Sądy ludowe

Już mniej więcej wiadomo, po co powstał internet.

28.03.2016

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz /  / Fot. Grażyna Makara
Stanisław Mancewicz / / Fot. Grażyna Makara

Dwa słowa sumują jego funkcje – handel i sąd. Zaiste, nigdy wcześniej, odkąd wymierzamy sprawiedliwość i robimy interesy, te dwie zasadnicze potrzeby człowiecze – czyli poczucie sprawiedliwości i potrzeba bogacenia się – nie były zrośnięte w jeden żywiący się organizm. Oczywiście nie będziemy się dziś zajmować biznesem, ale wymiarem sprawiedliwości, bowiem mniemamy zasadnie, że jego wirtualna odmiana zdominuje i zastąpi niebawem wymiar sprawiedliwości w realu.

Słusznie mniemają Czytelnicy, że wraz z wartkim nurtem tej skromnej pracy piśmiennej zmierzamy nieubłaganie ku diagnozom strasznym. Zauważmy i nie bójmy się tego rzec głośno, że lud coraz to śmielej woła, by wymiar sprawiedliwości działający w archaicznych salach sądów powszechnych, posługujący się takoż archaicznymi kodeksami, obyczajem, formułami i regulacjami, bardziej przylegał do sprawności sądzenia w przestrzeni wirtualnej. Sądzenie w internecie jest nowoczesną, ale gdy się przyjrzeć baczniej, całkowicie tradycyjną odmianą wymierzania sprawiedliwości, czyli instytucją zwaną sądem ludowym, bądź jak kto woli – trybunałem rewolucyjnym z gatunku tych wszystkich, z którymi ludzkość miała do czynienia po wielokroć.

Sąd ludowy, w bardzo skróconej definicji, polega przede wszystkim na wymierzaniu kary wedle sumienia, poczucia sprawiedliwości mas, a nie według legalności, czyli kodeksów i paragrafów. Sąd ludowy dysponuje tylko dwoma wyrokami – uniewinnieniem albo skazaniem na śmierć. Nie trzeba chyba dodawać, że ten pierwszy ogłaszany jest szalenie rzadko. Sądy ludowe nie przewidywały obowiązku przesłuchania oskarżonego czy świadka, ich wyroki nie podlegały kasacji czy apelacji i były wykonywane w ciągu najdalej kilku dni.

Przez wiele ostatnich lat ludowego sądzenia w internecie mieliśmy do czynienia z oskarżeniami bardzo różnorodnymi, ale z wyrokami niemal identycznymi. Zawsze był to po prostu wyrok śmierci bądź o śmierć się ocierający, bądź śmiercią trącący. Była to śmierć traktowana nieco parabolicznie, choć – rzec trzeba – aż nadto mieliśmy do czynienia z samobójstwami oskarżonych, czyli przeniesieniem wyroku z ekranu do egzekucji w rzeczywistości, w której obowiązują prawa grawitacji, zasady fizyki oraz reakcje chemiczne. A to kogoś odsądzano od czci, kogoś od wiary, kogoś, bo był za gruby, innego z powodu chudości. Były oskarżenia i wyroki w sprawach wydawałoby się błahych, takich jak niemodne odzienie, brak odzienia, odzienie za kuse bądź za obszerne czy pryszcz na nosie. Wyrokiem, jako się rzekło, była zawsze śmierć lub jej pragnienie. Nikogo nie uniewinniono.

Wszystkim, którym wydawało się, że na tym owe sądy poprzestaną, rzec trzeba, że nie byli wystarczająco przewidujący. Otóż dziś bardzo wyraźnie widać, że tendencja jest taka oto, by sposób osądzania w internecie, owego osądzania „naturalność”, zwolnienie od „filozofowania”, imponująca sprawność, zwłaszcza brak biurokracji, kosztów sądowych, wolność od mozołów jurydycznych, podejrzeń o korupcję sądu, by wszystkimi tymi zaletami użyźnić świat pozaekranowy. Mawia się, że pierwsza jaskółka wiosny nie czyni. Otóż bezwzględnie czyni. Wyroki internetowe zostały przeniesione do realu, choćby podczas ostatnich wyborów. Parę dni temu sąd ludowy rozważał winę pewnej niebacznej internautki, co jest dziś – owszem – normalne. Jednak fakt, że ów wyrok został przeniesiony do głównych wydań państwowych wiadomości telewizyjnych, i to bodaj trzy razy pod rząd, dzień w dzień, czyli do wymiaru bynajmniej nie anonimowego, daje do tzw. myślenia. Wyrok ogłaszał spiker na etacie państwowym, cytując niemal słowo w słowo opinie anonimowych członków internetowego trybunału ludowego. Ta obserwacja skłania nas do uznania, że oto stało się, i że się dzieje. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2016