Spierajmy się

Żadna z osób z takim zaangażowaniem reagujących na słowa Małgorzaty Wosińskiej nie mówi o tym, o czym naprawdę warto dyskutować. Zwłaszcza jeśli myślimy o zachowaniu pallotynów w czasie rwandyjskiego ludobójstwa.

02.08.2011

Czyta się kilka minut

Drukowana w 24. numerze "TP" rozmowa z Małgorzatą Wosińską, etnolożką prowadzącą badania w Rwandzie, wywołała zdumiewające reakcje. Śledząc kolejne wypowiedzi Magdaleny Grochowskiej, Joanny Tokarskiej-Bakir oraz Mariusza Szczygła, które ukazywały się na łamach "Tygodnika" i "Gazety Wyborczej", łatwo dostrzec, że przedmiot tej rozmowy stał się najmniej ważny, najistotniejszą zaś sprawą jest to, iż podważony został jakoby autorytet uznanego dziennikarza i to w dodatku przez osobę, która "nie jest kimś, za kogo się podaje" i która "poglądy (...) ma zawsze pryncypialne i zdecydowane", zaś "doświadczenie zawodowe i, jak wolno sądzić, życiowe - raczej nikłe".

Elementarny brak rzetelności i kultury owych publicznych wypowiedzi nasuwa szereg smutnych wniosków. Chcę zwrócić uwagę na dwie kwestie o zasadniczym znaczeniu. Jedna z nich, merytoryczna, pozostaje w cieniu i właściwie nie interesuje nikogo z trojga komentujących rozmowę o tajemnicach traumy. Druga dotyczy kultury dyskusji i etyki zawodowej komentatorów. Tę drugą uznaję za ważniejszą, bowiem nie spotkałam się wcześniej z tak kuriozalną postacią dyskusji (o ile w ogóle słowo "dyskusja" może mieć tu zastosowanie).

Opowiedzieć o strachu

Już w zamieszczonym na marginesie rozmowy Marcina Żyły z Małgorzatą Wosińską słowie od redakcji "Tygodnika" znajduje się trafna podpowiedź, by czytający wyszli poza pytanie o prawo do strachu człowieka, który znajduje się w sytuacji niewyobrażalnej - okrutnej przemocy, śmierci czy gwałtu. Chodzi o to, jak o tym prawie i tych faktach pisać. Rzecz dotyczy zatem nie dokumentacji faktów, ale "przede wszystkim samej narracji o ludobójstwie i ograniczeń, którym podlegają - lub podlegać powinni - zarówno reportażyści, jak i naukowcy".

We współczesnej antropologii problem narracji jest jednym z kluczowych wyzwań metodologicznych. Nowy paradygmat naszej dyscypliny przekreślił wiarę w możliwość obiektywnego, "prawdziwego" opisu badanej przez antropologa rzeczywistości i wprowadził wymóg stosowania metod weryfikacji danych, pozyskiwanych w trakcie pracy terenowej, z jednoczesną akceptacją tego, że wszelkie zebrane relacje są zinterpretowanymi już doświadczeniami, emocjami, przeżyciami, wyrażonymi w ograniczającym je zawsze języku. Antropolog poznaje więc obraz rzeczywistości tego, kto ją przeżył lub przeżywa. Ma naturalnie szereg poznawczych narzędzi, które obraz ten pozwalają - w zgodzie z wymogami nauki - odtworzyć i zinterpretować tak, by spełnione mogły być podstawowe cele poznawcze, w tym cel nadrzędny: rozumienie.

Zakładać można (i to, w moim odczuciu, w wypowiedzi Małgorzaty Wosińskiej wyraźnie wybrzmiewa), że rozumienie, choć osią­gane innymi poznawczymi strategiami, jest wspólnym celem antropologa i reportera. Różnica owych strategii tkwi w typie narracji. Narracja naukowa i narracja literacka (myślę o tej właściwej reportażowi) są odmienne, ale cel poznawczy jest taki sam - mają przynieść właśnie rozumienie.

I tu pojawia się zasadniczy problem. Mariusz Szczygieł jest autorytarnym obrońcą pewnego typu reportażu. Mówi: "reportaż jest subiektywny - powtarzam to jak mantrę", jakby nie było reporterów, którzy słuchając swych rozmówców, prawo do subiektywności oddają tym, których słuchają, sobie zostawiając prawo do subiektywnego wyboru tematu i partnera rozmowy. Pytanie o to, jaki typ narracji jest tym, dzięki któremu zrozumiemy śmiertelny strach, jest niezwykle ważne. Niestety, nie zainteresowało ono krytyków rozmowy w "TP".

