Sam sobie sterem

"Przeciwnicy zmieniają poglądy, następuje zmiana warty - a ja piszę. Zmienia się etap, zmieniają się przyjaciele i wrogowie - a ja piszę. Sam się zmieniam, czytelnicy się zmieniają - a ja piszę" - deklarował w przedmowie do jednej z książek. Od 1945 do 1989 r. opublikował na łamach "TP" półtora tysiąca felietonów...

07.03.2011

Czyta się kilka minut

We środę, 9 marca, w "Tygodniku Powszechnym" specjalny dodatek poświęcony Kisielowi, a w nim m. in.:

rozmowa ze Zdzisławem Najderem

korespondecja Kisiela z Jerzym Giedroyciem, wybrana przez Tomasza Fiałkowskiego

tekst Andrzeja Friszkego

Jako publicysta, Stefan Kisielewski związany był z "Tygodnikiem" niemal od początku - do redakcji trafił dzięki Czesławowi Miłoszowi, przynosząc początkowo recenzje muzyczne i reportaże, ale także gorzki szkic na temat sensowności Powstania Warszawskiego. Twórczość felietonową rozpoczął od 20. numeru cyklem "Pod włos...", i właściwie w całym swoim dorobku brał "pod włos" władzę, kolegów i czytelników. Tytuły cykli felietonów, drukowanych zawsze na ostatniej stronie pisma, oddają postawę autora wobec rzeczywistości: najpierw objaśniał świat, brał czytelników "Pod włos", swoje racje kładł im "Łopatą do głowy", a gdy nie przynosiło to rezultatu ("Gwoździe w mózgu"), bił "Głową w ściany", żeby w końcu dać za wygraną - kolejne tytuły to "Bez dogmatu", "Wołanie na puszczy", aż wreszcie "Sam sobie sterem...".

Jerzy Turowicz opisywał jego felietony jako "ironiczne, szydercze, nieraz żartobliwe, nacechowane zdrowym rozsądkiem, ostrością krytycznego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość, wielką odwagą cywilną, a zwłaszcza niebywałą niezależnością". Kisiel, zdaniem redaktora naczelnego "TP", był człowiekiem niezależnym, "jak niemal nikt w jego czasach". Jego felietony były na ustach wszystkich - biograf, Mariusz Urbanek, nazwał go jednym z najchętniej czytanych, choć najmniej słuchanych dziennikarzy w PRL.

Rozstania i powroty

Nie jest tajemnicą, że relacje Kisiela z redakcją nie należały do łatwych. Mimo przyjaźni, jaką darzył twórców pisma, wadził się z nimi nieustannie, obrażał, odchodził i wracał na łamy.

Czasem decyzje o odejściu wynikały z presji zewnętrznej, jak w roku 1947, kiedy na kilkanaście tygodni zawieszono go za opublikowanie powieści "Sprzysiężenie", zawierającej śmiałe jak na owe czasy fragmenty obyczajowe. Turowicz otwarcie potępił publikację jako "pogańską, niemal antykatolicką": zaznaczył, że wstrzymanie felietonów Kisiela jest poddaniem go "kwarantannie" i ma być dla autora sygnałem ostrzegawczym, ale jednocześnie wyraził przekonanie o potrzebie jego głosu na łamach "TP". Krzysztof Kozłowski tłumaczył po latach, że felietonista rozumiał, iż "coś trzeba było zrobić w sytuacji, gdy wydawcą »Tygodnika« była jeszcze Kuria Metropolitalna. Wydawca ma prawo, bez względu na to, czy ma rację, czy nie, domagać się przestrzegania pewnych reguł od swoich pracowników". Kisiel pokornie poddał się więc decyzjom redakcji, w kolejnych felietonach ironizując tylko, że został wysłany na przymusowe rekolekcje.

Kolejna taka przerwa wydarzyła się w 1968 r.: za użycie określenia "dyktatura ciemniaków" podczas warszawskiego zebrania Związku Literatów Polskich Stefan Kisielewski został pobity przez "nieznanych sprawców", a także objęty zakazem druku. To wtedy zaczął pisać swój "Dziennik": we własnych zapiskach nie ograniczała go ani cenzura państwowa, ani redakcyjna, i wreszcie mógł dać upust swoim emocjom: "I pomyśleć, że nic się nie da sprostować, bo akurat trwa moja niełaska i te skurwysyństwa zostaną w bibliotekach na wieki"...

