Tresura

W 2012 roku na łamach „Tygodnika” poruszyliśmy problem bicia dzieci. W kontekście dzisiejszej publikacji z magazynu „Plus Minus”, zachęcamy do lektury tekstu Anny Golus oraz artykułu Artura Sporniaka "Dziecko jest święte".

17.07.2012

Czyta się kilka minut

 / rys. Joanna Grochocka
/ rys. Joanna Grochocka

5 lipca 2012 r. w Pittsburghu Zgromadzenie Ogólne Kościoła Prezbiteriańskiego przyjęło rezolucję sprzeciwiającą się stosowaniu kar cielesnych wobec dzieci. Podobne stanowisko już w 2004 r. objęli metodyści. Zapewne długo jeszcze poczekamy na oficjalny sprzeciw Kościoła Katolickiego wobec bicia dzieci, ale od listopada zeszłego roku (kiedy to Przełożony Generalny Salezjanów ks. Pascual Chávez wystosował do wspólnot salezjańskich apel o działanie „na rzecz pozytywnego wychowania bez kar cielesnych i innych okrutnych i poniżających form karania”) nadzieja, że kiedyś to nastąpi, zaczyna się przekształcać w pewność. Zwłaszcza, że coraz więcej chrześcijan, w tym katolików, rezygnuje z „rózgi” w wychowywaniu dzieci. Jak to wygląda w Polsce?


CZYTAJ TAKŻE:

Przy dzisiejszym stanie wiedzy psychologicznej bicie dzieci stanowi kompromitację dorosłych. Ale trzeba powiedzieć więcej: czas najwyższy, by przyjrzeć się dziecku na poważnie także w teologii i wreszcie zacząć się od niego czegoś uczyć. Tekst Artura Sporniaka.


RÓZGA, PAS, KAPEĆ

W latach 1968-75 Zakład Socjologii Religii KUL przeprowadził na 3950 rodzinach katolickich badanie religijnego wychowywania dzieci. Dzieci z klas V–VIII szkoły podstawowej odpowiadały na pytania dotyczące różnych elementów edukacji chrześcijańskiej, m.in. na pytanie o reakcję rodziców na opuszczenie mszy, spowiedzi i lekcji religii. Wyniki ukazały, że w rodzinach mieszkających na wsiach 14,1 proc. rodziców było skłonnych wymierzyć karę cielesną za nieobecność na mszy, 17,8 proc. – za opuszczenie spowiedzi, a aż 19 proc. – za opuszczenie lekcji religii. W miastach te proporcje były niższe i wynosiły odpowiednio: w małych miastach 6,9, 8,0 i 8,8 proc., w wielkich miastach: 3,2, 2,6 i 4,5 proc. (ks. Kazimierz Bełch, „Rodzina katolicka, a praktyki religijne dzieci”, „Znak” 1978, nr 289–290).

W badaniach nie pytano o rodzaj kary cielesnej, ale łatwo domyślić się, że nie był to klaps. Tak duże dzieci nawet dziś nie są karane klapsami, a czterdzieści lat temu normą było lanie pasem.

Dziś bicie dzieci pasem nie jest już powszechnie akceptowane, ale wciąż aż 73 proc. Polaków – w tym niewątpliwie wielu wierzących – popiera klapsy. Już w 1964 r. badania poglądów społeczeństwa na władzę rodzicielską potwierdziły, że „osoby religijne są bardziej skłonne do rygoryzmu aniżeli osoby niereligijne”. Te przeprowadzone przez OBOP badania zawierały m.in. pytania o gotowość do stosowania „ostrego karcenia (w tym bicia dzieci)” oraz stosunek do stwierdzenia, że „dobre lanie jeszcze nigdy nie zaszkodziło dziecku”. Wyniki były jednoznaczne: im większa religijność badanych, tym większa przychylność dla fizycznego karania dzieci.

Ta zależność nie uległa większym zmianom i wciąż wśród zwolenników kar cielesnych jest wiele osób wierzących, a dwa lata po wprowadzeniu zakazu bicia dzieci chrześcijańscy politycy publicznie żartują z „klapsów” wymierzanych dzieciom kapciem.

