Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli czytając ten akapit, ktoś się zaśmiał, to dobrze. Zbliża się niedziela Gaudete - Radujcie się, a uśmiech na twarzy chrześcijanina jest znakiem, że z naszą wiarą w Boga i człowieka nie jest aż tak źle, jak chcieliby tego prorocy pesymizmu. Ale ta przypowieść ma przede wszystkim sens teologiczno-egzystencjalny.
Nie żyjemy na pustyni. Poruszamy się w przestrzeni głosów walczących, by zaistnieć w naszej świadomości. Słowa, słówka, głosy i głosiki docierają do nas zewsząd, mniej lub bardziej nachalnie przekonując do określonej wizji rzeczywistości. W tym chórze łatwo wyróżnić głosy sukcesu, entuzjazmu, radości, zadowolenia z siebie i własnych dokonań. Są też głosy rozgoryczenia, cynicznego makiawelizmu, populizmu, wyrachowania i oskarżania. W wypadku tych ostatnich nie ma największego znaczenia, czy są one prawdziwe lub fałszywe. Ich autorom zdaje się wystarczyć, że wypychają na powierzchnię życia społecznego własne "superego".
Trudno wyróżnić w tym chórze wiarygodnych świadków Królestwa Bożego, ale dzięki Janowi Chrzcicielowi jest to możliwe. On był Głosem niekalkulującym sukcesu w sondażach, ale odważył się mówić opinii publicznej, że należy zmienić sposób życia. Był Głosem, który od początku swej misji mówił: "To nie ja", choć zebrało się wokół niego wielu uczniów. Co najważniejsze: był Głosem, który w odpowiednim momencie potrafił zamilknąć. Nie rozmyślał, czy w historii będzie przestrzeń dla jego osoby. Zaryzykował i milknąc na zawsze, znalazł sobie trwałe miejsce w historii zbawienia.
Nie chodzi mi o to, byśmy przestali mówić, pisać, śpiewać, a nawet, gdy zajdzie potrzeba, krzyczeć. Jest wiele sfer życia społecznego i religijnego domagających się przemian i naprawy ze względu na Królestwo Boże. Dlatego trzeba być Głosem. Ale przygotowując adwentową drogę Panu, trzeba też posiąść umiejętność stworzenia przestrzeni dla zaistnienia kogoś Innego. On też ma swoją opowieść.
Nasz głos ma wartość religijną, jeżeli w odpowiedniej chwili milknie. Gdy zagłusza innych, przestaje być wiarygodny. Tam, gdzie Głos woła, że tylko on ma rację, życie staje się prymitywnym bazarem idei, otwiera się możliwość tyranizowania innych. Gdy jednak pozostawia człowiekowi przestrzeń wolności, aby w jego sumieniu przemówiło żywe Słowo Boga, wtedy posiadacz Głosu staje się głosem wiarygodnym. Życie zmienia się na lepsze.