Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Styczeń 1983 r. okazał się dla historii jazzu datą nie tyle przełomową, ile raczej węzłową. Przełom zakłada radykalną przemianę, węzłowość zaś rozumiem tutaj jako kulminujące połączenie przeszłości z tym, co się właśnie staje, i co jeszcze ma nadejść. Tak więc 25 lat temu w nowojorskim studiu Power Station odbyła się sesja nagraniowa, w trakcie której powstał materiał na trzy płyty: "Standards, Vol. 1", "Standards, Vol. 2" i "Changes". Wszystkie wznowiono teraz w jubileuszowym pudełku, z nader ascetyczną grafiką wtórnych okładek, za to ze szkicem Petera Rüediego i zdjęciami muzyków w książeczce. Dźwięk, w porównaniu z pierwotnymi kompaktami, różni się co najwyżej ułamkami niuansów, jest znakomity, co warte podkreślenia, bo są to płyty AAD.
Jarrett, Peacock i DeJohnette postawili na tamtej sesji i rozstrzygnęli kilka istotnych jazzowych kwestii. Opowiedzieli się zdecydowanie za wariantem akustycznym; a co więcej: kilkanaście albumów wydanych przez nich w następnych latach to (poza jednym tytułem) rejestracje live. Sięgnęli do wielkiego amerykańskiego śpiewnika, czyli do standardów, ale zagrali je w nowatorski sposób, nie według zasady temat - improwizacja - powrót tematu. W muzyce tria główna linia melodyczna jest słyszana niemal cały czas: nawet w oddalonych parafrazach temat ciągle pozostaje bardzo blisko. W finałach pojawiają się innowacyjne, reinterpretujące rozwiązania. Niezwykłe współbrzmienie tria bierze się również z przemyślenia proponowanej stylistyki, dobrze to słychać w harmoniach i narracyjnych przebiegach. Najpierw więc, np., trzeba było wpaść na pomysł, by z krótkiej, a przejmującej piosenki Billie Holiday "God Bless The Child" zrobić długi (15’32’’), hymniczny trans.
A poza tym w standardach tria słychać i modern jazz, i free, a także parę innych rzeczy.