„W Starym Testamencie jest napisane, że jeżeli kochamy swoje dziecko, to nie będziemy mu żałować rózgi. To jest element miłości względem dziecka” – mówił niedawno w wywiadzie dla „Frondy” poseł John Godson, usprawiedliwiając boskimi nakazami bicie dzieci kapciem, o czym wspominał kilka dni wcześniej w wywiadzie dla „Dużego Formatu”, i żartując: „pamiętam takie sytuacje, kiedy do wyboru dawałem karę nieoglądania telewizji przez weekend albo trzech klapsów. I dziecko wybierało trzy klapsy. To co miałem zrobić? (śmiech)”. 

– „Bicie po chrześcijańsku” uzasadniane jest tym, że to z miłości do dziecka i troski o nie. Dla mnie to jest absolutnie nie do pogodzenia – gdzie w miłości jest miejsce na zadawanie jakiegokolwiek bólu? Odbieranie poczucia bezpieczeństwa? Jedno z drugim, moim zdaniem, stoi w całkowitej sprzeczności – mówi pedagog Aleksandra Gajek, mama trzyletniego Gabriela i trzymiesięcznej Natalii. 

– Wszelka mądrość Starego Testamentu musi być zwyczajnie zweryfikowana przez Ewangelię – dodaje jej mąż, Mateusz Gajek, teolog. – To się odnosi do wszelkich praw, przepisów i mądrości starożytnych, nie tylko tych związanych z biciem dzieci. Podpieranie się kilkoma cytatami z jednej z Ksiąg, przy pominięciu nauczania Jezusa Chrystusa, nie mówiąc dodatkowo o zdrowym rozsądku i mądrości sumienia, jest poważnym błędem teologicznym. Jeśli więc całość Biblii interpretujemy przez pryzmat Zbawiciela, nie możemy zrobić wyjątku w tym jednym przypadku, by usprawiedliwić przemoc wobec najmłodszych. 

A jednak niekiedy tak właśnie się dzieje – kilka cytatów z Księgi Przysłów wykorzystuje się do usprawiedliwiania różnych form przemocy wobec dzieci: od pojedynczego klapsa, poprzez bicie pasem, po trenowanie rózgą kilkumiesięcznych niemowląt. 

Na początku tego roku burzę wywołały poradniki chrześcijańskiego wychowywania w miłości i dyscyplinie egzekwowanej przy użyciu rózgi lub jej współczesnego substytutu. Cztery spośród tych poradników wciąż znajdują się w sprzedaży. Książki te nie są jednak jedynymi przykładami propagowania tego sposobu (braku) interpretacji biblijnej rózgi w naszym kraju. 

„Karcić należy giętkim przedmiotem (np. świeżym wiklinowym lub leszczynowym patykiem), który zada niewielki ból w powierzchniowych tkankach pupy lub ręki, a nie doprowadzi do ich poważnego uszczerbku – mówił Paweł Chojecki, pastor Kościoła Nowego Przymierza w Lublinie, ojciec trójki dzieci. – W stosunku do niemowląt wystarczy lekkie uderzenie w pupę. W starszym wieku pas porównywalny jest z rózgą. Lanie ma zostawić co najwyżej pręgi, a nie siniaki. Jestem też przeciwnikiem przysłowiowych klapsów, które należy stosować w ostateczności. Lepiej, by ręka ojca czy matki kojarzyła się dziecku z czymś miłym i dobrym, np. z przytuleniem” (Marta Ćwik, „Lanie to nie bicie”, rozmowa z Pawłem Chojeckim, „Idź pod prąd” 2008, nr 45). 

BEZ GNIEWU?

Tak radykalne poglądy należą do rzadkości, ale do niedawna większość duchownych – zarówno katolickich, jak i protestanckich – zajmowała stanowisko przychylne tzw. umiarkowanym karom cielesnym. Znane jest np. wyznanie ks. Dariusza Kowalczyka, że miło wspomina klapsy, a wypowiedź byłego pastora Johna Godsona „Biorę kapcia i bach w pupę” zyska zapewne równie wielką popularność. 

