Strażnik

Marek Edelman pozostał z nami jako "strażnik" - nie tylko grobów, ale prawd, których nauczył nas XX wiek.

06.10.2009

Czyta się kilka minut

Zauważył kiedyś: "W człowieku tkwi element zła... Łatwiej jest nienawidzić i zabijać, niż kochać". Dla wszystkich Edelman to Powstanie w Getcie. A powstanie to wojna, zabijanie itd. Edelman tak mówi o tamtych wydarzeniach: "Moje świadectwo nie jest świadectwem o brawurze militarnej. Prawdopodobnie byliśmy dzielni. I co z tego. I tak przegraliśmy, zostaliśmy pokonani. Moje świadectwo jest świadectwem o wartościach, o mężczyznach i kobietach, o miłości i polityce, o więzach braterskich... Chcę powiedzieć z całą jasnością: ruch oporu nie powstał na skutek terroru. Terror zabija opór. Tymczasem życie daje mu duch solidarności i braterstwa".

Na całe życie pozostał "ostatnim przywódcą Powstania w Getcie". Sądzę, że nie było to łatwe, zwłaszcza że absolutnie nie chciał przyjąć roli zasłużonego weterana. Jak żyć, będąc nolens volens "postacią historyczną"? Jego styl dobrze scharakteryzował Jacek Kuroń: "Dla niego Żydem jest każdy prześladowany - niezależnie gdzie i kiedy dotykają go represje. Patrzy na współczesność z tej właśnie perspektywy: obrony prześladowanych i słabych". To ładnie brzmi, ale jest nieprawdopodobnie trudne.

Trudno się angażować w skomplikowane sprawy, które bynajmniej nie zawsze są czarno-białe. Nikt chyba nie wie i nikt się nie dowie, w ile takich spraw angażował się Edelman. Wiem od niego, że czasem miewał rozterki: które represje są niesprawiedliwe, które konieczne? Myślę, że czasem kierował się intuicją. Swoim rozmówcom (Rudi Assuntino, Włodek Goldkorn) wyznał: "Chciałem mieć zawsze własny pogląd na sprawy i być niezależny". I taki był. Właśnie to, w połączeniu z "obroną prześladowanych i słabych" oraz wiarą w siłę miłości do człowieka, było tytułem przyznania mu przez "Tygodnik" Medalu św. Jerzego.

Przy takiej życiowej filozofii nie można nie mieć wrogów. Pokusą, czyhającą na dobrych ludzi, jest pokusa zabiegania o to, by ze wszystkimi żyć w przyjaźni. Niektórzy nawet myślą, że to jest postawa chrześcijańska. Ale tak nie jest. Jeśli w Ewangelii czytamy, że mamy obowiązek miłować nieprzyjaciół, to znaczy, że musimy ich mieć, żeby ich miłować. Patrząc na Edelmana, odnosiło się wrażenie, że z nieprzyjaciół nic sobie nie robił. Problem leży w kalibrze spraw, które nieprzyjaźń prowokują. A on nie był w stanie pozostawać obojętny wobec lekceważenia ludzkiego życia i godności, wobec nietolerancji, fundamentalizmu, egoizmu, chciwości. Dla Edelmana najgorsza była obojętność.

Swoim przekonaniom dawał wyraz chętnie i w ostrych słowach, jakby prowokując rozmówcę. W naszych rozmowach z reguły manifestował gwałtowny antyklerykalizm. Bez litości oceniał Piusa XII. O Janie Pawle II zwykle mówił (do mnie) "ten wasz biały harcerzyk" - nie brzmiało to jednak obraźliwie.

Inna sprawa, że z Janem Pawłem II miał "na pieńku". Było tak: Marek Edelman uważał, że Janusz Bogucki (1916-95), historyk i krytyk sztuki, twórca słynnych wystaw: "Znaku Krzyża", "Artyści stoczniowcom", "Apokalipsa-światło w ciemności", "Droga Świateł - Spotkania Ekumeniczne", powinien być przez Kościół wyniesiony na ołtarze. Sprawę traktował bardzo poważnie i swoje racje wyłożył w liście do Papieża. No i po jakimś czasie otrzymał odpowiedź z Watykanu. W kopercie, jak twierdził, był... święty obrazek z błogosławieństwem i ani słowa odpowiedzi. Musiał czuć się tym dotknięty, bo tę historię opowiadał mi kilka razy.

Z tym większym wzruszeniem wspominam wręczenie mu Medalu św. Jerzego. Wyznał, że zamierzał rzecz potraktować nieco ironicznie, ale to, co spotkał (laudacja, słowa abp. Nossola, klimat uroczystości), całkowicie zmieniło jego nastawienie. Nie udało mi się znaleźć zapisu tego, co wtedy powiedział, ale pamiętam, że Edelman-antyklerykał powiedział wtedy słowa ciepłe, ważne i poważne. Jeśli był antyklerykałem, to antyklerykałem życzliwym. Bywało, że dzwonił do mnie, by powiedzieć, o czym jako katolickie pismo powinniśmy napisać. Ale nawet kiedy nie dzwonił, nieraz czytając teksty pytałem się w duchu, nieco zalękniony: ciekawe, co na to powie Marek Edelman?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Marek Edelman 1919 - 2009