To dopiero początek

Na konkrety jeszcze za wcześnie, międzynarodowa polityka prezydenta Juszczenki sprowadza się na razie do deklaracji. A te pozwalają wierzyć, że ukraiński kurs na Europę nie ulegnie zachwianiu. Tym bardziej, że Europa nie jest głucha na ukraińskie deklaracje.

23.01.2005

Czyta się kilka minut

“Nasze kraje będą podążać drogą budowy zjednoczonej, demokratycznej Europy" - napisali 5 stycznia w Deklaracji Karpackiej prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili i ukraiński prezydent-elekt Wiktor Juszczenko.

Nawet pobieżna znajomość mapy każe się zastanowić nad tym zdaniem. Wszak i dziś nie brak wątpiących w europejskość Ukrainy, a co dopiero Gruzji. Ale obaj politycy wiedzą, że to najlepszy moment - w 2005 r. rozpoczynają się negocjacje członkowskie Unii z Turcją - aby wyrazić europejskie aspiracje. Wspomnienie pokojowej Rewolucji Róż w Gruzji w 2003 r. oraz obecne ukraińskie pięć minut sprzyjają deklaracjom, z których potem trudno będzie się wycofać.

I nie pomylili się. Równo tydzień później ponaglany przez polskich deputowanych Parlament Europejski przyjął rezolucję, która mówi, że Ukraina powinna otrzymać perspektywę wejścia do Unii. I choć to tylko rezolucja - a biorąc pod uwagę 40-letnie tureckie starania, trudno się nią podniecać - warto zauważyć, że Parlament staje się w strukturach Unii coraz poważniejszą siłą. I że w rezolucji wymieniono kilka propozycji (jak postulat ułatwienia Ukraińcom wjazdu do Unii), których zrealizowanie faktycznie uchyli Ukrainie drzwi do Europy.

- To sygnał, na który Ukraina czekała - ocenia politolog Wołodymyr Fesenko. - Ponad połowa naszego społeczeństwa chce integracji z Unią, która kojarzona jest z demokratycznymi standardami, poprawą sytuacji ekonomicznej i otwarciem granic.

Jednak zdaniem Fesenki więcej do zrobienia pozostaje na samej Ukrainie: - Tu jest gleba do zmian i korzystnej polityki zagranicznej. Ale to dopiero początek. Elity wiedzą, czym jest Unia, dla części społeczeństwa to pojęcie abstrakcyjne. Ukraina potrzebuje rzetelnej kampanii informacyjnej. Ludzie muszą poznać historię Unii i perspektywy, jakie daje członkostwo w niej.

Również część polityków - nawet tych, którzy wsparli Juszczenkę - wyraża podobną opinię. Zdaniem lidera socjalistów, Ołeksandra Moroza, Ukraina musi najpierw zrobić porządek u siebie. - Sama Unia to daleka perspektywa. Ci, którzy w tej chwili zaczynają rozmowy na ten temat, nie chcą mówić o problemach pilnych, wymagających rozwiązania teraz - powiedział “Tygodnikowi" (wywiad opublikujemy w następnym numerze).

Ukraina i Gruzja w Unii to marzenie - choć już nie złudzenie - które niestety nie zrealizuje się wcześniej niż za kilkanaście lat. Kijów czekają też inne wyzwania: walka z korupcją, z szarą strefą, reformowanie gospodarki są wartościami samymi w sobie, nie dlatego, że uznano je za standardy europejskie. Juszczenko zapowiada, że wzorować się będzie na doświadczeniach Gruzji. Tbilisi stanowi dobry punkt odniesienia.

I Saakaszwili, i Juszczenko podkreślają przynależność ich krajów do cywilizacji europejskiej, co oznacza przede wszystkim demokrację. I tu dochodzimy do sensu wydarzeń na Ukrainie i w Gruzji. Bo nim postsowieckie republiki zaczną targować się z Unią o kwoty mleczne - o ile te jeszcze będą obowiązywać - wpierw muszą zdobyć się na poszanowanie demokracji. Z uczciwymi wyborami w pierwszym rzędzie. Prezydenci gruziński i ukraiński są przekonani, że Rewolucja Róż i Pomarańczowa Rewolucja podniosły falę wolności, która rozleje się po kontynencie. Bronią się przed wymienieniem konkretnych krajów, ale równocześnie mówią, że byłe republiki sowieckie zasługują na demokrację.

Politolog Fesenko nie egzaltuje się deklaracją: - To ważny symbol, ale o międzynarodowym znaczeniu deklaracji będzie można mówić dopiero, gdy na samej Ukrainie reformy skończą się sukcesem.

Ukraina stawia teraz pierwsze kroki po Pomarańczowej Rewolucji i według Fesenki wszystko zależy od tego, jak je postawi. Pierwszy krok to wybór nowego rządu, mądra polityka kadrowa, która oprze się na fachowcach. Drugi to program rządu i reforma ekonomiczna. Dopiero kolejne kroki mogą dotyczyć polityki zagranicznej.

Jednak za granicą już słychać echa Deklaracji. Alaksandr Łukaszenka, autorytarny prezydent Białorusi, którego w 2006 r. czekają wybory prezydenckie, już dwa dni po jej ogłoszeniu zagrzmiał, że “na Białorusi nie będzie żadnej rewolucji róż, ani też pomarańczowej czy bananowej". I że jego kraj potrzebuje spokoju. Z kolei prezydent Kirgizji Askar Akajew przekonywał rodaków, że ich państwo potrzebuje stabilności, a nie zawieruchy wznieconej za pieniądze George’a Sorosa i wykorzystanej przez ludzi tak “skorumpowanych" jak Julia Tymoszenko. Akajew ma się czego obawiać: w tym roku przewidziane są w Kirgizji wybory parlamentarne, a w stolicy kraju już doszło do protestów; tu kolorem demonstrantów był żółty [patrz komentarz obok - red.].

Kreml na temat Deklaracji Karpackiej milczy, ale ukraiński politolog Wiktor Niebożenko podkreśla, że jej ostrze wymierzone jest głównie przeciw Rosji - a ta obawia się dalekosiężnych skutków tego, co stało się w Gruzji i na Ukrainie [o polityce Rosji wobec “bliskiej zagranicy" patrz tekst Anny Łabuszewskiej na stronie 5 - red.]. To dla Rosji niebezpieczne, gdy zaczyna się mówić o demokracji, prawach człowieka i wolnych wyborach. Niebożenko: - Rodzi to naturalny lęk przed utratą kontroli. To może być początek drugiej pierestrojki. Na jej fali będą uwalniać się spod wpływu Rosji państwa wciąż od niej zależne.

***

24 lata temu, we wrześniu 1981 r., delegaci na pierwszy zjazd Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego “Solidarność" - pierwszej masowej, legalnej i niezależnej od władz komunistycznych organizacji w bloku wschodnim - przyjęli w Gdańsku “Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej". Wzywali w nim do tworzenia podobnych struktur w krajach bloku.

Czasy były inne, ale sens tamtych słów podobny. A i reakcje też niewiele odmienne: i wtedy Kreml potępiał opłacanych przez zachodnie pieniądze mącicieli.

Solidarnościowe Posłanie zrealizowało się po ośmiu latach. W XXI w. czas płynie szybciej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2005