Teraz zaczynam od opowieści

Z Shinya Tsukamoto rozmawiają Karolina Kosińska, Mateusz Flak i Sebastian Kiernicki.
 /
/

---ramka 312197|prawo|---TYGODNIK POWSZECHNY: - Stałe motywy Pana filmów to osaczony przez świat zewnętrzny, słaby i przegrywający bohater, wszechobecna przemoc i zniszczenie. Czy taka jest właśnie Pańska wizja świata?

Shinya Tsukamoto: - Słaby, otoczony przez wrogie mu miasto bohater to nie tyle świat, który widzę lub który sobie wyobrażam, co rzeczywistość mieszkańców Tokio, często przytłoczonych przez to miasto. Sposób, w jaki ci ludzie starają się walczyć z otoczeniem, to projekcja mojej wyobraźni; pokazuję, co moim zdaniem człowiek powinien robić, by przywrócić świadomość swojego istnienia - także świadomość swojego ciała.

- Japońskie społeczeństwo jest masą, w której nikt nie chce się wyróżniać. Pana bohaterowie są indywidualistami, alienują się, mają problem z tożsamością - w “Tetsuo" dwaj “niepełni" rywalizujący ze sobą mężczyźni dopiero po połączeniu w jeden mechaniczny twór stają się kimś “pełnym". Jak Pan ocenia współczesne społeczeństwo swego kraju?

- W każdym z moich filmów bohater wychodzi ze świata zbiorowości, od przekonania dominującego w Japonii, że najpierw liczy się grupa, a dopiero później indywidualność. Również “Tetsuo" na początku filmu jest takim właśnie człowiekiem - jednym z wielu. Dążenie do indywidualności budzi się w nim, gdy próbuje wyjść przed szereg.

Życie w społeczeństwie japońskim nie jest łatwe - równowaga między technologią, jaka nas otacza, a człowiekiem jest zachwiana. Japończycy nie nadążają za nowoczesnością i niekoniecznie dobrze się z tym czują.

- Ważnym elementem, szczególnie w ostatnim filmie “Rokugatsu-no hebi" (“Czerwcowy wąż"), jest u Pana erotyka, najczęściej nieszczęśliwie naznaczona: trójkąty miłosne, destrukcyjny wpływ kobiety na mężczyzn, nieudany związek. Mówił Pan o przekraczaniu różnic między ciałem kobiety i mężczyzny. Czy udana, “normalna" miłość kobiety i mężczyzny jest niemożliwa?

- Nie wydaje mi się, żeby niemożliwy był udany związek damsko-męski. Największym problemem jest proces, który ma do niego doprowadzić - trudny i wymagający wysiłku. Tak to wygląda w “Rokugatsu-no hebi", gdzie dotarcie pary głównych bohaterów do ostatniej sceny, w której się kochają, dla obydwojga nie jest najłatwiejszy.

Co zaś do przekraczania granic płci - ja sam bardzo lubię akty, np. autorstwa Helmuta Newtona czy Roberta Mapplethorpe’a. Często mówi się, że wartość handlową mają tylko akty kobiece. Uważam, że piękne jest zarówno ciało kobiece, jak i męskie i że akty obu płci zasługują, by je pokazywać i oglądać. Chciałbym kiedyś zrobić film, w którym będę mógł w takim znaczeniu przekroczyć różnice między ciałem męskim i kobiecym.

- O “Rokugatsu-no hebi" powiedział Pan, że jest “ostatecznym osiągnięciem celu". Co to znaczy?

- Ten film chciałem nakręcić już 20 lat temu. Jego realizacja była przekładana, powstawały inne filmy i “po drodze" tworzyły różne elementy, które ostatecznie znalazły dla siebie miejsce w “Czerwcowym wężu". Z tego punktu widzenia jest on zakończeniem pewnego etapu w mojej twórczości. Mogę odtąd wyrażać się zupełnie swobodnie, nie myśląc, że jest jeszcze coś, co powinno było powstać, a czego dotąd nie ma.

