Siła odporności

Kiedy w 1997 r. wygrywała tryumfalnie Akcja Wyborcza Solidarność, bracia Kaczyńscy i ich ówczesna formacja polityczna (Porozumienie Centrum) byli na głębokim marginesie i wydawało się, że z tak wielkiego upadku już się nie podniosą. A jednak najbliższe dwie kadencje parlamentarne: ta, w której rozpadł się AWS, i następna, w której z kolei postępowała autodestrukcja SLD, były czasem mozolnego budowania potęgi Lecha i Jarosława oraz ich środowiska politycznego.

09.10.2005

Czyta się kilka minut

Dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość jest zwycięzcą wyborów parlamentarnych, a Lech Kaczyński - pewnym kandydatem do drugiej tury wyborów prezydenckich. Kaczyńskim udało się przetrwać czas politycznej dekoniunktury i nie tylko odzyskać dawne wpływy (te z początku lat 90.), ale nawet je zwielokrotnić. To budzi respekt.

Pierwszą zatem cechą kandydata Lecha Kaczyńskiego jest odporność na ciosy i żelazna konsekwencja. Odporność, bo się nie załamał pod licznymi niepowodzeniami. Konsekwencja, bo program, z jakim idzie po najwyższy urząd w państwie, nie różni się istotnie od tego sprzed 10 czy 15 lat. Owszem, inny jest kontekst wewnętrzny i międzynarodowy, stąd różnice w proponowanych sposobach naprawiania państwa, ale jądro pomysłów się nie zmienia - Lech Kaczyński (a właściwie Lech i Jarosław Kaczyńscy, bo bracia są politycznie tożsami) to typowa polska prawica: tradycjonalistyczna, domagająca się rozliczeń z PRL-em, etatystyczna i socjalna.

Kandydat PiS urodził się w 1949 r. w Warszawie, w rodzinie inteligenckiej o tradycjach patriotycznych (matka była w Szarych Szeregach, ojciec w AK). Studiował prawo, a następnie pracował na Uniwersytecie Gdańskim, specjalizując się w prawie pracy (jest doktorem habilitowanym). W późnych latach 70. był współpracownikiem Biura Interwencji KSS KOR, w sierpniu 1980 - doradcą MKS w Gdańsku. W stanie wojennym internowany, po wyjściu na wolność działał w podziemiu. Uczestnik obrad Okrągłego Stołu, po wyborach w czerwcu 1989 r. zostaje senatorem I kadencji. W 1990 tworzy z bratem Porozumienie Centrum - machinę polityczną mającą doprowadzić do rozbicia układu wyłonionego w wyborach czerwcowych i do prezydentury Lecha Wałęsy. Po zwycięstwie Wałęsy, Kaczyńscy wchodzą do Kancelarii Prezydenta jako ministrowie stanu, ale już w 1991 r. rozstają się ze swoim patronem, zarzucając mu zdradę haseł, pod którymi zdobył prezydenturę. W 1992 r. Lech Kaczyński zostaje prezesem NIK-u, ale po skończonej kadencji na kilka lat znika z pierwszych rzędów sceny politycznej. Przełomem w karierze jest powołanie go przez premiera Buzka w 2000 r. na stanowisko ministra sprawiedliwości. Jako szef resortu zyskuje wielką popularność, która pozwala nowo powstałej (w 2001 r.) formacji pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość osiągnąć sukces wyborczy. Na fali tej popularności Lech Kaczyński wygrywa wybory na prezydenta Warszawy.

Tradycjonalizm

Lech Kaczyński jest tradycjonalistą. To coś więcej niż szacunek dla tradycji, który Lech Kaczyński okazał jako prezydent stolicy, organizując w sierpniu 2004 r. godne uroczystości rocznicowe Powstania Warszawskiego, czym zyskał sobie powszechne uznanie. W maju tego roku, również jako gospodarz miasta, zakazał gejowskiej parady - co już stało się przedmiotem kontrowersji. Nie wchodząc w ten spór podkreślam tylko, że opowiedział się jednoznacznie za taką wizją przestrzeni publicznej, w której homoseksualiści jako tacy właśnie są nieobecni. To już jest tradycjonalizm.

Innym przykładem jest proponowana przez Kaczyńskich aksjologia nowej Konstytucji (zmiana ustawy zasadniczej jest jednym z filarów programu PiS-u i kandydata Kaczyńskiego). Jarosław Kaczyński mówił na ten temat w Fundacji Batorego w lutym tego roku: "Nie ukrywamy, że należy oprzeć Konstytucję o system wartości, który jest jedynym znanym/występującym/obowiązującym w Polsce. Jego depozytariuszem jest przede wszystkim Kościół katolicki. Jest to system nawiązujący do chrześcijaństwa i tradycji narodowej. Oczywiście, nie oznacza to próby budowania państwa wyznaniowego. (...) Chodzi jedynie o odwołanie się do realnie istniejącego systemu wartości. Polska nie jest takim krajem, jak np. Holandia, gdzie równolegle funkcjonują trzy konkurencyjne systemy wartości: katolicki, protestancki, bezwyznaniowy. (...) W systemie, o którym mówię, nie ma niczego, co byłoby nie do przyjęcia przez osobę niewierzącą, chyba że jest ona osobistym przeciwnikiem Pana Boga. Są tacy ludzie w Polsce, ale to jest mniejszość. Nie sądzę, żeby trzeba było z nimi wchodzić w jakieś szczególnie daleko posunięte kompromisy" (cyt. za www.batory.org.pl).