Pod koniec lat 80. samodzielna rubryka z felietonem Kisiela, w której jasno podkreślał: "nadal uważam się za szczerze zapraszanego gościa, choć daleko mi do brania odpowiedzialności za to, co się wokół tej wolnej rubryki wypisuje", mieściła coraz więcej rozgoryczenia. Jej autor mieszkał w Warszawie, w redakcji pojawiał się rzadko, co potęgowało nieporozumienia. Ostatecznie ze współpracy zrezygnował w 1989 r. Do felietonu "Powtarzam swoje", sceptycznego wobec wyborów czerwcowych, redakcja "TP" dopisała bowiem: "Kisielu Kochany, uwierz, że to, co się dzieje, to nie gra kilku niesympatycznych Ci facetów, że Solidarność to duża rzecz (...), że te wybory nie przypominają w niczym tych Twoich z 1957 r. Walczyłeś Kisielu tyle lat samotnie i dziś trudno Ci zrozumieć tych, którzy chcą być razem" ("TP" nr 22/89). Słowa te wywołały u Kisiela oburzenie, które wyraził w felietonie "Kolegom z »Tygodnika« do sztambucha": "Jeżeli rubryka »Sam sobie sterem...« jest samodzielnym pismem ukazującym się na ostatniej stronie Waszego »Tygodnika«, to jak można komentarz »Od Redakcji« włamywać do tekstu tegoż pisma? (...) Chcę chociaż raz w życiu wypowiadać się swobodnie, bez asysty cenzora, takiego czy innego" ("TP" nr 24/89).

"Stefan Kisielewski przestał pisywać swoje felietony, zerwał współpracę z »Tygodnikiem«, wycofał swoje nazwisko ze składu zespołu redakcyjnego - pisał wkrótce potem, na 80-lecie Kisiela, Jerzy Turowicz. - Ale fakt ten, jakkolwiek napawa nas smutkiem, nie może przekreślać długich lat przyjaźni i współpracy". Sam Kisiel, w artykule napisanym na 45-lecie pisma, choć ironizował na temat nudy bijącej z jego łamów, ciepło wspominając lata wspólnej historii stwierdzał wyraźnie: "ja nie zdradziłem »Tygodnika« i jego trzeciej, mniej mi znanej Redakcji, której życzę nowej krystalizacji i sukcesów. Nie zdradziłem również mojego stwórcy Jerzego Turowicza". Z kolei Krzysztof Kozłowski, z którym Kisiel do końca utrzymywał ciepłe stosunki, tłumaczył: "Była to decyzja wynikająca ze zmian ogarniających Polskę, a nie spór o cenzurowanie". Kiedy Stefan Kisielewski umierał, Kozłowski był w jego szpitalnym pokoju, z listem Jerzego Turowicza...

Niespełnienie

Marcin Król pisał w recenzji z "Dzienników", że Kisiel nie chciał zmiany Kościoła, tylko zmiany "Tygodnika". Świadczą o tym liczne zapiski prywatne, o tym, jak bardzo irytuje go "Tygodnik" i to, że "nie mają teraz większych zmartwień, jak tylko owe reformy [Kościoła], które tyczą się może świata zachodniego, ale nie nas, bo tutaj głupkowaty moloch komunizmu przytłacza wszystko". I choć przed spotkaniem redakcyjnym był powściągliwy: "W Krakowie będę trzymał pysk na kłódkę, nawet Turowicza nie zwymyślam", potem miał odmienne odczucia: "Ci ludzie nie mają pojęcia już nie tylko o redagowaniu pisma, ale o roli, jaką zaprzepaszczają: jedyny w Polsce tygodnik niemarksistowski, niezależny, prywatny, teraz gdy tylu ludzi nie ma gdzie pisać, mógłby odegrać olbrzymią rolę. Tymczasem jest to wciąż nudne, prowincjonalne pisemko. Aż się rzygać chce! Naciskają mnie, żeby pisać: rzeczywiście forsę biorę za nic [redakcja płaciła mu honoraria przez cały czas zakazu druku, czasem udało się obejść zakaz pod pseudonimem Julia Hołyńska], ale wcale mi się do pisania o niczym wracać nie chce. Tylko jak się im oprzeć? Chyba napiszę raz i drugi coś niecenzuralnego, żeby zobaczyli, że się nie daję - bo o jazzie czy turystyce naprawdę już nie ma sensu".

Czy miał rację? Ile w takich ocenach było przelotnej irytacji? On sam - przez lata walczący z cenzurą dokładnie tak samo, jak pismo, z którym się spierał - musiał mieć gorzkie poczucie niespełnienia. Prozaik, którego książki mijały się z czytelnikiem, bo za czasów PRL-u ukazywały się w emigracyjnym Instytucie Literackim, a po 1989 r. stały się w dużej mierze jedynie dokumentem epoki. Kompozytor, nigdy przecież nie osiągający prawdziwej wybitności. Pełen pasji komentator wydarzeń politycznych, wielokrotnie powtarzający, że jedynym zajęciem, do którego czuje powołanie, jest publicystyka, której uprawianie w warunkach cenzury i zakazu druku było niemożliwe... Jak pisał Marcin Król: "Jakież to smutne i jakie typowe dla polskiej kultury, że jeden z jej najwybitniejszych reprezentantów pozostaje człowiekiem niespełnionym, gorzkim i rozczarowanym".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z dodatku „Stulecie Kisiela (11/2011)