacunek dla religii w społeczeństwie USA – pomijając jednak, jak istotną wartością dla zachodniego świata jest wolność wypowiedzi. Co przez broniących Pierwszej Poprawki do konstytucji USA zostało przyjęte jako kapitulacja przed agresywnym islamem.

***

W każdym razie, już kilka dni po rozpoczęciu zamieszek, Organizacja Współpracy Islamskiej wezwała ONZ do wprowadzenia międzynarodowego „zakazu bluźnierstwa”. Na trwającej właśnie sesji ONZ grupa krajów Afryki, popierana przez Organizację Współpracy Islamskiej, zgłosiła projekt rezolucji wzywającej państwa do wprowadzenia do krajowych kodeksów karnych przepisów ścigających poniżanie religijnych symboli i osób czczonych przez religię. Cypr, reprezentujący Unię Europejską oponował, że takie przepisy używane są w wielu krajach, by uciszać dysydentów oraz tłamsić wolność słowa i sumienia.

Ofensywa więc trwa. Okienko średniowiecza może otworzyć się na dłużej. 

Jan Wójcik jest prezesem stowarzyszenia Europa Przyszłości; twórca portalu euroislam.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2012