Rozliczenia z przeszłością

Lech Kaczyński zawsze opowiadał się za rozszerzeniem lustracji, choć ostatnio krytykował zgłaszane przez Platformę Obywatelską pomysły powszechnego dostępu do akt służb specjalnych PRL: "Sprzeciwiam się stwierdzeniu, iż w dokumentach zgromadzonych przez IPN bije źródło prawdy o polskiej historii najnowszej. (...) Rozumiem jednak, iż społeczeństwo, a przynajmniej duża jego część, chce poznać teczki polityków. Dlatego upubliczniłem dokumenty na swój temat i uważam, iż inni politycy powinni uczynić to samo. Inaczej jednak rzecz się ma z moimi kolegami robotnikami z wolnych związków zawodowych, z »Solidarności« (...). Czy ich teczki też mają być przedmiotem publicznych rozważań? Czy powinniśmy na forum ogólnopolskim roztrząsać materiały SB dotyczące Kościoła? Dla każdego, kto przeżył PRL, jest jasne, że im proboszcz był odważniejszy, tym bardziej SB starała się go skompromitować i oczernić" ("Gazeta Polska", 11 sierpnia 2005 r.).

Chce natomiast powrotu do pomysłu politycznego z okresu "wojny na górze": dekomunizacji, czemu mają służyć dwie nowe instytucje: Urząd Antykorupcyjny oraz Komisja Prawdy i Pojednania. Ten pierwszy ma być rodzajem służby specjalnej, druga - specjalną komisją parlamentarną, ale w odróżnieniu od komisji nadzwyczajnych Sejmu zakończonej właśnie kadencji, zakres przedmiotowy jej prac ma obejmować cały okres 1989-2005. Dzięki tym instytucjom Kaczyński ma nadzieję np. prześwietlić podejrzane prywatyzacje i - szerzej - wszelkie nieuprawnione przywileje, w wyniku których powstały fortuny biznesmenów dawniej związanych z PZPR albo wręcz ze służbami specjalnymi.

Silne państwo

Projektowane instytucje mają być elementami budowy silnego państwa. Silnego i aktywnego, by móc przezwyciężyć poczucie bezradności wielu Polaków, którzy nie uzyskali od niego należytej pomocy. Punktem wyjścia tego myślenia były poglądy prawno-karne i działalność Lecha Kaczyńskiego jako ministra sprawiedliwości. Państwo - głosił wtedy - nie może tłumaczyć procedurami własnej bezsilności wobec przestępczości zorganizowanej. Praworządność nie może być alibi dla ochrony morderców i pozostawienia ofiar samym sobie. Z tych samych założeń wywodzą się poglądy Kaczyńskich na konieczny aktywizm państwa w kwestii wyrównywania różnic ekonomicznych. Państwo ma ingerować w gospodarkę, dlatego proponuje się likwidację Rady Polityki Pieniężnej i ograniczenie niezależności banku centralnego. Tłumaczy się to m.in. istniejącymi w gospodarce patologiami - po ich wytępieniu i przywróceniu reguł zdrowej konkurencji państwo ma się wycofać.

Tak czy tak, państwo musi być sprawniejsze. Stąd znaczna liczba reform instytucjonalnych, także struktury władzy wykonawczej. Proponuje się m.in. wzmocnienie pozycji prezydenta, włącznie z przyznaniem mu prawa ingerencji w zakres władzy rządu, prawo odmowy powołania ministra, mimo że wnioskuje o to premier, a także - w przypadku nowo wybranego prezydenta - prawo rozwiązania Sejmu (z uprawnienia tego korzystałaby głowa państwa o innej orientacji politycznej niż sejmowa większość w nadziei, że przyspieszone wybory wyłonią sprzyjającą jej większość).

Rozbudowany socjal

Kandydat Kaczyński ostro krytykuje liberalny program ekonomiczno-socjalny PO i Donalda Tuska. Opowiada się za - jak to określa - "szerokim zakresem zinstytucjonalizowanej solidarności". Takiej prospołecznej linii sprzeciwiają się, jego zdaniem, Platforma i Tusk, domagając się wprowadzenia podatku liniowego. "To jest eksperyment bardzo daleko idący, on całkowicie inaczej ustawia relacje między obywatelami i relacje między społeczeństwem a państwem" - mówi kandydat PiS-u.

***

Tradycjonalizm Lecha Kaczyńskiego może się wydawać zbyt daleko idący, jego recepty na skuteczne państwo miejscami grożą jego paraliżem, a skłonność do budowania kolejnych instancji kontrolnych grozi nadmiernym rozbudowaniem i tak już drogich struktur państwowych. Można się wreszcie obawiać, czy pomysły prosocjalne Kaczyńskiego nie spowodują ucieczki inwestorów, o których polska gospodarka tak bardzo zabiega. Mimo to: po pierwsze, z pewnością nie ma z jego strony żadnego zagrożenia dla polskiej demokracji; po drugie, problemy, na które wskazuje kandydat, są rzeczywiste: od reliktów PRL-u poczynając, na głodnych dzieciach kończąc. Niewątpliwie ich pozostawienie grozi dramatycznym pogłębieniem się podziałów społecznych. Żadna demokracja świata nie wytrzyma takiej eskalacji społecznego rozwarstwienia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2005