Ten, co przenika nerki i serca

Można spowiedź traktować magicznie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

19.02.2008

Czyta się kilka minut

Spowiedź to tylko jeden z elementów Sakramentu Pojednania. Wszystko zaczyna się wcześniej, kiedy, jak syn marnotrawny z przypowieści, zdaję sobie sprawę, że zgrzeszyłem, i postanawiam: wrócę. Ten etap zwykło się określać jako "rachunek sumienia". Drukowane pomoce w tej materii mogą rzeczywiście pomóc, ale mogą też zaszkodzić. Bywa, że nasz czas przeżyty oceniamy nie przed Bogiem i własnym sumieniem, ale według formularza. Nie wynika z tego, że rachunek sumienia jest niepotrzebny, chodzi o to, żeby rzeczywiście był etapem nawrócenia, przemiany, metanoi. Właśnie wtedy staję przed Wszechwiedzącym, "Doświadcz mnie, Panie, wystaw mnie na próbę, wybadaj moje nerki i serce" (Ps. 26). "Ja jestem Ten, co przenika nerki i serca; i dam każdemu z was według waszych czynów (Ap 2, 23).

Rachunek sumienia nie jest przygotowaniem tekstu, który będę musiał wyrecytować w konfesjonale. Najpierw powinienem uznać przed Bogiem swoje grzechy. W ten sposób oglądać siebie nie jest ani łatwo, ani przyjemnie. Stąd chęć ucieczki w ogólnikowe konstatacje "jestem grzesznikiem" lub zatrzymanie się na przepisach "rytualnych": opuszczonych Mszach św. niedzielnych, zaniedbanych modlitwach, łamaniu przepisów postnych, ewentualnie na przekleństwach, bez wchodzenia w to, co stanowi moją prawdziwą egzystencję.

Jezus nie zostawił nam zwartego kodeksu etycznego. Kodeks zawsze można jakoś obejść, zawsze można go interpretować na własną korzyść i być "w porządku". Jemu nie chodziło o to, żebyśmy byli w porządku. Jemu chodzi o nas: o to, byśmy przyjęli Jego miłość do nas, byśmy zaufali Jego miłości.

Lekturą wprowadzającą w rachunek sumienia może być Kazanie na Górze (Mt 5 - 7). Na wstępie Jezus mówi: "wasza sprawiedliwość ma być większa niż faryzeuszów i uczonych w Piśmie". Z dalszego ciągu wynika, że sprawiedliwość tych dwóch grup przywiązywała wagę do zachowań zewnętrznych, a On oczekiwał sprawiedliwości sięgającej wnętrza człowieka. Zabójstwo zrównuje z wewnętrznym stanem gniewu na brata, składanie darów w świątyni uzależnia od pojednania z tym, który (słusznie lub bez racji) ma coś przeciwko mnie. Nie wystarczy Mu, że nie popełniasz cudzołóstwa, jeśli cudzołożysz w myślach i marzeniach. Dzieleniu kłamstw na większe i mniejsze przeciwstawia: "niech twoja mowa będzie tak, tak; nie, nie". Żadna formalność nie usprawiedliwia zła "odprawienia żony", przebaczenie jest jedyną dopuszczalną bronią wobec agresora, który uderza mnie w policzek; nie wystarczy miłować przyjaciół, trzeba także nieprzyjaciół; dzielić się z potrzebującymi (nie udawać, że się nie widzi naciągającego na kolejną pożyczkę), a pomoc bliźnim ma być świadczona bez rozgłosu.

Kiedy Jezus mówi o miarach Bożego sądu (Mt 25), nie wspomina o praktykach religijnych, nawet zdaje się nie przywiązywać nadmiernej wagi do wiary. Kryterium jest przyjście z pomocą potrzebującemu: głodnemu, spragnionemu, nagiemu, choremu, uwięzionemu. Ci, którzy to uczynią, są zbawieni, nawet jeśli nie wiedzieli, że to, co czynią, jest aktem religijnym.

