Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Chciałbym wejść w polemikę z krytycznym tonem Pana Michała Olszewskiego w sprawie oceny otrzęsin w gimnazjum salezjańskim („Lubin i okolice”). Nie będąc w żaden sposób związany z gimnazjum lub salezjanami chciałbym stanąć w obronie dyrektora. Jako młody człowiek wielokrotnie byłem „chrzczony” na różnych obozach młodzieżowych. Musiałem czołgać się po piasku, chodzić po szyszkach, jeść koktajle z przypraw i całować „pierścień Neptuna” (nadmorskie obozy) zrobiony z pasty do zębów etc. Podczas żadnego z tych wydarzeń (które, wydaje mi się, mogę uczciwie porównać do otrzęsin gimnazjalistów salezjańskich) nie poczułem się poniżony, ponieważ wszyscy uczestnicy wiedzieli i respektowali, że to zabawa. Rozumiem, że nie jest to kultura wysoka, ale mimo wszystko konwencja prostej zabawy stwarza fundamentalną różnicę wobec wojskowej „fali”, gdzie zachowanie jednej strony jest skierowane na poniżenie. Nie mam żadnego powodu, aby wątpić, że również w przypadku gimnazjum salezjańskiego całe zdarzenie mieściło się w ramach zabawy.
Z wyrazami szacunku
Grzegorz Biziel
OD AUTORA:
Pozwolę sobie jednak pozostać na stanowisku, że istnieje wyraźna różnica między chodzeniem po szyszkach a zlizywaniem bitej śmietany z kolan dyrektora placówki. A przykładów otrzęsin, które przeradzają się w akty poniżania i okrucieństwa, jest niestety w ostatnich latach zbyt wiele. Myślę, że pisałby Pan inaczej, gdyby zamiast czołgania się po piasku starsi koledzy zaaplikowali Panu „spłuczkę”.
MICHAŁ OLSZEWSKI