Trolle Putina

Zalew prorosyjskich wpisów pod artykułami o Ukrainie w internecie niepokoi niemiecki kontrwywiad. Jego szef przyznaje: Rosja próbuje kształtować opinię publiczną na Zachodzie.

28.07.2014

Czyta się kilka minut

25 lipca 2014 r. agencja RIA Nowosti podała w internecie –  także w tłumaczeniu na inne języki – że tajne źródło w armii Ukrainy doniosło o ćwiczeniach 156. pułku rakietowo-powietrznego, w trakcie których „mógł być zestrzelony boeing”. /
25 lipca 2014 r. agencja RIA Nowosti podała w internecie – także w tłumaczeniu na inne języki – że tajne źródło w armii Ukrainy doniosło o ćwiczeniach 156. pułku rakietowo-powietrznego, w trakcie których „mógł być zestrzelony boeing”. /

Niemieckie media coraz częściej informują o wzroście ataków „sterowanych trolli” z Rosji na portale internetowe prasy i telewizji. Niemiecki kontrwywiad przestrzega także, że rosyjski wywiad coraz częściej stara się pozyskać poufne informacje od polityków i ekspertów w Niemczech.

Do społecznej świadomości powoli przedostaje się fakt, że są oni obiektem nie rosyjskiego lobbingu, lecz raczej zinstytucjonalizowanej operacji propagandowej.

Jak działa wojna informacyjna

Przekazywanie tez rosyjskiej propagandy do zachodniej opinii publicznej – to element wojny informacyjnej, którą Kreml prowadzi od początku kryzysu na Ukrainie. W Niemczech te działania można podzielić na dwie zasadnicze grupy.

Pierwszą – dziś najbardziej widoczną – są działania w internecie, za którymi, jak twierdzą niemieckie media, stoją tzw. trolle. Troll to internauta, który w destrukcyjny sposób wpływa na komunikację w sieci, zwłaszcza przez zamieszczanie prowokacyjnych wpisów. W kontekście rosyjskiej wojny propagandowej możemy mówić o dobrze zorganizowanych osobach, które na zlecenie firm powiązanych z Kremlem próbują – poprzez portale społecznościowe i fora internetowe – wpłynąć na debatę publiczną na korzyść Moskwy.

I tak dziennik „Süddeutsche Zeitung” twierdzi, iż za operacją trolli stoi Agencja ds. Analizowania Internetu, mająca siedzibę w Petersburgu; zlecenia ma otrzymywać od petersburskiego przedsiębiorcy Jewgenija Prigoszina, kojarzonego z Władimirem Putinem. Wcześniej nazwisko Prigoszina pojawiło się przy okazji produkcji filmu „Anatomia protestu”, ukazującego organizatorów antyrządowych demonstracji w 2012 r. w Moskwie jako „przedstawicieli USA i Gruzji” (co miało ich dyskredytować). Agencja ma zatrudniać ok. 600 osób i otrzymuje regularne wynagrodzenie z tytułu prowadzonej kampanii na rzecz Kremla.

Działania trolli można rozpoznać za pomocą kilku rzeczy: charakterystycznych sformułowań, zbitek słów czy publikowania wpisów w jednym miejscu i w czasie ich największej poczytności. Wpisy na zlecenie są skrajnie prorosyjskie i antyzachodnie. Mowa jest w nich o tym, że zachodnie media działają w interesie NATO, że władze ukraińskie są „faszystowskie” itd., itp.

Drugą oś rosyjskiej propagandy stanowią przedstawiciele mediów rosyjskich w Niemczech oraz (świadomie lub nie) niektórzy niemieccy eksperci. W trakcie wystąpień w telewizji powtarzają oni tezy zbliżone do prezentowanych przez Kreml.

Jednym z głównym lobbystów na rzecz Kremla jest politolog rosyjskiego pochodzenia Alexander Rahr. Na gwiazdę programów wyrosła też urodzona na Ukrainie Marina Weisband, którą często zapraszano do telewizji jako zwolenniczkę Majdanu. W swoich komentarzach nie prezentowała jednak spójnego stanowiska; częściej broniła rosyjskich tez, niż krytycznie się z nimi konfrontowała. Takie postawy są wspierane przez rosyjskich korespondentów w Niemczech, m.in. szefa biura RIA Novosti w Berlinie Dmitrija Tulczynskiego i Annę Rose z „Rossijskoj Gazety”. A nowym impulsem dla prowadzenia wojny informacyjnej w Niemczech będzie zapewne otwarcie w grudniu berlińskiego biura agencji informacyjnej Rossija Siegodnia (ma zatrudniać 50 osób i prowadzić niemieckojęzyczny portal informacyjny). W trakcie czerwcowej prezentacji w Berlinie wiceszef agencji Sergej Koczetkow mówił, że Rossija Siegodnia chce konkurować z największymi światowymi agencjami, jak AP i Reuters.

Podatny grunt dla Kremla

Działania rosyjskiej propagandy w Niemczech będą zapewne się nasilać. Wynika to zarówno z podatności miejscowej opinii publicznej na niektóre tezy Kremla, jak również z bezkarności Rosji. Dodatkowo, z każdym miesiącem Rosja modyfikuje i doskonali swoje techniki przekazu.