Ten fragment jest ważny dla tych, którzy lubią powtarzać, że nic złego nie czynią. Bo w sytuacjach wymagających działania złem jest swego rodzaju nieuwaga. Jak lewita z przypowieści o dobrym Samarytaninie, który pobożnie spiesząc do świątyni, obojętnie minął pobitego przez zbójców człowieka.

Jest jeszcze przypowieść o talentach (także Mt 25), czyli o zmarnowanych możliwościach danych nam przez Boga.

Lektura Ewangelii nie jest jedynym sposobem robienia rachunku sumienia. Można stanąć w prawdzie o sobie przed Bogiem i własnym sumieniem, wychodząc mniej lub bardziej z doświadczenia własnych win, ale i tu nie wystarczy się zatrzymać na powierzchni. Trzeba sięgnąć głębiej. Weźmy najbanalniejszy "rachunek sumienia" i jakże niby banalne wzywanie imion świętych. Można na tym się zatrzymać, ale można iść dalej. Czy nie jest tak, że imię kogoś dla mnie ważnego, kogoś drogiego, nawet jeśli zjawia się przypadkiem, w przypadkowym kontekście, zawsze budzi jakąś reakcję? Nie sposób imion osób drogich wymawiać obojętnie. Kim są więc dla mnie ci, których imiona wykrzykuję, kiedy się sparzę albo wykręcę nogę w kostce? Kim jest dla mnie On, którego imię jest jak byle jaki przerywnik? Albo tzw. drobne kłamstwa... może warto zapytać, kiedy kłamię? Drobne kłamstwa (brzmi to niewinnie) to może być tchórzostwo, ucieczka od odpowiedzialności za swoje czyny, chciwość, próżność, lenistwo i tak dalej.

Poczucie winy często wiąże się ze sferą seksualną. Nawet stawia się katolickiemu wychowaniu zarzut, że wpajanie w tej dziedzinie poczucia winy jest nerwicogenne. Coś w tym jest. Tymczasem punktem wyjścia jest wdzięczność za dar i pytanie o myśl Boga, który tak człowieka stworzył, obdarzając go biologią, rozumem, wolą i zdolnością kochania.

Poważny wgląd w siebie przed Bogiem i własnym sumieniem powinien poprzedzić spowiedź. Kościół, który "dysponuje" sakramentami, wymaga wyznania tylko grzechów ciężkich, czyli śmiertelnych, a więc: poważnych, świadomych i dobrowolnych. Inne wyznać można, lecz nie ma takiego obowiązku. Bóg zna całą prawdę o mnie, ksiądz w konfesjonale nie i znać jej bynajmniej nie musi. Rachunek sumienia dzieje się między mną i Bogiem. Wyznanie grzechów na spowiedzi: pomiędzy mną, Bogiem i wspólnotą Kościoła reprezentowaną przez księdza. On zaś, by udzielić rozgrzeszenia, musi mieć moralną pewność dotyczącą świadomości winy, żalu i chęci nawrócenia (ale nie tego, że to się uda) penitenta oraz gotowości do naprawienia wyrządzonego przez niego zła. Co do tego czasem musi się upewnić, ale jak ognia powinien się wystrzegać zbędnych, czasem niedyskretnych pytań.

Jedni przychodzą do spowiedzi, by otrzymać sakramentalny znak odpuszczenia grzechów i pojednać się z Bogiem, inni szukają poza tym rady, wsparcia, pociechy, rozmowy z kimś, komu - mają nadzieję - ich życie nie jest obojętne. Dobrze więc, jeśli ksiądz nie będzie się wdawał w rozmowę z kimś, kto jej nie pragnie, i odwrotnie: dobrze, jeśli jest gotowy rozmawiać z tym, który tego oczekuje.

Dodam, że łatwo się pomylić, bo niestety, rozpoznanie nie zawsze jest dla spowiadającego oczywiste.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2008