„Tarantella”

"Tarantella"Lars DanielssonACT

19.05.2009

Czyta się kilka minut

Średniowieczny traktat "Sertum papale de venesis" z 1362 r. wspomina o tym, że tarantula w momencie ukąszenia śpiewa melodię, którą chory musi potem usłyszeć, by wrócić do zdrowia. Stąd się wzięła tarantela - tradycyjny taniec z południa Włoch, oparty na ludowej wierze w tajemną współzależność muzyki i jadu. Coś w tym jest, bo na albumie Larsa Danielssona oprócz leku na banał muzyki popularnej wyraźnie pobrzmiewa też głos pająka: kuszący miałko sentymentalną, konfekcyjną nastrojowością.

Przy okazji wydanego dwa lata temu "Pasodoble", nagranego przez Danielssona z Leszkiem Możdżerem, można było mieć wątpliwości, czy duet aby nie za mocno celuje w listy przebojów, łudząc ucho muzyką przyjemną, ale błahą i przewidywalną. Na "Tarantelli" dzieje się ciekawiej, także dlatego że skład został powiększony, ale frapująca trąbka Mathiasa Eicka (zmysłowo rozwibrowana w "Pegasusie" albo sugestywnie melancholijna w "Madonnie"), efektowna gra na instrumentach perkusyjnych Erica Harlanda (szczególnie partia na kongach w niepokojącym, pełnym dreszczy "1000 Ways") i budująca dalekie plany gitara Johna Parricellego momentami tylko pogłębiają wrażenie, że muzycy są "za dobrzy" jak na przeciętne kompozycje. Mamy tu niewątpliwie świetny utwór tytułowy (gdzie na swingującym szkielecie oparto efektowny temat taranteli o narastającej dynamice kolejnych nawrotów), mamy ambitnie pomyślany "Introitus" (Możdżer na klawesynie plus drobna siateczka brzmieniowych rys i pęknięć jak na fresku), mamy zagrane samotnie przez Danielssona na wiolonczeli "Traveller’s Wife" (kojarzące się z wiolonczelowymi suitami Bacha lub z jeszcze wcześniejszymi utworami na wiolę da gamba). Ale mamy też sporo dźwiękowej waty i plumkania ("Melody On Wood", "Traveller’s Defence", "Across The Sun"), którymi łatwo się znudzić.

Można się zastanawiać, dlaczego - pojawiające się w recenzjach "Tarantelli" - "połączenie jazzu i muzyki klasycznej" jest aż tak łatwe, tak niewiele wymagające od słuchacza. I czy odniesienia do muzyki romantyzmu oraz impresjonizmu (Możdżer, trzeba to przyznać, świetnie czuje "klasyczną" frazę) plus jazzowa pulsacja nie nobilitują nadmiernie muzyki, która ma po prostu miło wypełnić czas i sprzedać się w nakładzie czyniącym płytę - "złotą". Chyba że to pomieszanie wartości jest konieczne, a współczesna wersja rytuału tarantella terapeutica takiego właśnie współistnienia "muzyki i jadu" wymaga.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2009