Spokojny Komorowski i pędzący Duda

Obecny prezydent mówi do ludzi, którym choć trochę wyszło. Kandydat PiS przemawia na zgliszczach Polski – kraju w ruinie.

04.05.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Hubert Bierndgarski / REPORTER / Łukasz Węgrzyn / AGENCJA GAZETA / MONTAŻ „TP”
/ Fot. Hubert Bierndgarski / REPORTER / Łukasz Węgrzyn / AGENCJA GAZETA / MONTAŻ „TP”

Radom, pani lat 50, chwilę po rozmowie i wspólnym zdjęciu z Andrzejem Dudą, kandydatem PiS-u na prezydenta:
– Powiedziałam, że bardzo miło nam go poznać! A on na to, że to jemu jest miło! Jaki kulturalny człowiek! Z klasą!
Mąż pani: – Fakt. On mi wygląda na kulturalnego, ale wybory wygra gajowy!
Tempo
W zeszłym tygodniu przyglądałem się, jak prowadzą kampanię w terenie dwaj najważniejsi kandydaci do fotela prezydenckiego. Za Bronisławem Komorowskim (we wtorek) jeździłem aż do Krasiejowa, Opola i Brzegu. Za Andrzejem Dudą (w czwartek) do Radomia. Był to tylko ułamek ich spotkań z wyborcami, ale daje on pojęcie, w jakiej obaj są formie na chwilę przed pierwszą turą wyborów.
W terenie szczególnie mordercze tempo narzucił Duda. Jak poinformował mnie jego sztab – odwiedził w czasie kampanii 240 powiatów. Tymczasem Komorowski przez całą pięcioletnią kadencję był w 212 polskich miejscowościach (za portalem „MamPrawoWiedziec.pl”).
Prezydent nie chciał odstawać od pretendenta. Dlatego bywało, że jednego dnia kandydaci odwiedzali po kilka miejscowości.
Przepoczwarzanie
Dla Komorowskiego taki maraton może być trudniejszy do zniesienia. W końcu jest on o 20 lat starszy od konkurenta. Do tego jeszcze przed rozpoczęciem kampanii jego otoczenie zapewniało, że zwycięstwo w pierwszej turze jest w pełni realne. Bronisław Komorowski miał uwierzyć, że 11 maja będzie mógł zacząć wakacje. Jednak taki scenariusz jest już mało prawdopodobny. Choć obóz Komorowskiego wysunął w zeszłym tygodniu hasło mobilizujące elektorat: „Wybierzmy prezydenta w pierwszej turze”, to sondaże pokazują, że taka sztuka się nie uda. W pierwszej turze Komorowski może liczyć na niewiele ponad 40 proc. głosów.
Z drugiej strony prezydent ma też swoje atuty. Chcąc nie chcąc – używa urzędu do promowania siebie jako kandydata. Trudno oddzielić funkcję prezydenta od funkcji pretendenta.
Jeżdżąc w teren, Komorowski nie robi z tego problemu i miękko przesiada się z prezydenckiej limuzyny do partyjnego Bronkobusa. Tak było we wtorek w zeszłym tygodniu.
Komorowski przyleciał samolotem specjalnym i zaczął dzień jako prezydent od odwiedzin Zakładów Azotowych w Kędzierzynie-Koźlu. Potem wskoczył do Bronkobusa i wpadł z wizytą do państwa Wilczków prowadzących rodzinny dom dziecka. W Dinoparku w Krasiejowie też był kandydatem. Za to do pobliskiego Opola pojechał już jako głowa państwa, by podpisać w budynku sądu ustawę o sądach administracyjnych.
Za chwilę – taki był plan – znów miał się przepoczwarzyć w kandydata. Spacerować po rynku opolskim i robić sobie fotki z mieszkańcami. Potem jako kandydat jechać do Brzegu i Oławy.
Zresztą całą kampanię przed pierwszą turą Komorowski zamknie silnym prezydenckim akcentem. Będą to obchody zakończenia II wojny światowej. Na Westerplatte przyjedzie cała masa zagranicznych gości. Prezydent będzie pełnił honory gospodarza, przemawiał – nikt mu tego nie zabroni. Natomiast konkurenci, ze względu na ciszę wyborczą, nie będą mieli czasu na odpowiedź.
Urzędujący prezydent ma więc trochę lepiej niż inni i trudno cokolwiek na to poradzić.
Przeszkadzacze
Ale jest też druga strona medalu. Komorowski, niekwestionowany lider sondaży, prowokuje przeciwników do brzydkich zagrań.
Na jego wiecach pojawiają się krzykacze, którzy zakłócają wystąpienia. Zdarzało się to już kilkanaście razy. W zeszłym tygodniu w Stargardzie Szczecińskim pierwszy obywatel został wyzwany od łotrów i zdrajców Polski. Prezydent replikował.
