Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Regine kieruje placówką, a w pracy pomagają jej mąż Steve, córka Angie oraz kilka opiekunek i młody chłopak, który za wikt i opierunek pełni funkcję strażnika oraz wykonuje „męskie prace”. Byłam tam po raz pierwszy na przełomie 2013 i 2014 r. jako wolontariuszka, a na przełomie 2014 i 2015 r. – na zaproszenie rodziny Regine – jako gość.
Wiosną 2015 r. sierociniec stracił wsparcie wolontariuszy, ponieważ organizacja przeniosła swą siedzibę do innego miasta. Placówka żyje głównie z datków byłych wolontariuszy, niektórych zamożnych kenijskich rodzin i niewielkiej sprzedaży przepiórczych jajek. W sierocińcu przebywają dzieci od pierwszych dni życia do siedmiu lat (jedna dziewczynka ma lat 14 i pomaga w zajmowaniu się maluchami). Wiele dzieci zostało szczęśliwie zaadoptowanych, za granicą i w Kenii, na ich miejsce przybywają nowe. Są tam też dzieci, które z racji kalectwa (trójka z porażeniem mózgowym) lub faktu, iż posiadają nadal rodziców, nie zostaną adoptowane nigdy.
To, co mnie uderzyło, to prawdziwa miłość rodziny Regine dla podopiecznych. Widziałam dzieci przyjeżdzające tam w strasznym stanie, a potem zmieniające się nie do poznania, bez symptomów choroby sierocej. Od czasu mojego pierwszego u nich pobytu staram się znaleźć dla nich jakieś wsparcie. Przez prawie trzy lata posyłałam im pieniądze zaoszczędzone po tym, jak rzuciłam w Afryce palenie. Znalazłam dla nich dwóch sponsorów: Polska Fundacja dla Afryki sfinansowała rozkręcenie na miejscu małej produkcji domowego jogurtu, a Fundacja Mają Przyszłość wpłaca co trzy miesiące sumę potrzebną na zapewnienie dzieciom nauki w szkole.
Problemem sierocińca jest to, iż funkcjonuje w wynajętym domu, którego właściciel – zorientowawszy się, że placówka zaczęła odnosić pierwsze małe sukcesy – zaczął grozić wyrzuceniem, jeśli nie zapłacą natychmiast zaległego czynszu. Sierociniec płacił zawsze, ale robił to nieregularnie, wtedy gdy wpływały datki. Właściciel domu, dzięki pośrednictwu miejscowego biskupa, zgodził się, by dzieci zostały tam do końca sierpnia. Potem muszą opuścić dom.
Fundacja Mają Przyszłość rozpoczęła w maju tego roku zbiórkę funduszy na zbudowanie im domu na terenie należącym do rodziny, w pobliżu miasta Nanyuki. Własny dom, w pobliżu którego przepływa rzeka, pozwoliłby zapewnić prowadzącym placówkę niezależność (ogród warzywny, produkcja jogurtu, jajka, własna woda). Ewentualne wpłaty można kierować na konto: Fundacja Mają Przyszłość, ul. Młyńska 45, 62-070 Konarzewo, Alior Bank PL 44 2490 0005 0000 4600 3246 9899. Tytuł przelewu: „dom dziecka w Kenii – darowizna”. ©