Święty zjadaczy chleba

W przypadku św. Jana Pawła II nie wolno się nam zatrzymać na poziomie cudowności, obrazków, pomników i pomniczków. Trzeba robić rachunek sumienia, zwłaszcza z dziewięciu lat jego nieobecności. Z kard. Kazimierzem Nyczem, metropolitą warszawskim, rozmawia Marek Zając

27.04.2014

Czyta się kilka minut

Pielgrzymi czekający w kolejce przed sklepem z pamiątkami, Watykan, 26 kwietnia 2014 r. / Fot. Jeff J. Mitchell / GETTY IMAGES
Pielgrzymi czekający w kolejce przed sklepem z pamiątkami, Watykan, 26 kwietnia 2014 r. / Fot. Jeff J. Mitchell / GETTY IMAGES

MAREK ZAJĄC: No i co teraz z tą świętością?

Kard. KAZIMIERZ NYCZ: Ta kanonizacja to szansa na nowe otwarcie. Okazja do podwójnego rachunku sumienia. Na początek: z prawie 27 lat pontyfikatu Jana Pawła II. Ta refleksja odsłoni, że o papieżu wciąż jednak wiemy niewiele. Podczas różnych sympozjów poprzedzających kanonizację sam się zorientowałem, ile jeszcze mam do odkrycia w jednym czy drugim fragmencie papieskich encyklik, o ich całości nie wspominając. Fascynujące jest, jak np. rozwijały się, ewoluowały i pogłębiały jego eklezjologia, antropologia czy personalizm.

Jednak jeszcze ważniejszy jest drugi rachunek: z tych 9 lat, odkąd nie ma go z nami. Co się w tym czasie stało? Czy trwamy przy tym, czego uczył nas o Bogu, Kościele i człowieku? Czy jego nauczanie i świadectwo chociaż w minimalnym stopniu umiemy realizować na wzór świętego? Już 20 lat temu powtarzałem, że Jan Paweł II nie przyszedł do nas z własną nauką, ale potrafił odkrywać i przybliżać Słowo Boże oraz doktrynę Kościoła. Powtarzam: czy po tych 9 latach nie zatraciliśmy czegoś z tego, co pozostawił nam w testamencie? Czy czasem papież nam się nie oddalił?

W jakim sensie?

Pewna generacja mało już Jana Pawła II zna. Może to także wina naszego pokolenia, żeśmy o papieżu nie potrafili mówić tak, by pokazać żywego człowieka? Świętego, którego świętość nie oddalała od świata i ludzi, ale była zwyczajna, przejawiała się w codzienności? Może nie umieliśmy pokazać, że to nie postać z obrazka, ale człowiek z krwi i kości, który chodził między nami i realizował tę spójność, będącą podstawą świętości: szukał Boga, gdy się modlił i otwierał mistycznie, ale zarazem szukał Boga w drugim człowieku?

Chce Ksiądz Kardynał powiedzieć, że fala opada?

Ja to wszystko mówię po to, żeby nie opadła. Oczywiście jest nieco powodów do bicia się w piersi – nigdy cudze, zawsze własne. To kluczowe, żeby rachunek sumienia robić sobie, a nie innym.

Każde porównanie jest kulawe, ale ośmielę się powiedzieć, że z kanonizacją jest jak z apostołami po śmierci Jezusa. Pamiętali Mistrza takim, jakim był na ziemi, i musieli się nauczyć Jego nowej obecności. Dlatego im mówił, że pożyteczne jest Jego odejście; w przeciwnym razie nie przyjdzie Duch Święty. Ale w tamtym momencie byli pogubieni, ciągle im czegoś brakowało. Podobnie jest z nami. Oczywiście wierzymy, że papież jest w Domu Ojca, żeby wstawiać się za nami. Być dla nas wzorem i przykładem. Ale tę jego nową obecność musimy pojąć, odkryć – począwszy od jego obecności w liturgii, przez obecność w naszych modlitwach, po inspirację płynącą z jego pism. To jest właśnie ta szansa związana z kanonizacją, którą musimy wykorzystać, jeżeli fala ma nie opaść.