– Dziękuję także tym, którzy wrzeszczą, za obecność, bo przecież ci wrzeszczący stanowią świetną ilustrację tego, między kim a kim będziecie państwo wybierali 10 maja – mówił Komorowski. – Ci, którzy skandują skandaliczne hasła, ci, którzy obrażają prezydenta Rzeczypospolitej, ci, którzy nie szanują Polski, stanowią dla nas wszystkich zagrożenie. Proszę sobie wyobrazić: jeśli wygra wybory mój konkurent, tacy ludzie będą wchodzili do Pałacu Prezydenckiego, tacy ludzie będą budowali wizerunek naszej ojczyzny na zewnątrz, tacy awanturnicy, tacy przeciwnicy zgody. Nie ma na to naszej zgody.
Komorowski, jak widać, jest przekonany, że „krzykaczy” przysyła mu najgroźniejszy konkurent. Jeśliby tak było – byłby to dla Dudy wielki wstyd. Prezydent usiłuje wykorzystać „przeszkadzaczy”, ale widać, że takie zachowania go irytują i wybijają z rytmu.
Tak było w Brzegu – gdzie mimo deszczu i chłodu zebrało się kilkaset osób. Przez pogodę spotkanie było średnio udane.
W dodatku wszystko usiłował popsuć jeszcze bardziej młody człowiek. Od czasu do czasu wykrzykiwał, żeby czekać do „jesieni, bo wtedy wszystko się odmieni”. Miał na myśli wybory parlamentarne. Akurat stałem obok niego.
Nie jestem pewny, czy jego postępek miał naturę polityczną. Chyba był to raczej przejaw tęsknoty za mołojecką sławą: „Wiecie, że ja też nakrzyczałem na Bronka!”.
Tymczasem nieczyste metody upowszechniają się także wśród „planktonowej” konkurencji. W zeszłym tygodniu obserwowałem, jak Bronkobus z działaczami PO zajeżdża do Opola. Tuż za nim pojawił się autobus Janusza Palikota i minibus z napisem „Korwin”.
Poplecznicy jednego i drugiego kandydata doskonale wiedzieli, że Komorowski ma się przechadzać po rynku. A także jeść lody z dziećmi z wielodzietnej rodziny w cukierni Sopelek. Przed Sopelkiem czekały w pogotowiu, z ulotkami i transparentami, dwie jaczejki: lewacka i prawicowa. Licząc, że poprzez pikietę załapią się do telewizji.
Sztab Komorowskiego jak niepyszny musiał odwołać ten punkt wizyty. Dzieci, które nie załapały się na lody, mogą mieć pretensje do stronników Korwina i Palikota. Ale ci politycy akurat przyzwyczaili nas do niewyszukanych metod.
Relaks
Prezydent znacznie lepiej czuje się na spotkaniach, gdzie wszystko jest pod kontrolą. Takie w ostatni wtorek odbyło się w Krasiejowie w Dinoparku – czyli parku rozrywki dla dzieci.
Na pozór rozmowa o przyszłości polskich rodzin i młodych ludzi na tle skamielin z okresu jury była ryzykowna. Jednak prezydent był jak ryba w wodzie.
Otaczały go dzieci, co przekładało się na dobre obrazki telewizyjne. Wchodziło się na zaproszenia, wszystkich dokładnie kontrolowano. Nie było więc ryzyka, że ktoś zrobi zadymę.
Prezydent uśmiechnięty i zrelaksowany gładził dziatki po główkach:
– Ależ niech tu brykają, jak najbardziej – uspokajał onieśmielone mamy.
– Co tu masz?
– Co tu mam? Paluszki!
– A kim chciał pan być, jak był pan dzieckiem? – drążyły dzieci.
– Leśniczym – odpowiadał z dumą prezydent.
Patrzył na salę, na której byli samorządowcy i prywaciarze. Leśnicy i wojacy. Przedstawiciele mniejszości niemieckiej i braci strażackiej.
Z pogodną uwagą wysłuchał powitalnego przemówienia Jana Labusa, burmistrza pobliskiego Ozimka:
– Szanowny panie prezydencie i szanowna żono pana prezydenta, wszystko zaczęło się od dinozaura!
Komorowski szybciutko podjął wątek: „Mówiło się: »słoń a sprawa polska«, a tu można powiedzieć: »dinozaur a sprawa polska«”.
Przekaz prezydenta jest prosty. Zrobiłem dużo. Jest Karta Dużej Rodziny, Karta Seniora. Zrobię jeszcze więcej, tylko mnie wybierzcie. Powalczymy razem z kryzysem demograficznym, zadbamy o młodych ludzi. Mnie zależy na dużych rodzinach – jestem w tych sprawach praktykiem, a nie teoretykiem.
Muszę przyznać, że Komorowski unikał nierealnych obietnic. Pytany, czy mógłby ulżyć tutejszej hucie, która kiedyś zatrudniała 8 tys. osób, a dziś ledwie 500, odparł, że przemysł powinien być konkurencyjny. Nie dał się więc skusić nawet na jeden mały, niezobowiązujący skok w populizm.
Prezydent – gdy mógł – sprzedawał prztyczki konkurentowi. Na pytanie małej Patrycji: „Ile lat trzeba się uczyć, żeby zostać prezydentem?”, odpowiadał: „Niektórym się wydaje, że w ogóle się nie trzeba uczyć, że można być prezydentem bez doświadczenia życiowego i doświadczenia w pełnieniu funkcji publicznych”.