Paweł Bartosik, pastor Ewangelicznego Kościoła Reformowanego w Gdańsku, w wywiadzie dla trójmiejskiej „Gazety Wyborczej”, przekonywał, że „pan Bóg też czasem daje nam klapsy”, więc i rodzice powinni to czynić, byle nie w gniewie, nie w miejscach publicznych, a tylko „w jasno określonych sytuacjach: np. nieposłuszeństwa, kłamstwa czy braku szacunku dla rodziców. Wtedy wiadomo: był jawny bunt, będzie więc bolała tylna część ciała”. Podobnego zdania jest m.in. jezuita Wojciech Żmudziński, który na forum www.wychowanie.jezuici.pl wyjaśnia: „klaps wymierzony przez rodziców nie jest niczym złym, jeśli dziecko wie, za co go otrzymało, i nie jest on wymierzony w złości”. 

Konieczność wymierzania kary cielesnej bez gniewu, lecz z miłością jest podkreślana przez wszystkich zwolenników tej metody. Czy jednak można uderzyć kogokolwiek bez negatywnych emocji? 

– Bez emocji w ogóle nie można nic zrobić, bo emocje (od słowa exmovere) są tym, co nas porusza – mówi psycholog dziecięca Agnieszka Stein. – Można dziecka nie bić ze złości, ale wtedy przeważnie bije się je ze strachu > (rodzic bije, bo się boi, że jeśli tego nie zrobi, stanie się coś złego) albo z bezradności (rodzic nie wie, co innego mógłby zrobić). 

Wbrew temu, co mówią zwolennicy pełnego miłości karcenia, połączenie kary cielesnej z zapewnianiem dziecka o miłości przynosi jeszcze więcej szkody niż bicie w gniewie. 

– Dziecko bite z miłością otrzymuje komunikat, że miłość wiąże się z wyrządzaniem krzywdy drugiej osobie, że jak ktoś kocha, to ma prawo naruszać granice drugiej osoby, zwłaszcza wtedy, kiedy jest w tej relacji silniejszy – wyjaśnia Agnieszka Stein. – Dostaje też komunikat, że to ono jest złe i winne reakcji rodzica, przez to zawsze, kiedy jest źle traktowane, szuka winy w sobie. Ponadto przestaje rozpoznawać sygnały zagrożenia i uczy się, że nie można uniknąć niebezpieczeństwa, nie można się ochronić. Bite dzieci nie chronią się przed krzywdą, bo nie rozpoznają, kiedy coś im zagraża – mogą na przykład mylnie interpretować czyjeś zainteresowanie jako sympatię nawet wtedy, kiedy jego intencją jest wykorzystanie ich. 

Te problemy nie znikają, gdy dziecko dorośnie. Przeciwnie: niekiedy uwidaczniają się dopiero w dorosłym życiu. Grzeczne i posłuszne dzieci, u których cechy te osiągnięto biciem w imię miłości, wyrastają na dorosłych, którzy nie potrafią stworzyć związku pozbawionego cierpienia, krzywdy, a czasem także – przemocy. Miłość już na zawsze kojarzy się z bólem. 

Badania przeprowadzone w 2008 r. przez Murraya Strausa z Uniwersytetu New Hampshire dowodzą, że bicie dzieci powoduje problemy w ich przyszłym życiu seksualnym – skłonność do stosowania przemocy i zmuszania partnerów do uprawiania seksu oraz podejmowania ryzykownych i masochistycznych zachowań erotycznych. 

Poza problemami w dorosłym życiu wychowanie łączące miłość i kary cielesne oraz nastawione na pełne posłuszeństwo stwarza również inne zagrożenia, np. zwiększa ryzyko skrzywdzenia dziecka przez innych. Dziecko przyzwyczajone do posłuszeństwa i okazywania dorosłym szacunku bez względu na okoliczności z większym prawdopodobieństwem padnie ofiarą przemocy lub wykorzystania niż dziecko, które może wyrażać własne zdanie i jest uczone przede wszystkim samodzielnego myślenia, a nie – ślepego posłuszeństwa. 

