Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W latach 60. XX w., podczas złotej ery odrzutowców, wierzono, że przyszłością są samoloty ponaddźwiękowe. Gdy trzy dekady później rozwój Azji przyczynił się do boomu w lotnictwie, uznano, że trzeba postawić na wielkie samoloty, zdolne przewozić nawet 800 osób między największymi lotniskami.
A jednak dwukrotnie się pomylono. Ponaddźwiękowy concorde był zbyt drogi w eksploatacji. W minionym tygodniu zaś koncern Airbus ogłosił, że za trzy lata zaprzestanie produkcji modelu A380, największego samolotu pasażerskiego świata. Wśród towarzystw lotniczych maszyna okazała się mniej popularna, niż zakładano: jest rentowna na najdłuższych rejsach, ale już nawet na popularnej trasie Londyn–Nowy Jork (kilkadziesiąt połączeń dziennie) linie wolą używać nieco mniejszych samolotów – za to częściej. Nie wszystkie duże lotniska mogą obsługiwać A380, a dziś pasażerowie coraz niechętniej się przesiadają. Samolot zabiera też stosunkowo niewiele cargo, które na długich dystansach przynosi liniom spory zysk i wpływa na zyskowność połączeń.
Projekt, bez skutku, próbowano reanimować. W zamian za nowe zamówienia Francja chciała nawet dopuścić Chiny do współpracy w produkcji. Z A380 zaczęły chętniej korzystać linie czarterowe (zapowiadając np. dowożenie pielgrzymów do Mekki). Pojedynek gigantów na niebie wygrał więc sprawdzony boeing 747, od którego pierwszego lotu minęło właśnie pół wieku. Ale przyszłość należy do nowych, ekonomiczniejszych modeli amerykańskiego B787 i europejskiego A350. Tak przynajmniej zakładamy dzisiaj. ©℗