Nie ukrywał, że chce i lubi być prezydentem Polski: „Gdy jeżdżę za granicę, inni prezydenci mi zazdroszczą. Słucham, co mówią o Polsce, miód leje się na moje serce. Polska się zmieniła. Grzech tego nie doceniać, zabierać nam tę satysfakcję”.
Komorowski opowiada ludziom o Polsce sukcesu. W której wiele rzeczy trzeba zmienić, ale przede wszystkim należy się cieszyć z tego, co mamy. Stawia na stabilność i bezpieczeństwo. Tym chciał kupić wyborców.
Grzmoty
Andrzej Duda to zupełnie inna bajka. Do Radomia przyjechał z ponad godzinnym spóźnieniem. W tym czasie kilkusetosobową publiczność zgromadzoną na placu przy ul. Żeromskiego zabawiał radomski poseł PiS-u Marek Suski.
Zapraszał młodzież z flagami i koszulkami z napisem „Andrzej Duda” na scenę. Prosił, by oczekiwanie skrócić sobie patrzeniem na aktywistki – bo dziewczęta z Radomia są najpiękniejsze na świecie. Zachęcał, by na scenę wchodzili też aktywiści, choć, jak podkreślał, „ja w chłopcach nie gustuję”.
Jednym słowem, gdy Duda stał w korkach, poseł Suski ekspresem jechał w kierunku skandalu.
Godzinne spóźnienie wytłumaczono publiczności w prosty sposób: winna jest Platforma. Obiecywali obwodnicę Radomia? I co? Nie ma! I kandydat Duda stoi w korku. Z Warszawy też nie da się wyjechać normalnie. A i po drodze (choć jest dwupasmowa) ciągle się zatyka.
– Tak wygląda Polska po ośmiu latach rządów PO i po pięciu latach prezydentury Bronisława Komorowskiego – grzmiał Duda.
Oczywiście takie tłumaczenie było śmiechu warte. Sztab Dudy popełnił błąd. Zarezerwował na dojazd z Warszawy na wiec w Radomiu (105 kilometrów) tylko godzinę. Przejechać taki dystans w takim czasie trudno nawet, gdy na drogach są pustki. A gdy zaczyna się długi weekend i tysiące samochodów uciekają ze stolicy, to zadanie niewykonalne.
W kampanii wyborczej nie chodzi jednak o fakty, ale o przekonywanie wyborców. Duda wykorzystał popełniony przez sztab błąd i bardzo zgrabnie przekuł go w sukces.
Za opowieść o zdemolowanych przez PO drogach zebrał gromkie brawa. I szedł dalej w tym kierunku. Opowiadał o pustoszejącej Polsce, z której uciekają na Zachód młodzi ludzie. O zniszczonym przemyśle stoczniowym i górnictwie. O szykanowanej nauce polskiej. O bankach, które transferują zyski za granicę, o rozbitym przemyśle obronnym. Nawiązał do byłych miast wojewódzkich – dziś powiatowych (jak Radom), gdzie władza nie robi nic dobrego.
Andrzej Duda przemawiał na zgliszczach Polski – kraju, który popadł w ruinę. Obiecywał obniżenie wieku emerytalnego, zwiększenie kwoty wolnej od podatku. A nade wszystko odbudowanie ojczyzny: „Kiedyś zbudowaliśmy Gdynię, teraz odbudujemy Polskę. Tylko najpierw trzeba odsunąć od władzy złych ludzi”. Odpowiedziała mu owacja kilkuset osób.
Duda jest dynamiczny, czuje tłum, łapie z nim błyskawiczny kontakt. Z bezbarwnego, nudnego polityka, w czasie kampanii zmienił się w doskonałego gracza – bardzo dobrego, pewnego siebie, obdarzonego refleksem oratora.
Przekaz
Przemawiają do innej publiczności. Komorowski chce przekonać tych, którym (choćby trochę) się udało: „Głosujcie na mnie! Przy mnie jest bezpiecznie, przynajmniej nie stracicie tego, co macie. Dajcie spokój z tym młokosem z szalonej partii”.
Za to Duda mówi do tych, którzy mają poczucie krzywdy. Gdy szli na wiec, mijali na ul. Żeromskiego lumpeksy, biura, gdzie można wziąć chwilówkę, kasę SKOK i niedostępne dla nich banki. Duda mówi im: „Sprawię, że będzie wam lepiej. Mogę wam coś dać”.
Obaj kandydaci spotkają się w drugiej turze – chyba nie ma co do tego wątpliwości. Tym razem Bronisław Komorowski nie uniknie debaty. Niby wszystkie sondaże dają mu zwycięstwo, ale do starcia musi się dobrze przygotować.
Duda jest rozpędzony i nie ma nic do stracenia – jeszcze niedawno mało kto się spodziewał, że będzie taki skuteczny. To dla doświadczonego Komorowskiego groźny przeciwnik. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2015