– W wychowywaniu trójki naszych dzieci nie używamy klapsów. Dla nas klapsy po pierwsze sprzeniewierzają się Miłości, a po drugie niczemu dobremu nie służą. Bo co z tego, że dając klapsa, osiąga się szybki, ale krótkotrwały efekt? My nie wychowujemy dzieci na teraz – mówią Magda i Rafał Karpienia, rodzice trojga dzieci. – Za klapsem idzie lęk. To nieprawda, że klaps w imię miłości nie wiąże się z lękiem. Zawsze się wiąże. Wie o tym ten, kto kiedykolwiek został uderzony. A lęk jest zaprzeczeniem Miłości. Miłość nie powoduje lęku, lecz z niego wyzwala. Chcemy, by nasze dzieci dokonywały odpowiedzialnych wyborów, a nie kierowały się lękiem czy tym, „co spodoba się mamie bądź tacie”. 

BEZ RÓZGI

Ten sposób wychowywania dzieci – pozbawiony przemocy, a skoncentrowany na miłości i szacunku – jest praktykowany przez coraz większą liczbę chrześcijańskich rodziców. Rezygnacja z „rózgi” nie tylko nie jest sprzeniewierzeniem się woli Boga (jak uważają niektórzy zwolennicy „biblijnego karcenia”), ale też nie oznacza przykładania mniejszej wagi do rozwoju moralnego dzieci. Przeciwnie: uznanie przemocy wobec słabszych i bezbronnych za złe i stojące w opozycji do nauczania Jezusa oraz wcielanie tego przekonania w życie pomaga w wychowaniu ludzi dobrych i wrażliwych na krzywdę innych. Ludzi, którzy wybierają drogę dobra nie w obawie przed karą za złe uczynki, lecz powodowani wewnętrznym, nienarzuconym z zewnątrz systemem wartości. 

– Ludzie dyscyplinujący dzieci klapsami wierzą, że to pomoże młodemu człowiekowi znaleźć się w świecie. Rozróżnić dobro od zła – mówi Magda Karpienia. – Ja wolę pokazać moje granice w inny sposób. Wolę mówić wprost i widzę, że język miłości jest zawsze przez dziecko zrozumiany. Tym samym językiem mówi do mnie Bóg. W moim języku miłości nie ma miejsca na rózgi i „niewinne” klapsy. One nie idą w parze z Miłością. 

– Bóg jest Ojcem doskonałym, uczy nas ojcostwa – dodaje ks. Piotr Kieniewicz, dr hab. teologii moralnej, wicedyrektor Licheńskiego Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym. – Przekonuje siłą prawdy i miłości, a nie tresurą i przymusem. I w zasadzie to jest mój zasadniczy argument na pytanie o przymus w wychowaniu. Zdaję sobie sprawę, że droga pokazana w Świętej Księdze jest trudniejsza, wymaga czasu, spokoju, zaangażowania, ale jest to droga dobra. A poza tym, gdy się popatrzy na proporcje dorosłych i dzieci karanych klapsem, to jak byśmy się czuli, gdybyśmy dostali „klapsa” od kogoś, kto ma ok. 5 metrów wzrostu i waży ok. 350 kg? Jakoś trudno mi zaakceptować wychowawczy aspekt takiego karania... 

Zwolennicy kar cielesnych uważają, że rezygnacja z klapsów równa się bezstresowemu wychowaniu, które co prawda nie istnieje (bo nie da się wyeliminować z życia wszystkich stresów, a za tym terminem nie stoi żadna spójna metoda wychowawcza), ale jest rozumiane jako wychowanie bez zasad i norm (a w rzeczywistości jest kompletnym brakiem zainteresowania dzieckiem). Chrześcijańskie wychowywanie bez przemocy nie ma z tym jednak nic wspólnego, co podkreśla już sama angielska nazwa tego rodzaju rodzicielstwa – gentle christian discipline, czyli chrześcijańska delikatna dyscyplina. 

– Dyscyplina to nie bicie – wyjaśnia Aleksandra Gajek. – Uczymy dzieci zachowywania zasad, nie pozwalamy im na wszystko. Po prostu ta nauka wygląda inaczej. Jeśli chcę, żeby moje dziecko coś zrobiło czy czegoś nie robiło, to po prostu mu o tym mówię. Z reguły to wystarczy. I nie sądzę, aby to było spowodowane tym, że mamy nadzwyczaj grzecznego syna. Również gdy był młodszy, nie było konieczności stosowania klapsów. Standardowy przykład, który często słyszę: gorący piekarnik. Nasz synek też do niego podchodził, ale jakoś nie było potrzeby dawać mu klapsów – wystarczyło złapać za rączkę, odciągnąć, powiedzieć „nie wolno, to gorące, oparzysz się”. Po co do tego jeszcze bić? On to naprawdę doskonale rozumiał i nauczył się nie dotykać piekarnika. 

