Sztuka ograniczeń

Kryzys finansowo-gospodarczy wstrząsa nie tylko fundamentami naszego dobrobytu, lecz również naszej mentalności i kultury. Aby przetrwać, potrzebujemy nowych wartości.

01.06.2010

Czyta się kilka minut

/ fot. Jorge Vicente / stock.xchng /
/ fot. Jorge Vicente / stock.xchng /

Zaczęło się jako krach finansowy, przeszło w kryzys gospodarczy, objęło rynek pracy, ogarnęło sferę ubezpieczeń społecznych, spowodowało wzrost i tak już zbyt wysokiego długu państw, zachwiało poczuciem zaufania - walutą, która jest najważniejsza, choć często bywa wypierana jako swego rodzaju tło. Wszystkie te zjawiska składają się na coś więcej niż kryzys gospodarczy.

W rzeczywistości mamy dziś do czynienia z kryzysem społecznym i kulturowym, z kryzysem w podejściu do życia, z kryzysem mentalności. Domaga się on od ludzkości tego samego, czego domagał się Rainer Maria Rilke: "Musisz życie swe odmienić". Bez takiej odmiany ziemia wyschnie - z powodu ludzkiej żądzy.

De-moralizacja nowożytnych

Pierwotnie żądza była równoznaczna z pozytywnie ocenianym pożądaniem. Człowiek różni się od zwierzęcia swego rodzaju nadwyżką napędu, nadwyżką energii. Nadwyżka ta umożliwia wspaniałe dokonania, które są dziełem człowieka. Sama w sobie nie tłumaczy naszego braku umiaru. Porównujemy się z innymi i chcemy, by wiodło się nam przynajmniej tak samo jak im. Łącząc konkurencję i zazdrość, pragnienie to może skutkować żądzą posiadania, żądzą zaszczytów czy żądzą panowania.

Ludzkość nie byłaby zdolna przetrwać, gdyby nie wynalazła antidotum na brak umiaru. Było to zgodne z naszym przewodnim wzorcem postępowania: nie liczyć na innych, lecz zmieniać siebie. Antidotum tym jest rozwaga - kolejna z istotnych tutaj wartości.

Oczywiście, brak umiaru zawsze dawał się zauważyć w dziejach ludzkości. Dlaczego miałby on być dziś bardziej niebezpieczny dla niej niż niegdyś? Otóż, z jednej strony swoiste obciążenie rozpoczęło się już dawno. Wzrost demograficzny trwa od tysięcy lat; pustynnienie sięga czasów antyku. Nowym zjawiskiem jest natomiast kumulacja obciążeń, która w globalnej skali przewyższa zdolności regeneracji. Do tego dochodzi przyspieszenie tego przeciążenia.

Zagrożenie potęguje zaś następny czynnik: przez stulecia uważaliśmy brak umiaru za grzech śmiertelny, tak jak rozwagę za cnotę. Jednak w okresie XVI?XVIII w. nastąpiła radykalna zmiana mentalności: zazdrość zaczęła być postrzegana jako kompetencja gospodarcza, a żądza posiadania jako godzien pochwały zmysł do interesów. De?moralizacja ta usunęła hamulce moralne. A gdy przestajemy negatywnie oceniać żądzę, zmienia się - aż po same korzenie - nasz świat wartości.

Ciemna i jasna strona żądzy

Czy zatem musimy dziś cofnąć tamto usunięcie hamulców moralnych? Zgodnie z ekstremalną krytyką gospodarczą, kapitalistyczna forma gospodarki jest skazana na niepowodzenie. Nowożytna zmiana myślenia przyczyniła się bowiem do ludzkiej pomyślności. Bez wspomnianego przewartościowania - trudno zaprzeczyć - nie dałby się wyjaśnić tryumf kapitalistycznej gospodarki rynkowej, dzięki któremu żyjemy w warunkach dobrobytu, nieznanego wcześniejszym pokoleniom.

Adam Smith, jeden z najważniejszych teoretyków gospodarki - który zresztą najpierw zajmował się filozofią moralności - w tym sensie chwali wolny rynek, bynajmniej nie z uwagi na zyskowność przedsięwzięć. Przeciwnie, zwraca uwagę, że zarobki są wysokie, ceny niskie, a profity relatywnie skromne. Podkreśla więc korzyści, jakie wolny rynek przynosi większości społeczeństwa. Czy mielibyśmy z nich zrezygnować; czy mielibyśmy zapomnieć, że dzięki nim kwitną szkoły i uniwersytety, nauka i sztuka, że system ochrony zdrowia i państwo opiekuńcze mogą liczyć na niezbędne środki?