A może ze świętymi jest jak z wielkimi wydarzeniami: czasem po latach milczenia albo krytyki powracają z wielką siłą, w nowym kontekście. Tak dzieje się np. z Powstaniem Warszawskim. Może dziś niektórzy czują przesyt papieżem, ale wkrótce niedoceniany teraz wątek jego nauczania odnowi oblicze ziemi?

Jestem optymistą. Jego obecność nadal jest duża. Nawet politycy wiedzą, choć nie zawsze chcą to przyznać, że wśród wielu postaci mających decydujący wpływ na wydarzenia 1980 i 1989 r. na pierwszym miejscu jest Jan Paweł II.

Święci są wciąż obecni w naszych modlitwach, częściej niestety jako wstawiennicy w prośbach o coś – jak Antoni Padewski czy ojciec Pio. Na pierwszy plan wysuwają się prośby i cuda, w mniejszym stopniu chodzi o ich naśladowanie. Ale już Franciszek z Asyżu to jedno i drugie; pomaga i inspiruje. Jego propozycja radykalnego ubóstwa okazała się charyzmatem ponadczasowym. Nawet jeżeli współczesny człowiek jest mocno uwikłany w sprawy materialne – nie znaczy to, że nie ma w nim pragnienia, żeby jakoś Franciszka naśladować. Czuje przecież, że mamona nie powinna rządzić jego życiem. Także w przypadku św. Jana Pawła II nie wolno się nam zatrzymać na poziomie cudowności, obrazków, pomników i pomniczków… Nie twierdzę, że ich w ogóle nie powinno być, ale trzeba to robić rozsądnie. Nie wolno zatrzymać się też na kulcie relikwii – one są ważne, ale dopiero na trzecim miejscu w porządku kultu świętego. Na pierwszym jest modlitwa wstawiennicza, na drugim – naśladowanie, w czym musi się zawierać poznawanie życia, pontyfikatu i nauczania. Kto przewróci tę hierarchię, wyrządzi krzywdę nie tylko sobie, ale też poważnemu, pogłębionemu kultowi Jana Pawła II. Poza tym pamiętajmy, że to Boga wielbimy w jego świętych.

Kilka lat temu dyskutowałem z pewnym księdzem, w jakim stopniu Polska zmieniła się dzięki Janowi Pawłowi II. Powiedział: „Gdybyś miał doświadczenie konfesjonału, zorientowałbyś się, ilu ludzi zmieniło życie pod jego wpływem”. Kłopot w tym, że spowiedź okrywa tajemnica, a nam pozostaje to, co widoczne. 9 lat po jego śmierci życie publiczne w naszym kraju jest skażone nienawiścią jak nigdy dotąd.

To prawda. Ale raz jeszcze wracam do myśli, że musimy zacząć od siebie. Kiedy Jezus mówi o nawróceniu, wcale nie ogłasza: „Nawracajcie innych”. Mówi: „Nawracajcie się”. Gdyby tak naprawdę wszyscy, każdy człowiek chcący żyć według Ewangelii, czyli choćby tylko my, chrześcijanie, zrobili taki rachunek sumienia sobie, nie innym – suma nawrócenia byłaby większa. Też nie chcę odnosić się do spowiedzi, bo to tajemnica. Ale nawet poza konfesjonałem spotykam wielu ludzi, których papież – także po śmierci – przyprowadził do Chrystusa, na drogę uczciwszego życia.

Nie chcę trywializować, ale trudno przejść do porządku dziennego nad tym, że Sejm nie potrafił przyjąć przez aklamację uchwały z okazji kanonizacji.

