Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zasługę w tej mierze położył i "Tygodnik Powszechny". Tylko że materiał w "Tygodniku" tak naprawdę był o czymś innym - ważniejszym i bardziej poruszającym. I morał z niego płynący też był trochę z innej kategorii, i adresatów winien był mieć innych niż sami politycy, toczący zażarte spory o to, kto winien, że dopiero teraz można było "zdemaskować wroga".
Artykuł w "Tygodniku" niewiele zajmuje się śledczym nadzorującym szukanie sprawców unieruchomienia trzydziestu autobusów miejskich w nowohuckiej zajezdni (dla tramwajarza z KPN miała to być manifestacja w czwartą rocznicę stanu wojennego, co zresztą się nie udało). Ale prócz sprawcy, który wpadł, bo - jak piszą autorzy - "podczas spotkania towarzyskiego, rozochocony wódką, powiedział o dwa słowa za dużo kolegom z »Solidarności«", dopadnięto także jego pomocnika, lekko upośledzonego chłopca z zajezdni, który "rwał się do pomocy". I wyrok półtora roku więzienia dla Jacka Żaby okazał się gehenną. Grypsera znęcała się nad nim od pierwszego dnia. Ze szpitala psychiatrycznego wyszedł na przepustkę ostatecznie sponiewierany. "Nigdy nie widziałem tak zaszczutego człowieka" - wspomina dziś jego kolega. Miał jeszcze swoją chwilę chwały w kościele w Mistrzejowicach, gdzie wystąpił jako więzień polityczny. Ale gdy rok później otrzymał wezwanie do odbycia reszty kary, wyskoczył oknem...
"Nie powinienem był wtedy prosić go o pomoc" - to stwierdzenie pada dzisiaj, złożone autorom artykułu. Ale wtedy, w owej więziennej przerwie, wśród kolegów znających aż nadto dobrze więzienne realia była jakaś świadomość współodpowiedzialności za wciąganie słabego niedorostka do takich działań, czyż nie?
Mówi dziś w artykule Stanisław Handzlik, solidarnościowiec, w tym czasie jeden z najważniejszych w Nowej Hucie: "Przyznaję, jakoś się rozmyła wtedy jego sprawa. Trudno mi nawet wyjaśnić, dlaczego. (...) Żal człowieka".
Czytelnik chciałby spytać, dlaczego skończyło się tylko na obietnicy Jacka Kuronia, że chłopak do więzienia nie wróci. Czy nikt nie próbował tego dopilnować? Nikt nie wiedział, że Żaba dostaje wezwanie do odbycia reszty kary? Nie dało się położyć go w szpitalu albo dostarczyć mu zaświadczenia lekarskiego? Albo przynajmniej nie zostawić wtedy samego? I dziś też nikt o tym rozmawiać nie chce ani nie widzi sensu?
Więc może nie tylko bezpieka wtedy tryumfowała. Może nadto solidarność okazała się nieskuteczna, a więc za mało prawdziwa. Także i w tym, że aktem protestu w imię wolności ojczyzny, wybranym dla poruszenia sumień, stał się zwyczajny akt destrukcji autobusów wożących nie znienawidzoną władzę na nikczemne akcje, lecz współkolegów do pracy...
Tak, wiem, to temat z wczoraj. Mamy mnóstwo nowych. Ale przecież bronimy tak zawzięcie prawa do "poznawania prawdy". "Tylko ona jest ciekawa". Niechże więc nawet w małym wycinku będzie dojrzana aż do środka.