Śmierć pod kontrolą

Czy Claudiu Crulicowi, który zagłodził się na śmierć w krakowskim areszcie, pozwolono "umrzeć pod kontrolą"? Wynika to z komentarzy urzędników, w których rękach przez cztery miesiące spoczywał los mężczyzny.

15.04.2008

Czyta się kilka minut

W Rumunii sprawa Crulica nie schodzi z pierwszych stron dzienników. Opinia publiczna wini za tę śmierć m.in. rumuńskie służby dyplomatyczne, o których mówi się, że nie dopełniły opieki konsularnej. Pod ciężarem krytyki ustąpił ze stanowiska minister spraw zagranicznych. Śledztwo w sprawie krakowskiej tragedii prowadzi rumuńska prokuratura.

Przypomnijmy: "Tygodnik" przed dwoma tygodniami opisał dramat 33-letniego mężczyzny, który zmarł w krakowskim szpitalu MSWiA. Wyniszczony głodówką ważył zaledwie 40 kg przy wzroście 175 cm. Lekarze byli przerażeni jego wyglądem: kości obciągnięte skórą.

Crulic, wraz z przyjaciółką Lice T., był oskarżony o kradzież portfela jednego z sędziów Sądu Najwyższego. I Crulic, i Lice T. mieli wcześniej do czynienia z polskim i rumuńskim wymiarem sprawiedliwości. Jednak tym razem Rumun twierdził, że jest niewinny. Zaraz po aresztowaniu rozpoczął głodówkę, o czym pisemnie poinformował m.in. dyrektora aresztu Stanisława Potocznego. Prosił też o kontakt z rumuńskim przedstawicielstwem dyplomatycznym.

Z każdym miesiącem stan głodującego się pogarszał, trzy razy znalazł się w więziennym szpitalu. W końcu dyrektor Potoczny zwrócił się do sądu o uchylenie Crulicowi aresztu i uzgodnił przeniesienie go na oddział szpitala MSWiA (wszystko udało się załatwić w jeden dzień: 17 stycznia). Ale Rumun cierpiał już na zapalenie płuc i miał odmę opłucnową - powikłanie po sztucznym dokarmianiu w więzieniu. W szpitalu przeleżał niecałą dobę. Zmarł 18 stycznia.

***

Powtarza się pytanie, kto w Polsce powinien poczuwać się do odpowiedzialności za śmierć Crulica. Odpowiedzi oczekuje także strona rumuńska. Wiceminister sprawiedliwości Marian Cichosz mówił na konferencji prasowej: "Wydaje się, że wszelkie procedury zostały zachowane, ale ktoś nie wykazał zwykłego ludzkiego odruchu". Tego "odruchu" na pewno nie było w areszcie przy Montelupich. Dlaczego tamtejszy personel nic nie zrobił, widząc, jak stan Rumuna się pogarsza? Z naszych informacji wynika, że decyzja o przymusowym dokarmianiu zapadła dopiero 14 stycznia, czyli na cztery dni przed śmiercią mężczyzny.

Od 3 stycznia o stanie zdrowia rumuńskiego aresztanta informowany był sąd. W faksach wysyłanych z więziennego szpitala znajdowała się adnotacja o trwającej cztery miesiące głodówce. Czy to nikogo nie zaniepokoiło? Rafał Lisak, rzecznik sądu, stwierdził: "Może się zdarzyć, że areszt zastosowano niesłusznie. Z tego tytułu otrzymuje się później odszkodowanie, i to jest cywilizowany sposób załatwiania tych spraw, a nie wymuszanie decyzji uwolnienia przez głodówkę". Ale przepisy zobowiązują służby więzienne do troski o zdrowie aresztowanych. Stan Crulica zmieniał się podczas tych czterech miesięcy: najpierw nastąpiło zagrożenie zdrowia, później życia.

***

Czy Crulic głodował, bo był niewinny? W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o faktach pozwalających rzucić na tę sprawę nowe światło. Dotarliśmy do pilotki wycieczek pracującej w biurze podróży "Jordan", Sabiny Ciepieli. Twierdzi ona, że 10  lipca Rumun podróżował autokarem z Krakowa do Mediolanu, nie mógł więc ukraść sędziowskiego portfela. Rzeczywiście: Crulic figuruje na liście pasażerów autokaru jadącego do Włoch 10 lipca, jego imię i nazwisko zakreślone jest kółkiem - co oznacza, że wsiadł do autobusu. Obok znajduje się liczba "60" - numer bagażu. Pilotka, choć mogła dać Rumunowi alibi, nie została przesłuchana przez krakowską prokuraturę. Śledczy zadowolili się dowodami świadczącymi o winie Rumuna - fotografiami z monitoringu bankowego, na których podobno widać Crulica wypłacającego pieniądze z bankomatów za pomocą skradzionych kart. Okradziony sędzia miał rozpoznać sprawcę, a sam Rumun w zeznaniach początkowo przyznawał, że 11 lipca był w Krakowie (choć później wnioskował o zmianę protokołu zeznań i dołączenie do akt sprawy owego biletu).

Biuro podróży pisemnie poinformowało prokuraturę, że 10 lipca Crulic wyruszył w podróż do Włoch i nie wysiadł w jej trakcie. Śledczy uznali jednak, że imiennym biletem Rumuna mógł posłużyć się ktoś inny. Dla Ciepieli to wykluczone: znała Crulica, nie mogła pomylić go z nikim innym. Czy teraz pracownica firmy "Jordan" zostanie przesłuchana?

Krakowska prokuratura prowadzi śledztwo badające okoliczności zgonu Claudiu Crulica. Ma ono wyjaśnić, czy nie doszło do "nieumyślnego spowodowania śmierci". Analizowane są dokumenty z aresztu, sądu oraz wyniki inspekcji sądu penitencjarnego. Być może po dwóch tygodniach od ujawnienia informacji o śmierci Crulica za wcześnie orzekać, kto ponosi personalną odpowiedzialność za tę tragedię. Jednak prędzej czy później - oby prędzej - taka odpowiedź paść musi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2008