Sporu psa z kotem ciąg dalszy

Dobre obyczaje zalecają pono, by w dyskusji ostatnie słowo miał jej inicjator, a więc w tym przypadku prof. Markowski. Proszę wybaczyć, że naruszam tę zasadę, ale oponent mój w swej replice ("Erudyci i entuzjaści", "TP" nr 35) stawia pewne pytania i wysnuwa nowe tezy. Spróbuję odpowiedzieć.

06.10.2009

Czyta się kilka minut

1. W swoim czasie jedną z naszych polemik nazwałem "sporem psa z kotem". Markowski pisze, że do dziś nie wie, kto jaki gatunek reprezentuje. Wyjaśniam: moje metaforyczne określenie nawiązywało do wcześniejszej jego opinii, że "badacz interpretując powinien odróżniać się od pisarza, a nie iść za nim wiernie jak przysłowiowy pies", co dopełniłem słowami: "powinien chodzić własnymi drogami - jak przysłowiowy kot". Rzecz jasna, że Markowskiego obsadziłem w roli kota, a siebie w roli psa.

2. Markowski dziwi się, że piszę o jego resentymentach, skoro według Słownika PWN resentyment to "żal lub uraza do kogoś odczuwane przez dłuższy czas i zwykle powracające na wspomnienie doznanych krzywd". Według Słownika Kopalińskiego jednak resentyment to także "ansa, animozja" - i w tym znaczeniu go użyłem. Ale byłyby podstawy, by zastosować do artykułu Markowskiego także definicję pierwszą - jakże inaczej bowiem nazwać jego utyskiwania na erudycyjne tortury, jakim poddawani są studenci I roku polonistyki, czy też opinię o poziomie polonistów w ogóle - formułowaną w taki sposób, że czytelnik odnosi wrażenie, iż istnieje wśród nich tylko jeden nowoczesny uczony (zgadnij kto, koteczku), a reszta to tępe ciemniaki. "Lubię chłopcze, żeś mi żwawy" (niech mi mój dawny doktorant wybaczy tę poufałość), ale tu już poniosło Pana zbyt daleko - w stronę pamfletu.

3. Markowski twierdzi, że każda interpretacja skażona jest subiektywizmem, bo innej nie ma, są tylko interpretacje dobre i złe. Być może każda interpretacja skażona jest subiektywizmem, tyle tylko że autor interpretacji historycznej stara się go zminimalizować, a autor interpretacji adaptacyjnej się nią lubuje (zob. M.P. Markowski, "Pochwała subiektywizmu", "Europa" 2005, nr 45). Interpretacja - powiada Markowski - jest dobra, jeśli działa, a działa, jeśli jest oryginalna (pomijam tu trudność, jaką sprawia interpretacja oryginalna, która działa jednak w ten sposób, że wywołuje protest czytelnika). Co zrobi jednak Markowski, gdy po oświadczeniu, że jakaś interpretacja na niego działa, pojawi się nowy Gałkiewicz z pytaniem: "Jak to działa, kiedy na mnie nie działa?".

4. W pierwszym swym artykule Markowski kładł nacisk na potrzebę opanowania na studiach polonistycznych wielu gałęzi wiedzy (filozofia, psychologia, historia sztuki, historia idei), na lekturę najważniejszych książek z wielu dziedzin. W replice akcenty są przesunięte: za naczelne zadanie polonistyki Markowski uważa teraz "profesjonalny trening sprawnych czytelników, którzy poradzą sobie z każdym tekstem". Sprawność taka jest istotnie potrzebna, i to nie tylko poloniście, ale każdemu adeptowi nauk humanistycznych i społecznych. Mogłaby też stać się osobnym kierunkiem studiów uniwersyteckich. Ale nie można uważać jej za centralny przedmiot na kierunku, który nosi nazwę "filologia polska". (Zauważmy przy tym, że sprawność taka polegałaby chyba na poprawnej, ale niekoniecznie oryginalnej interpretacji tekstu, a więc nie spełniałaby oczekiwań Markowskiego!).

5. W artykule "Raport z oblężonego miasta" ("TP" nr 32) akceptował Markowski tylko taką interpretację, przez którą badacz poszukuje w przeszłości "znaczeń pomagających mu rozwiązać (...) kwestie egzystencjalne", nie ukrywając "własnych pragnień i własnych obsesji". Z artykułu "Erudyci i entuzjaści" wynikałoby natomiast, że chodzi mu o zupełnie coś innego; np. celem interpretacji "Sonetów" Mickiewicza byłaby już nie pomoc w rozwiązywaniu trosk egzystencjalnych interpretatora, lecz porównanie języka, jakim mówi poeta o swych przeżyciach erotycznych (co wymagałoby zresztą interpretacji historycznej) z językiem, którego w tych celach używają studenci (tu trzeba by skłonić ich do wyznań tej treści). Proponowany więc model interpretacji miałby być kombinacją interpretacji historycznej i interpretacji zwierzeń studentów? Dziwne to, ale jakże inaczej zrozumieć tę wypowiedź Markowskiego. W innym sformułowaniu celem miałoby być opisanie relacji między erotyką a językiem, co jest niezbyt jasne, ponieważ erotyczne przeżycia poety dostępne nam są tylko poprzez językową mediatyzację. Tak więc - Markowski pozornie podtrzymując koncepcję zawartą w "Raporcie..." - zasadniczo ją zmienia. Nazywało się to dawniej ignoratio elenchi. Ale takim sposobem można dyskutować do końca świata.

PS. Na początku swego artykułu Markowski charakteryzuje moją postawę naukową. Z niektórymi przypisanymi mi cechami (esencjalizm; zainteresowanie teorią, a nie jej wykorzystywaniem) nie mógłbym się zgodzić. Nie będę jednak tymi szczegółami zaprzątał uwagi Czytelników.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2009