Diagnoza, która leży u podstaw skrajnej krytyki kapitalizmu, jest nieprecyzyjna. Bardziej precyzyjna diagnoza dostrzega w gospodarce działanie dwu różnych czynników. Czynnikiem formalnym jest wzrost efektywności, niezależny od celu przedsięwzięć, czynnikiem materialnym zaś siła napędowa, która chce "coraz więcej i coraz więcej nowego".

Pierwszy z tych czynników - pozbawiona pęt racjonalność ekonomiczna - przynosi chwalebne osiągnięcia. Motywuje do obniżania kosztów czy do oszczędnego użycia materiałów, w tym zasobów naturalnych. Niebezpieczeństwo wiąże się dopiero z drugim czynnikiem - żądzą, która dominuje i po stronie podaży, i po stronie popytu. Czynnik ten sprawia, że gospodarka żyje ponad stan. Rezygnacja z niego byłaby jednak irracjonalna. Żądza pobudza bowiem do kreatywności, odwagi i wysiłku, a także do etosu pracy i do oszczędności, co służy dobru wspólnemu.

Uczniowie czarnoksiężnika

Przypomnijmy balladę Goethego "Uczeń czarnoksiężnika": mistrz wyjeżdża, uczeń chce mu dorównać. Wyzwala siły, nad którymi nie jest w stanie zapanować. Bez interwencji mistrza doszłoby do katastrofy. Ten literacki wzorzec podpowiada nam precyzyjniejszą diagnozę i merytoryczną terapię. Potencjał sił dostępnych dla człowieka nie powinien pozostawać bezużyteczny. Nie można im jednak pozwolić na niekontrolowane przejawianie swej dynamiki. Ich znajomość pozwala wyznaczyć im ograniczenia. Po pierwsze, pozbawia je ich bezmiaru - oswaja je. Po drugie, każe im służyć ludzkim celom, podporządkowuje je dobru ludzi.

Spróbujmy przenieść ten wzorzec na sferę gospodarki. Niewątpliwie, uczeń czarnoksiężnika ma zbyt wielu odpowiedników - zarówno po stronie pracobiorców, konsumentów czy klientów, jak i po stronie przedsiębiorców. Zbyt wielu z nas chce posiadać zbyt wiele.

Filozofowie nie są moralistami. Uważają dobroczynność za przejaw humanitaryzmu; cieszą się, gdy uczestnik życia gospodarczego ma świadomość swych celów. Każdy chce poczucia satysfakcji i aprobaty, krótko mówiąc - poczucia szczęścia. Stąd niezbędna jest trzecia wartość: życiowa roztropność. Badania empiryczne potwierdzają: szczęście tylko w niewielkim stopniu zależy od dobrobytu. W minionych dziesięcioleciach mieliśmy na Zachodzie wysoki dobrobyt, a wcale nie czuliśmy się szczęśliwsi.

Dlatego zmiana myślenia w kwestii zarobku menedżerów bynajmniej nie jest utopią. Europa nauczyła się, jak swą gotowość do prowadzenia wojen, która dominowała przez stulecia, zamieniać w pokojową rywalizację. Podobnie miłość menedżerów do pieniądza powinna dać się transformować, przynajmniej po części, w miłość do waluty, która jest bardziej opłacalna, jeśli chodzi o poczucie szczęścia: szacunek w cudzych i własnych oczach.

Nowy etos dla świata

Za kryzys gospodarczy, a także za pomoc dla Grecji będą musiały zapłacić nasze dzieci. Ogromne zadłużenie państw, wiążące się z przewagą ich wydatków konsumpcyjnych nad wydatkami inwestycyjnymi, nieraz zagrażało stabilności środków, jakie przeznaczamy na nasze dzieci, na kształcenie, naukę i badania, a także, last but not least, na kulturę.