Wspólnota ofiar

Inną istotną kwestią jest potrzeba zweryfikowania zakresu znaczenia terminu "ofiara". Doświadczenia ludobójstwa (choć oczywiście nie tylko one) uzmysławiają, że bycie ofiarą powinno być rozumiane szerzej niźli w sensie prawnym. Wraca tu znów mnóstwo problemów związanych z uczestnictwem w złu. Nie chodzi więc tylko o to, jak o tym mówić, ale o to, kto ma/powinien/musi o nim mówić.

Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że po doświadczeniach współczesnego świata ofiarą jest w jakimś sensie każdy, kto ma kontakt z dziejącym się złem. Im ono większe, tym jego konsekwencje bardziej znaczące. Doświadczamy zła. Bywa, że dotyka nas ono wprost, bywa, że jesteśmy jego świadkami. Bycie świadkiem to też doświadczenie. Zło w postaci tak ekstremalnej, jakim jest ludobójstwo, gwałt, morderstwo, czyni ofiarami wszystkich, którzy znaleźli się w jego kręgu.

O tym właśnie mówi w "Tygodniku" Małgorzata Wosińska. Pokazuje, że konieczna jest rewizja postulatu Philipa Zimbardo. Przyłącza się do głosu wielu, którzy wcześniej potrzebę taką sygnalizowali, ale argumentów dostarcza jej niedawna przeszłość Rwandy i jej dzisiejsza posttraumatyczna rzeczywistość.

Zdumiewające, że żadna z osób, z takim zaangażowaniem reagujących na słowa Małgorzaty Wosińskiej, nie zastanawia się nad tym, o czym naprawdę warto dyskutować, także wtedy, gdy skupimy się na konkretnym przypadku opisu i interpretacji zachowań pallotynów w Gikondo w czasie ludobójstwa i po nim.

Pozorowanie dyskusji

Głównym i jedynym motywem "odpowiedzi" Magdaleny Grochowskiej, Mariusza Szczygła i Joanny Tokarskiej-Bakir stała się obrona Wojciecha Tochmana. Wszyscy troje zgodnie przekonują, jak wielką krzywdę wyrządza nieznana nikomu autorka mistrzowi reportażu. Szczygieł kwestionuje wykształcenie Wosińskiej i przypuszcza "z przyjemnej dla oka fotografii", że zawód swój wykonuje ona od niedawna. Grochowskiej lektura wywiadu w "TP" "pozostawia na języku smak trucizny". Tokarska-Bakir zaś "jako profesor etnologii informuje, że postawa, którą prezentuje Małgorzata Wosińska, nie ma nic wspólnego z obiektywnością etnologiczną".

Nie warto byłoby pewnie komentować treści i poziomu tych wypowiedzi, gdyby nie to, że są publiczne. W Polsce debata naukowa praktycznie nie istnieje. To m.in. jej brak powoduje zastój i stwarza tylko pozory postępu w nauce (spory naukowe generują rozwój myśli), czego konsekwencją ostatecznie jest niski poziom społecznej edukacji.

Można sądzić, że przynajmniej w społeczności ludzi nauki żywa wymiana myśli jest wartością współtworzącą etos tej grupy. A tu - ni etosu, ni debaty. Gdzie indziej odbyłaby się dyskusja o książce i o poruszanym w niej problemie, a opinia publiczna miałaby możność poznać różne punkty widzenia. U nas decyduje to, kto nad kim "góruje doświadczeniem i dorobkiem"; sądy są zaraz zarzutami; kpina i szyderstwo mają funkcję argumentu, a manifestowanie swej wyższości wszelkimi sposobami - także haniebnymi - wyklucza traktowanie rozmówcy jak partnera. W sferze publicznej takie działania zaprzeczają podstawowym zasadom współżycia podmiotów.

W ostatniej dyrektywie "Dialektyki erystycznej" Artur Schopenhauer powiada: "Gdy spostrzegamy, iż siły przeciwnika są przemożniejsze i nasze racje nie będą górą, wtedy rozpoczyna się atak osobisty, wulgarny i obelżywy. Skoro sprawa i tak jest przegrana, pomijamy przedmiot sporu i atakujemy wprost osobę przeciwnika na każdy możliwy sposób, co można nazwać argumentem osobistym".

Taka strategia, typowa w publicznej sferze w Polsce, sprawdziła się i w tym przypadku. Trudno nie czuć zażenowania, gdy stosują ją "dżentelmen polskiego reportażu" i profesor antropologii.

Prof. Katarzyna Kaniowska jest antropologiem kultury, zajmuje się m.in. etycznymi problemami badań antropologicznych. Pracuje w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej na Uniwersytecie Łódzkim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2011