Tort w kształcie tiary

Za czasów Jana Pawła II w Kurii Rzymskiej przełożony zapraszał podwładnego i mówił, że jutro chce z nim rozmawiać o tej i o tej sprawie. Dziś teczki z dokumentami od przełożonego zanosi do współpracowników woźny - pisze Gian Franco SvidercoschiTP 16/2010

13.04.2010

Czyta się kilka minut

Poniższych obserwacji nie należy odczytywać jako krytyki Kurii Rzymskiej. Raczej jako pytania kogoś, kto całe dorosłe życie jest związany ze Stolicą Świętą i komu zależy na dobru Kościoła. W czasie poprzedniego pontyfikatu byłem watykanistą i wicedyrektorem "L’Osservatore Romano". Teraz Kurię obserwuję z zewnątrz - choć dawne doświadczenia pomagają mi w dostrzeganiu wielu zjawisk. Z pewnością o wielu rzeczach nie wiem, prawdopodobnie wielu nie rozumiem. Oto kilka znanych wydarzeń, które budzą mój niepokój.

Najpierw papieskie oświadczenie, że wystarczyło zajrzeć do internetu, by dowiedzieć się o poglądach biskupa lefebrysty na temat Holokaustu. Deklaracja bp. Richarda Williamsona została opublikowana w czwartek, w sobotę ogłoszono dokument o zdjęciu z lefebrystów ekskomuniki. To niepojęte, że w ciągu tych dwóch dni nikt nie poszedł do Papieża czy Sekretariatu Stanu i nie zaproponował odłożenia decyzji. Jak to było możliwe, że ani nuncjusz, ani biskupi Argentyny (gdzie mieszkał Williamson) nie uprzedzili Stolicy Apostolskiej?

Szwankuje komunikacja i duch kolegialności. Weźmy sprawę dawniejszą, dotyczącą abp. Lefebvre’a. Dlaczego francuscy biskupi odrzucili go, zamiast wysłuchać jego argumentów? Dlaczego przynajmniej nie uprzedzili Rzymu o pojawieniu się problemu, który się zaczął od zakwestionowania zmian w liturgii, a skończył na zanegowaniu całego Soboru?

Teraz mamy problem skutecznej komunikacji Kościoła Irlandii z Watykanem. Przecież biskupi powinni byli zawiadomić Stolicę Apostolską o problemie wtedy, gdy pierwszy proboszcz zauważył, że ma na parafii księdza z problemami pedofilskimi i poinformował o tym biskupa. Biskup nie powinien sam szukać rozwiązania problemu tak, by chronić dobre imię Kościoła. Dlaczego nie przedstawiono sprawy na zebraniu episkopatu?

W USA radykalne środki podjęto w 2002 r. Dlaczego więc w Irlandii skandal wybuchł w roku 2010? Może sprawy nie przebiegałyby tak tragicznie, gdyby odpowiednio funkcjonowała komunikacja? Znamienne, że Papież wysłał list do wiernych w Irlandii, całkowicie pomijając biskupów...

Odnoszę wrażenie, że w ostatnich latach nadmiernie rozrosła się w Kościele biurokracja. Jan Paweł II, może dlatego, że przyszedł z zewnątrz, zmienił styl codziennej pracy Kurii. Zrobił to bez specjalnego dekretu, raczej przez sposób działania: przemienił Kurię Rzymską, zwłaszcza Sekretariat Stanu, jakby w rodzinę. Byliśmy świadkami przybliżenia się do tej przejrzystości, której się oczekuje na szczytach władzy Kościoła jako reprezentacji Chrystusa, a nie władzy doczesnej. Wtedy przełożony zapraszał do siebie współpracownika i mówił mu, że jutro chce z nim rozmawiać o tej i o tej sprawie. Dziś teczki z dokumentami od przełożonego zanosi do współpracowników woźny.

Niedawno poprosiłem jednego z prałatów z Sekretariatu Stanu, by zasugerował, komu należy, że byłoby dobrze, gdyby Papież wspomniał w Bazylice św. Pawła za Murami o przypadającej właśnie rocznicy ogłoszenia Soboru. Na to prałat: "a co mnie to obchodzi, to nie moja sprawa". I Benedykt XVI o Soborze nie wspomniał. Takie podejście było nie do pomyślenia za poprzedniego pontyfikatu.

Ciekawe, bo kardynałem kurialnym, który był jednym z najbardziej zdecydowanych wrogów biurokratyzacji Kościoła i rzymskich dykasterii, był Joseph Ratzinger. Czy Benedykt XVI, zresztą pod koniec pontyfikatu także Jan Paweł II, kilkakrotnie nie mówili o nawrocie rzymskiego karierowiczostwa?

Ważne są sprawy personalne. Odnoszę wrażenie, że nastąpiła wyraźna italianizacja Kurii Rzymskiej; rzuca się też w oczy przesadny rozrost obecności jednego zakonu - salezjanów. Kard. Stanisław Dziwisz powiedział kiedyś, że choć Jan Paweł II doskonale wiedział o włoskich prałatach posiadających kwalifikacje do objęcia kierownictwa różnych dykasterii, chciał umiędzynarodowić Kurię i dlatego mianował ludzi innych narodowości: kardynałów Arinze, Etchegaraya, Gantina. W roku 1984 r. kard. Gantin pokazał mi spis kongregacji i umieszczone obok nazwiska nowych prefektów. Nazwisko "Gantin" było wpisane ręką Papieża - on sam wybrał na prefekta jednej z najważniejszych kongregacji biskupa z Beninu. Sięgał też po ludzi różnych opcji - bardziej tradycjonalistycznych i wprost przeciwnie - chyba dlatego, że nie dotknęła go "psychoza posoborowa", która się przejawiała w wielkiej ostrożności, jeśli nie wobec dokumentów soborowych, to wobec sposobu ich interpretacji.

Trudno czasem zrozumieć mechanizm nominacji kurialnych. Powiem o jednej tylko sprawie: pewien biskup, ważna postać Kurii, miał zostać sekretarzem Kongregacji Nauki Wiary na miejsce abp. Angela Amato. Jego dossier zostało ponoć dostarczone Papieżowi. Było tam zaznaczone, że biskup ten był - słusznie czy nie - oskarżany o akty pedofilskie i nawet chyba sądzony. Proces wykazał, że oskarżenia były grubo przesadzone, że chodziło o dwuznaczne zachowania wobec seminarzystów. Jednak jakiś cień pozostał i uznano, że nie można go mianować sekretarzem dykasterii. Wobec tego został... przewodniczącym Papieskiej Akademii Życia.

Dlaczego takie rzeczy się zdarzają? Wydaje mi się, że najważniejszą przyczyną jest brak kolegialności episkopatów. Upłynęło 45 lat od Soboru, a ona wciąż nie została urzeczywistniona.

W czasie Soboru "Le Monde" zamieścił zabawny, ale znaczący rysunek. Na stole ustawiony jest tort w kształcie tiary. Podchodzą biskupi z talerzykami: każdy wycina z tortu kawałek i nakłada na swój talerzyk: kolegialność jako możliwość uszczknięcia władzy Stolicy Apostolskiej, która w przeszłości rzeczywiście bywała niesprawiedliwa. Obawiam się, że coś z tego pozostało do dziś...

Gian Franco Svidercoschi jest watykanistą. Pracował w "L’Osservatore Romano", po śmierci Jana Pawła II przeprowadził wywiad z kard. Dziwiszem, który stał się kanwą książki "Świadectwo".

Na www.tygodnik.onet.pl rozmowa z watykanistą Luigim Accatolim o nauczaniu społecznym Benedykta XVI.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2010