Mnie też to sprawiło przykrość. Akurat byłem w Sejmie w dniu, w którym awantura się nasiliła do maksimum. Otwierano tam – w związku z kanonizacją – świetną wystawę, z mocno wyeksponowaną wizytą Jana Pawła II w polskim parlamencie w 1999 r. Było mi smutno, bo nasz parlament – jeden z niewielu na świecie, w którym papież powiedział słowa niezwykle ważkie – nie potrafił wznieść się ponad politykę i robienie kampanii ze wszystkiego.

Rozumiem, że społeczeństwo jest pluralistyczne i dla wielu niewierzących kanonizacja czy świętość to puste słowa. Jeżeli jednak w uchwale napisze się o zasługach papieża w wymiarze nie tylko religijnym, ale i patriotycznym czy narodowym… Jeżeli nawet są posłowie, którzy nie uznają znaczenia Jana Pawła II w wydarzeniach sprzed 35 i 25 lat, na pewno nie zaprzeczą, jak wielką rolę odegrał dla promocji Polski w świecie. A jeżeli parlamentarzyści przewidywali taki finał i efekt, który poszedł na cały świat – nie wiem, czy nie byłoby lepiej powiedzieć, że nas na taki gest po prostu nie stać, przepraszamy i koniec.

Jak wypada rachunek sumienia z tych lat dla naszego Kościoła?

Nie powinniśmy robić rachunku zbyt wąsko – pytając tylko, na ile pamiętamy o papieżu; na ile się rozczulamy, słysząc o św. Janie Pawle II. Musimy rozliczyć się z tych wszystkich spraw, na które zwracał uwagę. Jakie jest moje rozumienie Kościoła, moje bycie w Kościele? Moja modlitwa? Słuchanie Słowa Bożego? Albo kwestia szczególnie dla Jana Pawła II ważna, czyli Kościół bez sztucznego i sztywnego podziału na my i wy, na czynnych i biernych, duchownych i świeckich. Czy możemy mówić, że naprawdę cały nasz Kościół jest ewangelizujący i ewangelizowany? Bądź też inna sprawa: troska papieża o intelektualne podbudowanie wiary. To nie jest związane tylko z jego byciem filozofem i profesorem, spotkaniami z naukowcami w Krakowie i Castel Gandolfo. Tu chodzi o wszystko, co czynił w przekonaniu, że bez nauki i kultury wiara będzie wisieć w powietrzu. O wszystko, co znalazło swą syntezę w encyklice „Fides et ratio”. Dziś przy całym popycie na cudowności, na prywatne objawienia – oto wielkie pytanie do rachunku sumienia dla Kościoła współczesnego.

Tuż po śmierci papieża często mówiło się: „Jan Paweł Wielki”. Dziś słyszy się to rzadko. Dlaczego?

Papieża nie ogłasza się wielkim tuż po śmierci ani przy kanonizacji. O tym przesądza historia. Jestem jednak przekonany, że – oceniając w przyszłości XX wiek, który w ogóle miał szczęście do dobrych papieży – pontyfikat Jana Pawła II będzie uznawany nie tylko za jeden z najdłuższych, ale też wielki.

Tak samo zresztą uważam, że do historii jako wielki pod względem doktrynalnym i teologicznym przejdzie pozostający teraz nieco w cieniu pontyfikat Benedykta XVI. Temu papieżowi do jego zasług dla Kościoła trzeba bowiem doliczyć ćwierć wieku przy papieżu z Polski. Jeden u drugiego szukał światła; spokojnie można analizować wpływ Jana Pawła na Ratzingera i Ratzingera na Jana Pawła.

W wielu artykułach publikowanych w Polsce przed kanonizacją pojawiła się teza, że w gruncie rzeczy Jan Paweł II niewiele zmienił, a my go upupiliśmy.

To kwestia oczekiwań autorów, którzy chcieliby, żeby papież…

…zjadaczy chleba w aniołów przerobił?

Dokładnie. Albo zmienił to, co ich zdaniem wymaga w Kościele zmiany, ale w rzeczywistości do zmiany nie jest możliwe.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2014