Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Obojętność… Kto nie cierpiał z powodu obojętności innych wobec siebie? Papież Franciszek jednak chce, byśmy tym razem pomyśleli o własnej obojętności wobec innych. Ponieważ pisze do wierzących, spokojnie przywołuje przykład Boga, któremu „zależy na każdym z nas, [który] zna nas po imieniu, troszczy się o nas i nas szuka, kiedy Go opuszczamy”, Boga, któremu „miłość nie pozwala być obojętnym na to, co nam się przydarza”. Papież nie podejmuje pytań zwykle stawianych w tym kontekście: o cierpienie niewinnych, o niewysłuchane modlitwy itp., ale szybko naprowadza na to, o co mu chodzi. W naszych czasach, w których egoistyczna postawa obojętności przybrała rozmiary światowe, Kościół – i w ogóle chrześcijanie – mają być świadkami nieobojętnego Boga. Jesteśmy po to, żeby przezwyciężyć tę globalną obojętność! – mówi Franciszek. Nie można dopuścić, by „lud Boży zobojętniał i zamknął się w sobie”.
A „śmiertelne zamknięcie” – obojętność – grozi także i nam, chrześcijanom. Franciszek nie omawia szczegółowo przejawów chrześcijańskiej obojętności, szczegółów jest dosyć w całym jego nauczaniu. Myślę, że w wymiarze instytucji to kwestia odpowiedzi na ewangeliczne pytanie, „czy szabat jest dla człowieka, czy człowiek dla szabatu?”. Człowiek jest dla szabatu wtedy, gdy dla dobra instytucji (nie Mistycznego Ciała Chrystusa) poświęca się dobro człowieka, kiedy pieniądz służy zdobieniu fasady, zewnętrznemu blichtrowi i wygodzie „personelu”, a nie ubogim, kiedy miarą szacunku dla człowieka są tytuły, urzędy, stanowiska. Bo instytucja nie jest celem, a Kościół nie może być „zasklepiony na samym sobie”. Musi „wejść w relację z otaczającym go społeczeństwem, z ubogimi i dalekimi”. Parafie i wspólnoty – znaki obecności Kościoła – mają sens wtedy, gdy są „wyspami miłosierdzia na morzu obojętności”.
A ja sam? „Gdy mam się względnie dobrze i żyję wygodnie, zapominam o ludziach, którzy nie mają się dobrze”. Łatwo „się chronimy w miłość uniwersalną, (…) zapominając o Łazarzu, który siedzi przed naszymi zamkniętymi drzwiami”. Zresztą „mamy przesyt wstrząsających wiadomości i obrazów, które nam opowiadają o ludzkim cierpieniu”, i w rezultacie tracimy wrażliwość lub przynajmniej obezwładnia nas nasza bezsilność, niemożność skutecznego działania.
Co robić, pyta papież, aby nie dać się wciągnąć w tę spiralę przerażenia i bezsilności?
O tym właśnie jest list (Orędzie) Franciszka. Chciałbym tylko ostrzec przed pochopnym oskarżaniem o obojętność tych, którzy są nieobojętnymi realistami. Czy na pewno takie decyzje, jak np. o zamknięciu nierentownych kopalń, to obojętność? Nie zawsze spełnienie wszystkich oczekiwań czy uleganie wszystkim roszczeniom oznacza wrażliwość i troskę o bliźniego, a odmowa nie zawsze oznacza obojętność.
Pod koniec orędzia papież stwierdza, że „serce miłosierne nie znaczy serce słabe. Kto chce być miłosierny, musi mieć serce mocne, stałe, niedostępne dla kusiciela, a otwarte na Boga”. Często dalekowzroczność, branie pod uwagę granic możliwości i świadomość konsekwencji zaspokojenia roszczeń odczytuje się jako obojętność, a jest wprost przeciwnie.
Obojętność jest straszna, ale głupia spolegliwość może być jeszcze straszniejsza.
©℗