- Jaki zatem będzie Pana następny projekt? Słyszeliśmy o kolejnej części “Tetsuo", tym razem rozgrywającej się w Ameryce...

- “Testuo" powstał jako film eksperymentalny, rodzaj doświadczenia na własne potrzeby. Zapewne także dlatego był to film interesujący. Często dostaję propozycje ze Stanów, jednak nakręcenie trzeciej części we współpracy z Amerykanami niekoniecznie musi przynieść pożądany efekt. Myślę o “Tetsuo w Ameryce", ale chciałbym, by było to kino niezależne. Teraz chcę nakręcić film, który będzie dotyczył związku człowieka i miasta - ma to być opowieść o studencie medycyny, który w czasie zajęć z anatomii będzie miał okazję zastanowić się nad ludzkim ciałem i psychiką.

- Pana filmy są robione przy pomocy różnych technik, stylistyk. Jakie są Pana zdaniem najważniejsze cechy Pańskiego języka filmowego w tej chwili?

- Kiedyś tworząc filmy wychodziłem od obrazu. Teraz zaczynam od opowieści i zastanawiam się, jaki obraz do tej opowieści powinien powstać - to chyba najważniejsza zmiana.

- Często mówi się o Panu jako przedstawicielu kina cyberpunkowego lub postmodernistycznego. Czy uważa Pan się za twórcę cyberpunkowego?

- Z pewnością “Tetsuo" i moje pierwsze filmy lokalizowały mnie w tym gatunku. Ale we wszystkich moich filmach pojawiały się elementy, które przypisywały moją twórczość do tego nurtu. Chciałbym jednak powiedzieć wyraźnie, że nie zamierzam w nieskończoność być identyfikowany jako reżyser cyberpunku.

- Na festiwalu w Cieszynie, w tym samym kinie co Pana filmy, pokazano cztery dzieła Yasujiro Ozu, którego setna rocznica urodzin mija w tym roku. Jaki jest Pana stosunek do jego twórczości? Jacy reżyserzy są dla Pana inspiracją?

- Na pewno bardzo wielu młodych reżyserów japońskich znajduje się pod mocnym wpływem Ozu. Na mnie większy wpływ wywarł raczej Kurosawa, u którego dzieje się więcej i szybciej. Oczywiście widziałem kilka filmów Ozu - tym, co w nich bardzo cenię, jest umiejętność wyraźnego powiedzenia, o co chodzi. Jeśli chodzi o inspirację, to spośród japońskich twórców poza Kurosawą mógłbym wymienić Kumashiro Tatsumi i starsze filmy Imamury Shohei, zaś z reżyserów światowych chociażby Ridleya Scotta, Davida Cronenberga czy Martina Scorsese, którego bardzo lubię.

- Jeden z Pana filmów powstał na podstawie popularnej mangi, w innym sporo jest odniesień do “Kwaidan - opowieści o duchach". Jakie motywy czerpie Pan z tradycyjnej kultury japońskiej? Czy ma Pan w niej jakieś ulubione elementy?

- Oczywiście podziwiam wiele elementów tej kultury, natomiast nie wydaje mi się, bym wykorzystywał je w swojej twórczości. Akcja “Sôseiji" dzieje się w okresie Meiji i do zdjęć wykorzystaliśmy stare budynki z tego okresu znajdujące się w prefekturze Tochii. Gdy tylko zobaczyłem te stare budowle, powiedziałem do siebie: “jakieýone są piękne!". Ale chyba nie ma niczego takiego w tradycyjnej kulturze, o czym mógłbym zdecydowanie powiedzieć, że to właśnie lubię. Kiedyś dawno temu widziałem przedstawienie teatru nô w jego dzisiejszym wydaniu - przy świetle elektrycznym. To raczej nie to samo, co przedstawienie nô grane przy świetle pochodni. Teraz myślę, że już najwyższa pora, by obejrzeć przedstawienie kabuki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Wybrane teksty dostępne przed wydaniem w kiosku
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Wybrane teksty dostępne przed wydaniem w kiosku
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2003