Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zdaniem niektórych krytyków do namalowania obrazu autora zainspirowało flamandzkie przysłowie: "Świat jest wozem siana, z którego każdy bierze, ile może". Inni uważają, że inspiracją były słowa Psalmu: "Dni człowieka są jak trawa, przekwita jak kwiat na polu".
Na pustkowiu, w okolicach Kafarnaum, Jezus rozmnożył chleb dla podążających za nim zgłodniałych ludzi. W scenie rozmnożenia chleba znajdujemy wiele szczegółów od lat zaprzątających umysły egzegetów. Już to symboliczna liczba dwustu denarów, których nie starcza na kupno pokarmu dla gromady zwolenników Mistrza z Nazaretu; już to pięć chlebów, dwie ryby, dwanaście koszy ułomków, pięć tysięcy mężczyzn. Zupełnie jak na obrazach Hieronima Boscha. Interpretacje detali też można sobie mnożyć według własnego upodobania.
Św. Augustyn, w charakterystyczny dla siebie sposób, uważał, że pod obrazem pięciu chlebów i dwóch ryb ukrywają się Pięcioksiąg Mojżesza i dwa przykazania miłości, którymi Jezus karmi lud Nowego Przymierza.
Mnie jednak zaintrygował szczegół zgoła marginalny, można by rzec wręcz drugoplanowy. Otóż wszyscy ewangeliści, z wyjątkiem św. Łukasza, podkreślają, że Jezus kazał ludziom usiąść na trawie. Św. Marek zauważa nawet zieloność trawy, a św. Jan doda, że było tam takiej trawy dużo. Dziwne, zważywszy, że był już wieczór, a po spiekocie dnia trawa powinna być nieco zwiędłą.
W Biblii trawa jest symbolem przemijania ludzkiego życia. Gdy Jezus kazał ludziom usiąść na zielonej trawie, znaczyło to, że chciał nadać nowy sens ludzkiej, jakże często skołatanej egzystencji. Pragnieniem Jezusa nie było wyłącznie nakarmienie ludu cudownie rozmnożonym chlebem. Owszem, to rozmnożenie chleba było ważnym wydarzeniem, ale dalece ważniejsze jest, by pokarm otrzymany z Jego rąk przemieniał ludzkie życie. Oto dlaczego Jezus kazał usiąść ludziom na trawie. Tam, gdzie pojawia się On, tam nawet życie spalone słońcem południa, wystawione na zwiędnięcie raz objętych wartości, może się ponownie soczyście zazielenić.
My, katolicy, za każdym razem przyjmując Komunię Świętą, odtwarzamy w pewnym sensie tamtą scenę. Pokarm, jaki mamy przywilej przyjmować w czasie Mszy, ma niezwykłą moc przemiany naszego bytu. Owszem, to kwestia wiary. Nie tylko w Tego, który patrzy na nas. Wiary również w to, że nasze życie wcale nie musi być szaleńczym pochodem beztroski i tymczasowości.