Terminatorka

Już po raz drugi Sąd Krajowy z Hamburga rozpatrywał w miniony piątek pozew Związku Wypędzonych (BdV) i jego przewodniczącej Eriki Steinbach przeciwko dziennikarce Gabrieli Lesser.

06.06.2004

Czyta się kilka minut

Również tym razem nie zapadło rozstrzygnięcie: po trwającej niespełna pół godziny wymianie wielu starych i niewielu nowych argumentów między adwokatami obu stron, prowadzący rozprawę sędzia zadecydował, że wyrok wyda dopiero za miesiąc, 25 czerwca. Jednak już dziś można pokusić się o sformułowanie kilku wniosków dotyczących celów prawnych i politycznych, które najwyraźniej przyświecały Erice Steinbach, gdy wstępowała na drogę sądową przeciw Lesser.

Zapewne w długiej historii niemieckiego wymiaru sprawiedliwości i procesów wytaczanych dziennikarzom znajdziemy sprawy bardziej znaczące. Dwie bodaj najbardziej znane to słynny proces Carla von Ossietzky’ego, redaktora naczelnego lewicowego pisma “Weltbühne" i późniejszego laureata Pokojowego Nobla, który u schyłku Republiki Weimarskiej został skazany na więzienie za rzekomą zdradę stanu. Drugą sprawą, kluczową dla kształtu wolności mediów w Niemczech Zachodnich, była tzw. afera “Spiegla" z początku lat 60.: zaczęła się aresztowaniem wydawcy tego tygodnika Rudolfa Augsteina (spędził w areszcie trzy miesiące) za rzekome ujawnienie tajemnic wojskowych, a skończyła dymisją ministra obrony Franza Josefa Straussa, który stał za tym atakiem na gazetę.

Spór między przewodniczącą Związku Wypędzonych (BdV) a Gabrielą Lesser, mieszkającą w Warszawie i pisującą jako “wolny strzelec" do kilkunastu niemieckich gazet, ma inny ciężar gatunkowy. Jednak także on może przejść do historii niemieckiego sądownictwa i stać się procesem wzorcowym w “Republiki Berlińskiej", jak zwykło się nazywać współczesne, zjednoczone Niemcy: jeśli za miesiąc sąd przyzna rację Erice Steinbach, wówczas będziemy mogli powiedzieć o “werdykcie kagańcowym", zmuszającym do milczenia nie tylko Gabrielę Lesser, ale groźnym także dla innych dziennikarzy. Bo nie powinno być wątpliwości, że wytaczając ten proces, Erika Steinbach dążyła przede wszystkim do osiągnięcia celów politycznych.

Przypomnijmy, o co poszło. Spór rozpoczął się jesienią 2003 r., gdy Lesser opublikowała w Niemczech krytyczny komentarz o “Centrum przeciw Wypędzeniom", relacjonując w nim także, dlaczego projekt ten budzi obawy w Polsce. Steinbach i BdV zaskarżyli trzy zdania z tego komentarza, domagając się od sądu, by zakazał Lesser - a tym samym i innym niemieckim dziennikarzom - powtarzania ich w przyszłości.

W pierwszym przypadku chodzi o to, czy Lesser fałszywie zacytowała Erikę Steinbach (jak twierdzi ona sama), czy też było to wyrażenie opinii przez dziennikarkę (do czego ma prawo). W drugim punkcie pozwu Steinbach domaga się, by sąd zakazał Lesser (i reszcie mediów) powtarzania opinii, że Związek Wypędzonych nigdy nie odpowiedział na posłanie polskich biskupów z 1965 r. ze słynnym zdaniem “Wybaczamy i prosimy o wybaczenie". Eriki Steinbach nie przekonuje nawet, gdy reprezentant polskiego Kościoła (arcybiskup Józef Życiński w niedawnej rozmowie opublikowanej w “TP") twierdzi, że polscy biskupi nigdy nie dostali żadnej odpowiedzi od Związku Wypędzonych. Co więcej, w swym piśmie procesowym adwokat Eriki Steinbach posuwa się do kłamstwa: twierdzi, że wywiad z abp. Życińskim powstał “najwyraźniej z inicjatywy" Lesser (patrz oświadczenie obok - red.).

Wreszcie w trzecim punkcie BdV chce, aby sąd zakazał powtarzania zdania, że istniał związek przyczynowy między żądaniem BdV, aby w Berlinie powstało “Centrum Wypędzonych" a decyzją Bundestagu o zbudowaniu tam Pomnika Holocaustu (można odnieść wrażenie, że ten trzeci punkt jest dla BdV najbardziej polityczny).

Jaki wyrok ostatecznie zapadnie, trudno przewidzieć. Jedno jest pewne: obie strony deklarują, że jeśli przegrają, złożą odwołanie do wyższej instancji. Spór “Steinbach kontra Lesser“ może trwać jeszcze długo.

Erika Steinbach, która na początku maja po raz trzeci z rzędu została wybrana na przewodniczącą Związku, niewzruszenie kontynuuje swoją polityczną strategię, a proces przeciw Lesser wydaje się być jednym z elementów tej strategii. Wykorzystując koniunkturę - trwający od kilku lat w społeczeństwie Republiki Federalnej powrót myślenia o Niemcach jako o ofiarach wojny - Steinbach chce, by Związek Wypędzonych stał się raz na zawsze poważną siłą polityczną i pozostał nią nawet wtedy, gdy z przyczyn biologicznych w Niemczech nie będzie już tych, których zwykło się nazywać Vertriebene (wypędzeni).

Od dawna wiadomo, że wcale nie trzeba pochodzić z Prus Wschodnich czy Pomorza, aby zostać członkiem BdV. Kiedy dziennikarz tygodnika “Die Zeit" (z 27 maja) zarzucił Steinbach, że sama znikąd nie została wypędzona, gdyż urodziła się w okupowanej Polsce w rodzinie niemieckiego żołnierza, ripostowała ona: “Tym, którzy teraz mówią, że nie jestem prawdziwą wypędzoną, odpowiadam: życzyłabym sobie, aby nasz następny przewodniczący nie miał w ogóle żadnych powiązań rodzinnych z tą historią. W końcu sprawa ta dotyczy wszystkich Niemców".

Dzisiaj Erika Steinbach planuje kolejną polityczną akcję, którą nie sposób traktować inaczej jak polityczną prowokację: z okazji 60. rocznicy Powstania Warszawskiego Związek Wypędzonych zamierza zorganizować w Berlinie własne obchody tej rocznicy - choć nikt z Polski o to nie prosił. Co więcej, polskie komentarze tych zamiarów BdV były bardzo krytyczne.

Ale Steinbach to nie przeszkadza: “Chcemy pokazać, że współczujemy również polskim cierpieniom" - twierdziła w rozmowie z dziennikarzami “Die Zeit". Trudno o większy cynizm.

Jednak Erika Steinbach nie przyjmuje do wiadomości ani tego, że Polacy nie życzą sobie, by Związek Wypędzonych obchodził rocznicę ich Powstania, ani tego, że konsekwentnie krytykują pomysł zbudowania w Berlinie nowego mauzoleum wypędzonych. “Przecież nie możemy zrezygnować z tego wielkiego tematu tylko dlatego, że Polacy się denerwują" - powiedziała dziennikarzowi “Die Zeit", który skomentował to sarkastycznym zdaniem: “Czego Steinbach się nie chwyci, dąży potem do tego z takim uporem jak hollywoodzki Terminator".

Trudno oprzeć się wrażeniu, że uwaga ta dotyczy również jej procesu przeciw Gabrieli Lesser.

Przełożył WP

---ramka 331143|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2004