– Zdarzają się sytuacje, w których ręka sama ma ochotę powędrować w stronę tylnych partii ciała dziecka – dodaje jej mąż, Mateusz. – To ode mnie jednak zależy, czy się powstrzymam i wymyślę inny sposób na załatwienie sprawy. O dziwo – zawsze coś przychodzi do głowy i udaje się uzyskać zakładany efekt. Wychowanie bez przemocy nie równa się też wyborowi określonej metody wychowawczej. Każdy rodzic sam dobiera sobie repertuar skutecznych praktyk wychowawczych. I to naprawdę działa! Da się wychować dzieci nawet bez jednego klapsa. Na uczciwych, wrażliwych ludzi i dobrych chrześcijan. 

DROGA DOBRA

– Moi rodzice nigdy mnie nie bili – mówi Magda Karpienia. – Nigdy mnie nie karcili i nie dyscyplinowali. Pozwalali mi eksplorować świat, towarzyszyli mi w tym i wspierali. Wbrew obiegowej opinii na temat takiego sposobu wychowywania, nie mieli ze mną problemów wychowawczych, a ja nie stoczyłam się i nie mam problemów z rozróżnianiem dobra od zła. Próbując rozpoznać Boży plan na moje życie, kroczę w nim odważnie, realizując swoje pragnienia i powołanie. 

Krąg przemocy wobec dzieci da się jednak przerwać – nie biją nie tylko niebici. Większość współczesnych rodziców była bita, a jednak coraz więcej osób rezygnuje z przemocy. Coraz więcej osób ma odwagę, by zmierzyć się z własnymi bolesnymi doświadczeniami, i serce, by dostrzec w dziecku bliźniego... 

– W kontakcie z rodzicami zazwyczaj przyjmowałem tolerancję dla stosowania klapsów – mówi ks. Damian Kalemba, katecheta, duszpasterz dzieci. – Dopiero moi znajomi, małżeństwa z dużym stażem, pokazali mi zupełnie inne możliwości wychowawcze. Ciężko to było wtedy przyznać, ale mieli w tej dziedzinie dużo racji. Co mnie przekonało? Przede wszystkim argumenty ludzkie: to, że dziecko jest traktowane podmiotowo, poważnie i z miłością, a nie jak zwierzątko do wytresowania. Tu nie ma nic z teologii uniwersyteckiej, teoretycznej, a jest dużo z teologii życia, z doświadczenia. 

Argumentów, przemawiających za rezygnacją z kar cielesnych, jest mnóstwo, a chrześcijanie mają ich jeszcze więcej. Warto ich wysłuchać oraz otworzyć umysł i serce nie tylko po to, by nie krzywdzić własnych dzieci tu i teraz, ale też – by wychować dobrych, odpowiedzialnych ludzi. 

– Gdyby Pan Bóg karał nas tak, jak my jesteśmy skłonni karać małe dzieci (duże karać się tak łatwo nie dają), nie mielibyśmy szans na przetrwanie – podsumowuje ks. Piotr Kieniewicz. – On wie, że człowiek do dobra skierować się może tylko jako wolny, gdy to dobro będzie widział, a nie, gdy będzie do jego przyjęcia zmuszony. W takiej sytuacji porzuci je przy pierwszej okazji. A że tak się właśnie dzieje, widzimy na co dzień wokoło siebie.

ANNA GOLUS (ur. 1984) jest inicjatorką kampanii „Kocham. Nie daję klapsów”. Ostatnio napisała książkę „Już bez bicia? Spór o klapsa”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Inicjatorka kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” i akcji „Książki nie do bicia”, specjalizuje się w tematyce praw dziecka. Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie nauki o kulturze i religii. Doktorat o udziale dzieci w programach reality show obroniony w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2012