Sorry, taki budżet

Paweł Bravo: co oprócz wina da się w Biedronce i Lidlu kupić z pożytkiem, a nawet radością dla podniebienia?

05.07.2015

Czyta się kilka minut

Marcin Mastalerek, Andrzej Duda i Beata Szydło, kwiecień 2015 r.  / Fot. Adam Chełstowski / FORUM
Marcin Mastalerek, Andrzej Duda i Beata Szydło, kwiecień 2015 r. / Fot. Adam Chełstowski / FORUM

Nareszcie „Kultura Liberalna” uruchomiła kącik satyryczny. Periodyk ten, dotąd aż nazbyt poważny, udzielił głosu doradczyni Narodowego Banku Polskiego, doktorce ekonomii, która twierdzi, że prekariat to pozór, konstrukt, nienaukowy humbug. „Jeśli czynnikiem, który łączy prekariuszy, ma być niepewność – pracy i dochodu z pracy – to prawnik i lekarz znajdują się w tym samym położeniu, co kelnerka zatrudniona na umowę – zlecenie. Oni także nie wiedzą, czy i kiedy przyjdzie do nich klient”.

Oj, wcale nie jest lekko być iluzją, bytem równie niewidzialnym, co przelew za chałturę, czekający już drugi miesiąc w księgowości. Resztkę godności i poczucie istnienia przywrócić może tylko solidny posiłek podlany jak należy winem. Tanim, ale uczciwym, to nie jest wewnętrznie sprzeczne. W każdej zurbanizowanej okolicy znajdzie się Biedronka, a w niej niezawodne w swojej normalności Pe Tinto. Sieć ta z oczywistych względów sprzedaje najróżniejsze wina iberyjskie, ale różnie z nimi bywa, zdarzają się ewidentne świństwa; to jedno zaś tkwi tam niewzruszenie na regałach jak latarnia morska.

Nikogo z czytelników nie posądziłbym o bycie idiotą czy złodziejem, a przecież na przekór tezom, które dochodzą z kół rządowych, wielu z nas z radością wzięłoby godną posadę za sześć tysięcy. Bezwiednie i codziennie mijam kogoś z was w drzwiach któregoś dyskontu. Parafrazując inną frazę komisarki Bieńkowskiej: sorry, taki mamy budżet. Stąd też powstaje pytanie, co jeszcze oprócz wina da się w sieciowym molochu kupić z pożytkiem, a nawet radością dla podniebienia.

Po pierwsze oliwa. Od razu powiedzmy, że każdy bez specjalnego szkolenia pozna się na oliwie z małej tłoczni, z owoców z konkretnego pagórka i gatunku, niefiltrowanej. Tyle że taka oliwa z ludzką twarzą, nawet kupowana u producenta, nie ma prawa kosztować mniej niż 10 euro za litr, zwłaszcza po fatalnych zeszłorocznych zbiorach. I tyle samo kosztuje minimum w Polsce u niszowych importerów, na straganach targów. Ale jej używanie ma sens tylko na surowo. Szkoda wlewać do garnka i na patelnię. Lepiej jako bazę w kuchni trzymać uczciwą, bezpretensjonalną przemysłówkę. Biedronkowa oliwa w kwadratowych butelkach jest w tej kategorii zdecydowanie najtańsza i równie dobra jak inne, przereklamowane konkurentki rzekomo z Włoch (w 90 proc. przypadków ta oliwa jest de facto z Hiszpanii).

Po drugie serek mascarpone. Robiony w Polsce przez jedną z większych mleczarni, jest lepszy od markowych serków włoskich lub niemieckich, jakie przeważnie występują na półkach. Wadą większości z nich jest to, że są zbyt gładkie i przy kręceniu kremu z żółtkami łatwo przechodzą w postać bezużytecznej zupy. Ten z Biedronki jest sztywniejszy, daje większą pewność, choć trzeba zawsze uważać (i wyciągać z lodówki tuż przed użyciem!). Żeby było sprawiedliwie, do konkurencyjnego Lidla wyślę was po inny ulubiony serek: ricottę. Pamiętacie pieczone kulki z ricotty i pecorino? Można też ją po prostu zapiec z odrobiną ziół, polaną warstewką oliwy i posypaną pestkami słonecznika. Ta z niemieckiej sieci jest znacznie lepsza od dowolnej innej, a o połowę tańsza.
Po trzecie przecier pomidorowy. Trochę tak jak z oliwą są dwa wyjścia: albo sięgamy po pierwszoligową, kosztowną markę Mutti, albo bierzemy cokolwiek, byle wyprodukowane na Południu, nie u nas. Pomidory od Portugalczyka nie są ani wyraźnie gorsze, ani lepsze od większości tego, co dostaniecie gdzie indziej. W Lidlu zdarza się genialny przecier z sycylijskich pomidorów w małych butelkach, ale tylko podczas tych nieszczęsnych tygodni tematycznych. Inne, okazjonalne, radosne znaleziska znikają za szybko, by było sens o nich pisać – ale jeśli ktoś wypatrzy gotowe ravioli firmy Rana, to niech koniecznie da mi znać.

Biedronka finansuje rozległe studia nad obyczajami i aspiracjami Polaków, z pewnością wartościowe poznawczo, gdyby tylko zechciała udostępnić raporty. Trochę bardziej banalnie, ale za to publicznie toczyła się finansowana niedawno przez ten sam dyskont konferencja o innowacjach oraz raport o „reformie kulturowej”, jaką chcą nam zaaplikować intelektualiści, sól i duma polskiej klasy gadającej. Wychodząc z założenia, że kultura (w domyśle: swojska, tradycyjna, katolicka, indywidualistyczna) „to swoiste fatum i główna przeszkoda rozwoju”, stworzyli przedziwną mieszankę przenikliwych diagnoz i bezmyślnych prób zawracania Wisły kijem. Tekstów pobudzających, mdłych i całkiem niestrawnych. Mógł ten raport umknąć waszej uwadze, znajdziecie go na stronie answerthe­future.pl (nie ma dla nas przyszłości, tylko jakieś future). Koniecznie trzeba go przejrzeć, przebierając jednak czujnie, jak wśród regałów spożywczych wielkiej sieciówki.

Ostatnie truskawki są drobne z racji suszy, ale anielsko pyszne i choć prekariusz nie pija szampana, też może poczuć pełnię istnienia. Ich smak w ustach niech przetnie nam plebejskie Vinho Verde, radosny kwasibrzuch ze śladem kompocikowej słodyczy. Biedronka, choć portugalska, oferuje niestety tępe, nieczyste i nudne Ponte da Barca. Lepiej wyjść na balkon z żywszym, prostolinijnym Muralhas de Monção, które wypatrzyłem w Żabce. Zwolennicy radosnego kiczu sięgną po biedronkowe Moscato d’Asti Casa Sant’Orsola – brak mu tej świeżości, którą potrafi olśniewać na górnych półkach, ale truskawki to zrekompensują. Byle schłodzić i zachować umiar. Białe okazje tego lata do dwóch dych zamyka lidlowe chardonnay z Południowego Tyrolu sprzedawane pod marką Raetia. W dobie upadku prasowych obyczajów wypada mi zastrzec, że wszystko, o czym tu mowa, piłem i jadłem wyłącznie za swoje i nie łączą mnie żadne komeraże z sieciami handlowymi, poza tym, że robię tam zakupy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2015