Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Propozycja SLD, by wypłacać po 400 zł renty „ofiarom Balcerowicza”, trąci absurdem. Bo nawet jeśli uznamy, że po ćwierćwieczu przemian jesteśmy wystarczająco dojrzali, by na poważnie bilansować naszą transformację, to tej „wrzutki” Leszka Millera nie da się uznać za element takiego bilansu. Kto miałby decydować o statusie „ofiary”? Jak oddzielić tych, którym na skutek reform powinęła się noga, od tych, którzy utracili – pracowicie hodowane m.in. przez Millera – PRL-owskie przywileje?
Ale ta propozycja to coś więcej. Wpisanie jej w kontekst odszkodowań dla opozycjonistów-ofiar PRL jest miarą upadku formacji, na której temat można mieć różne opinie, ale która ma przecież swój wkład w przemiany III RP. „SLD wolno mniej” – pisała wiele lat temu publicystka Ewa Milewicz. SLD – partii dogorywającej – wolno wszystko, a nawet więcej. Tak uważa najwyraźniej Miller, chwytający się każdej brzytwy, by uratować zarządzanego przez siebie politycznego, tonącego półtrupa.
Jedyny – choć niezamierzony – „sukces” byłego premiera to chwilowe zjednoczenie PO i PiS-u, których przedstawiciele (wolno sądzić, że w imię przyzwoitości, a nie koniunktury) zgodnie skrytykowali pomysł Sojuszu. Kto by wiele lat temu pomyślał, że chwilowy powrót podziału na „komunę” i „antykomunę” w Polsce A.D. 2015 – Polsce podzielonej z zupełnie innych już powodów – będzie elementem odświeżającym naszą politykę? ©℗