Aby móc przeciwdziałać tego typu zagrożeniom, polityk potrzebuje cnoty, która zasługuje na rangę czwartej z głównych wartości. Nie będzie zdolny przeciwstawić się żądaniom finansowym swej klienteli politycznej, jeśli nie będzie miał odwagi - która powołuje się na pierwszą z wartości, na sprawiedliwość, w tym przypadku na sprawiedliwość wobec przyszłych pokoleń. Odwaga ta nie boi się przełamywać samowoli świata gospodarki i finansów, strzegąc prymatu polityki demokratycznej.

Poprawie sytuacji ekonomicznej i ekologicznej świata służą co najmniej trzy czynniki. Nauka i technika zapewniają wiedzę, dzięki której niejednokrotnie możemy uniknąć marnotrawienia sił naturalnych. Racjonalność ekonomiczna mówi nam, jak zaspokajać potrzeby przy użyciu minimum środków. Ale najpierw potrzeby muszą stać się bardziej skromne. Dlatego trzecim czynnikiem będzie nowy etos ogólnoświatowy: rozwaga.

Rozwagę - jako ogólnoświatową kulturę umiaru - wykształcić nie jest łatwo. Ale też nie jest przesadnie trudno. Doświadczenie życiowe uczy nas bowiem, że potrafimy się zadowalać mniejszym, jeżeli innym nie wiedzie się wyraźnie lepiej od nas. Już choćby z tego powodu, że lubimy zazdrościć bliźnim, apelowanie do umiaru nie będzie specjalnie efektywne. Nie można w tej kwestii zachowywać się jak uczestnicy debat klimatycznych, którzy postulują: "Najpierw niech się inni ograniczą".

Dziś ponownie nastał popyt na sprawiedliwość. Gospodarka musi wpisywać się w porządek ekonomiczny kraju, a gospodarki poszczególnych krajów muszą wpisać się w coraz bardziej globalny porządek gospodarczy. Wymaga on globalnego porządku prawnego - to piąta wartość. Globalny porządek prawny pozwoli ukonstytuować się formie gospodarczej, która pomoże zlikwidować niebywały spadek zaufania i budować, na całym świecie, cywilizowaną gospodarkę rynkową.

Różne drogi do dobrobytu

Rezygnacja nigdy nie jest powodem do szczęścia. Dlatego niezbędne są pozytywne alternatywy dla dobrobytu materialnego - pozaekonomiczne wartości, na czele których stawiam zmysł wspólnotowy, pobudzany przez pytanie: dlaczego chcemy żyć "w dobrobycie", lecz nie "dla dobrobytu"? Trywialne spostrzeżenie: dobrobyt materialny polega na teraźniejszej obfitości środków, dzięki którym można realizować przyszłe potrzeby. Obok obfitości środków istotne jest poczucie bezpieczeństwa. Ponieważ człowiek jest zdolny spoglądać w przyszłość, już dziś dokucza mu jutrzejszy głód. Stąd dobrobyt pełni dwojaką służbę. Bezpośrednio pozwala się sycić jutrem, pośrednio zaś dniem dzisiejszym - pokonywać obecne lęki. W obu przypadkach jest tylko narzędziem; a narzędzia, jak wiadomo, są wymienne. W tym sensie do dobrobytu może prowadzić też inna droga, znacznie pewniejsza: poczucie dobrobytu ma każdy, kto uwolnił się od manii zakupów.

O kolejnej wartości pozaekonomicznej przypomina Camus, gdy chwali czas, kiedy pobierał nauki w szkole. Zaspokajała ona "głód, który dla dziecka był ważniejszy niż dla dorosłego - głód odkrywania". Zresztą, ta wolna od nastawienia na korzyści ekonomiczne żądza wiedzy otwiera przed gospodarką szansę inwestowania w dziedzinie kultury i kształcenia. Dzięki działalności gospodarczej społeczeństwo uzyskuje środki na utrzymanie. Dzięki prawu, demokracji i prawom człowieka społeczeństwo czyni zadość podstawowej wartości politycznej: wolności idącej w parze ze sprawiedliwością. Ale swą spójność zawdzięcza językowi, a także nauce i filozofii. Jak również - last but not least - muzyce, architekturze i sztuce.

Przełożył Grzegorz Sowiński

OTFRIED HÖFFE (ur. 1943 w Leobschütz / Głubczycach na Górnym Śląsku) jest filozofem polityki, profesorem uniwersytetu w Tybindze, autorem kilkudziesięciu książek. Tekst ukazał się pierwotnie w dzienniku "Die Welt". Śródtytuły od redakcji "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2010