Rzymskie wakacje

Wczesne lata 90., jak dobrze, żeście były! O czasy, gdy wakacyjny wyjazd za granicę był wydarzeniem, o którym mówiło się potem długo, pokazując rodzinie wywołane na błyszczącym papierze fotografie.

19.09.2017

Czyta się kilka minut

Czasy, w których rodzice musieli wybierać, czy zwiedzamy wszyscy Muzea Watykańskie, czy raczej Forum Romanum, bo na obie atrakcje nie było nas stać. Prawdę mówiąc, na jedną też nie za bardzo. Czasy, w których dziadek kupił nam w Wiedniu jedne lody cytrynowe na spółę, bo dwie kulki kosztowały tyle, co nasza dzienna stawka żywieniowa. Lizanie Zachodu przez szybę, bagażnik naszego poloneza pełen mielonki w puszce i zupek chińskich, zakupy w tanim sklepie As w San Benedetto del Tronto i grupy Czechów zaopatrzonych w „kalkulaczki”, na których ciągle przeliczali kursy walut, a to wyjmując z koszyka wino w pięciolitrowych baniakach, a to je tam wkładając, w zależności od wyniku.

Myślałam o tych wyprawach do lepszego świata, gdy kilka dni temu znalazłam się w Rzymie z przyjaciółką, która była tam po raz pierwszy. Minęło ponad 20 lat od owych pamiętnych wyjazdów zielonym poldkiem, z noclegami gdzieś na kempingach, i wszystko się zmieniło. Przede wszystkim zaś turystyka, bo świat radykalnie się zmniejszył.

„To nie turystyka, to inwazja” – głosiły napisy na transparentach, które w sierpniu tego roku trzymali w rękach protestujący przeciwko najazdom turystów mieszkańcy Barcelony i Majorki.

Arran, anarchistyczna grupa radykalnych przeciwników masowej turystyki, w sierpniu tego roku napadła na podróżujących autokarem po Barcelonie brytyjskich turystów, tnąc opony ich autobusu i malując sprayem hasła w rodzaju „Masowa turystyka zabija naszą okolicę i rujnuje jej mieszkańców”. Premier Hiszpanii Mariano Rajoy potępił te incydenty, nazywając Arran ekstremistami, jednak ich radykalne działania znalazły tu i ówdzie poklask.

Sytuacja w wielu miejscach jest bowiem coraz trudniejsza. Enrico Mignardi, urzędnik odpowiedzialny za transport publiczny w Wenecji, postulował niedawno ustalenie dziennych limitów turystów, którzy mogliby zobaczyć miasto. Każdy jadący do Wenecji powinien najpierw zrobić rezerwację online i tylko z nią miałby prawo spaceru przez plac św. Marka i przeprawę gondolą po Canal Grande. Tego lata ponad dwa tysiące mieszkańców miasta protestowało przeciwko masowej turystyce, bo przez nią Wenecja dramatycznie się wyludnia i jak tak dalej pójdzie, to za kilka lat zostaną w niej wyłącznie turyści. Byłby to pierwszy taki przypadek w historii ludzkości i – jak mówią lokalni działacze – całkowita katastrofa.

Anna Pollock, założycielka Conscious Travel – organizacji wspierającej mieszkańców turystycznych miejsc w ich walce z bezrefleksyjną i krótkowzroczną polityką władz lokalnych nastawionych na masową turystykę – pisała niedawno o tym, że najważniejsza zmiana prawdopodobnie już się dokonała: mieszkańcy Barcelony, Wenecji czy Majorki zaczęli rozumieć, że okolice, w których mieszkają, to nie tylko źródła przychodu, które należy nieustannie i do cna eksploatować, ale przede wszystkim wyjątkowe miejsca wymagające ochrony i ocalenia przed zadeptaniem. Domagając się zmian, zaczynają odnosić pierwsze sukcesy.

Masowa turystyka przynosi miliardy zysków, ale w tym samym czasie generuje miliardy kosztów – począwszy od zużywanej przez turystów wody, energii i produkowanych śmieci, przez wzrost cen w miejscach obleganych przez gości, po wypychanie z nich lokalnych społeczności, których życie w turystycznych dzielnicach staje się niemożliwe.

Podobnie jak samo bycie turystą i czerpanie korzyści z podróży – czego doświadczyłam próbując właśnie zwiedzić Muzea Watykańskie. Płynąc gigantycznym ludzkim potokiem, jednostajnie szybkim tempem od sali do sali, porywającym maruderów, otoczona lasem selfie sticków, na których jaśniały smartfony nieustająco nagrywające filmiki, dwukrotnie doznałam ataku paniki, czując, że umieram, bo napierający na wejście do Kaplicy Sykstyńskiej tłum nie zważał na jednostki mniej odporne. Swoboda ruchów pod sklepieniem Kaplicy była mniej więcej taka jak w trakcie pogo na koncercie Izraela pod sceną festiwalu w Jarocinie w 1986 r. Co człowiek podniósł głowę, by choć przelecieć wzrokiem freski, tłum napierał i trzeba było się przesunąć, by zrobić miejsce tym, co za nami. Przecież jeszcze tak wielu z nas nie sfotografowało (nielegalnie, bo jest zakaz) stworzenia Adama, żeby je wrzucić na Instagrama! Krótko mówiąc – limity watykańskich muzeów nie były specjalnie wyśrubowane. A może powinny. Granice pojemności sal muzealnych nie powinny stanowić jedynego ograniczenia.

Doświadczenia podejmujących refleksję nad masową turystyką Barcelony czy Wenecji mogłyby stać się cenne także dla nas, w końcu magiczne Krakowy, Wrocławie i Sopoty to główne cele podróży niejednego liczącego na tanią wódkę i łatwy seks Brytyjczyka i innych „kawalerów”. Że tak jednak nie będzie, przekonuje chociażby lektura „Strategii rozwoju turystyki w Krakowie na lata 2014–2020” dostępna na stronach miasta. Szkoda, że jak zwykle zorientujemy się za późno. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2017