Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy po XIX-wiecznych wojnach opiumowych dzieje Azji wzbogacą się o „wojnę czipową” – a jej ofiarą padnie Tajwan, uważany przez Pekin za zbuntowaną prowincję?
Chiny, których gospodarka dość szybko strząsnęła z siebie pandemię (wstępne szacunki mówią o wzroście PKB o 2,3 proc.), ze wzmagającą się irytacją śledzą problemy z dostępnością procesorów wykorzystywanych nie tylko w produkcji elektroniki, ale również w motoryzacji, medycynie, AGD czy w branży maszynowej. Na początku 2020 r. dostawcy czipów zmniejszyli produkcję, szykując się na globalną recesję, ale nie wzięli pod uwagę, że spadek zapotrzebowania na czipy w jednych branżach może zostać z naddatkiem zrekompensowany wzrostem popytu w innych. Tak też się stało – wielki apetyt na procesory mają dziś zwłaszcza producenci sprzętu medycznego oraz motoryzacja, która złapała wiatr w żagle dzięki inwestycjom w logistykę.
Lwią część globalnego popytu zaspokajają fabryki amerykańskiego Intela i AMD, południowokoreańskiego Samsunga oraz tajwańskiej firmy TSMC. Właśnie ta ostatnia ma dla Pekinu znaczenie kluczowe, bo zaopatruje większość chińskich marek rywalizujących z amerykańskimi i koreańskimi konkurentami. W USA gubernatorzy ośmiu stanów zaapelowali już do prezydenta o ograniczenie eksportu amerykańskich czipów, których brakuje rodzimej gospodarce. Podobny krok rozważa Seul. Zdaniem niektórych obserwatorów kryzys procesorowy może skłonić Pekin do dalszego zaostrzania polityki wobec Tajpej. ©℗