„Rosjanie odwołują się do różnych motywacji różnych grup społecznych na Zachodzie (pacyfistów zastraszają wojną, polityków – nieobliczalnością, biznesmenów – potencjalnymi stratami; ekspertom tłumaczą, dlaczego modele zachodnie są nieprzystawalne np. do Ukrainy). Ponadto opinia publiczna nie zdaje sobie sprawy, że jest obiektem zaplanowanej i skoordynowanej walki informacyjnej” – pisze Jolanta Darczewska, wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich, w analizie „Anatomia rosyjskiej wojny informacyjnej”. Wszystkie te czynniki można obserwować również w Niemczech, które dodatkowo stanowią podatny grunt dla kremlowskich propagandzistów.

Niemiecka postawa wobec konfliktu na Ukrainie uwidoczniła pęknięcie w społeczeństwie na tle podejścia do Rosji – na apologetów Putina i osoby krytykujące Kreml. Krótko po aneksji Krymu badania niemieckiej opinii, prowadzone na zlecenie tygodnika „Der Spiegel”, pokazywały, iż 55 proc. pytanych wyrażało zrozumienie dla decyzji Putina (54 proc. uważało, że Zachód powinien zaakceptować tę zmianę granic). Jednocześnie 57 proc. (badania instytutu Forsa dla magazynu „Stern”, też z marca) sprzeciwiało się obecności Ukrainy w UE (wykluczając całkowicie obecność w NATO). A jedynym popieranym przez większość Niemców rozwiązaniem kryzysu jest prowadzenie dalszego dialogu z Rosją (89 proc., badanie ARD-DeutschlandTrend z czerwca). Dodatkowo, od początku konfliktu zarówno niemiecki rząd, jak i większość mediów podkreślała, że mamy do czynienia z dwiema równorzędnymi stronami konfliktu.

Warto dodać, że w ostatnich latach doszło w Niemczech do zmarginalizowania badań nad Rosją i całym Wschodem (tzw. Ostforschung), m.in. z powodu przekierowania funduszy w stronę badań nad mocarstwami wschodzącymi, jak Chiny czy Brazylia, i koncentracji na zagadnieniach sektorowych (np. rozbrojenie). Co więcej, Niemcy przez lata byli przyzwyczajani do pozytywnego obrazu Rosji, która miała być jednym z najważniejszych partnerów tego kraju, więc obecnie trudno nagle zanegować ten wizerunek Moskwy.

To wszystko sprawia, że propagandziści rosyjscy łatwo znajdują wytrych otwierający drzwi do niemieckiej opinii publicznej dla tez głoszonych przez Kreml.

Powolne przebudzenie z rosyjskiego letargu

Działania rosyjskie, zmierzające do wpływania na debatę w Niemczech, niepokoją dziś Urząd ds. Ochrony Konstytucji (BfV), czyli kontrwywiad. Niedawno dyrektor BfV Hans-Georg Maaßen mówił otwarcie o możliwych rosyjskich manipulacjach i próbach sterowania opinią publiczną. Ale wzrost rosyjskiej aktywności wywiadowczej ma miejsce nie tylko w związku z kryzysem na Ukrainie. Obserwowano go już wcześniej, również w związku z wyborami do Bundes- tagu jesienią 2013 r. – i próbą pozyskiwania informacji od nowych, niedoświadczonych jeszcze deputowanych.

Rosyjski wywiad jest też szczególnie zainteresowany informacjami technicznymi, m.in. z zakresu energetyki. Według szacunków Związku Przemysłu Niemieckiego (BDI) z 2013 r., niemiecka gospodarka traci na szpiegostwie gospodarczym 50 mld euro rocznie, a główne ataki pochodzą z Rosji i Chin. BfV twierdzi też, że mniej więcej jedna trzecia pracowników rosyjskiej ambasady w Berlinie ma podwójne funkcje: dyplomatyczne i wywiadowcze.

Najgłośniejszym przypadkiem rosyjskiego szpiegostwa w Niemczech po 1989 r. był kazus małżeństwa Anschlag, które przez szereg lat dostarczało tajne informacje o Niemczech i NATO rosyjskiemu wywiadowi SWR. W 2013 r. zostali skazani przez sąd w Stuttgarcie na kilkuletnie więzienie, a afera wyczuliła niemiecki kontrwywiad na działania rosyjskich szpiegów.

Obecność tematu rosyjskiej propagandy w mediach i informacje ujawniane przez BfV dowodzą, jak się zdaje, powolnego budzenia się opinii publicznej w Niemczech z rosyjskiego letargu. Wprawdzie powszechne przekonanie o potrzebie dialogu i wysłuchania argumentów drugiej strony jest i nadal będzie dominującą tendencją w niemieckiej polityce zagranicznej, być może jednak choć część Niemców dojdzie do wniosku, że ze strony Rosji mają do czynienia nie tylko z argumentami, ale raczej z indoktrynacją, która swe apogeum zawdzięcza trollom Putina.


KAMIL FRYMARK jest ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie, zajmuje się problematyką niemiecką.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2014