Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wydanie dwupłytowej "Antologii" grupy Return To Forever pozwala raz jeszcze doświadczyć, co takiego było (jest?) w jazzrocku. A chodzi tu o nagrania jednej z czterech największych formacji tego rodzaju (nie licząc zespołów ojca założyciela Milesa Davisa), której kompozycje powstały w okresie burzy i naporu fusion.
Wielka szkoda, że na składance nie ma ani jednej ścieżki z dwóch najwcześniejszych płyt Chicka Corei i Return To Forever, tych z Airto Moreirą i cudownym śpiewem Flory Purim. Powstał album wprawdzie bardziej zwarty stylistycznie, o ile jednak uboższy. "The Anthology" jest wyborem z czterech longplayów wydanych w latach 1973-76, przy czym pierwsza i ostatnia płyta z tego zestawu została tu powtórzona w całości. Na klawiszach Chick Corea, na basach (używał różnych instrumentów) Stanley Clark, na perkusji Lenny White oraz dwóch gitarzystów: Bill Connors na pierwszej spośród zantologizowanych płyt i Al Di Meola na trzech pozostałych.
Muzycy rozumieli się świetnie. Podziwiać można wiele duetów czy nawet swoistą wymienność instrumentarium: syntetyzery naśladujące gitarę, partia gitary basowej w roli prowadzącej. Niejednokrotnie powraca parafrazowany motyw zasługujący na miano riffu RTF: mocny, gęsty bas, duże tempo perkusji, do tego rozpędzone rozwiązujące pasaże klawiszy i gitary. Czasem więcej jest jazzu (fender Corei w "The Game Maker", trio akustyczne w "The Romantic Warrior"). Bywa, że natchnione (i dlatego ryzykowne) rockowe kulminacje kontrastowane są dowcipną melodyjką lub przez drrrrryń dzwonka i gwizdek ("The Magician"). Niepokoją natomiast pojawiające się niekiedy zbyt schematyczne rozwiązania.
Zespół reaktywował się po trzydziestu paru latach i ruszył w trasę. Nie wykluczam, że koncerty tak doświadczonych muzyków mogą wypaść ciekawiej niż niektóre fragmenty starych nagrań studyjnych.